Ścisk na szczycie ekstraklasowej tabeli jest naprawdę duży. Jagiellonia – 48, Lech – 47, Lechia – 46, Legia – 45. Biorąc pod uwagę podział punktów, który dopiero nastąpi, naprawdę trudno cokolwiek prognozować. Wiadomość dnia jest natomiast taka, że w tej czwórce, która dziś jest w gronie głównych kandydatów do tytułu, znajduje się z niewielką stratą obecny mistrz. Podopieczni trenera Magiery wygrali z Wisłą Kraków, ale nie bez problemów.
To mógł być wieczór Łukasza Załuski. Pierwsza sytuacja Kaspera Hamalainena i świetna interwencja bramkarza gości. Druga sytuacja, już autorstwa Miroslava Radovicia, i świetne ustawienie wraz z wyeliminowaniem większości wariantów – Rado, który otrzymał idealnie wymierzone prostopadłe podanie od Guilherme, położył jednak Załuskę, przekładając piłkę na lewą nogę. 1:0 po jedenastu minutach gry.
Kiedy wydawało się, że Legia podkręci tempo i będzie chciała szybko podwyższyć, do głosu doszła Wisła. Malarz koniuszkami palców odbił strzał Boguskiego, Cywka niecelnie uderzył z dystansu, a po dużym zamieszaniu w polu karnym po rzucie rożnym ze świetnej pozycji nie skorzystał Zachara. Okej, napastnik Wisły miał dwóch rywali wokół i mało czasu, ale miał też właściwie pustą bramkę i nie powinien marnować takich okazji.
Dobry napastnik by to trafił #LEGWIS pic.twitter.com/6sqEnARBLl
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) March 12, 2017
A gospodarze odpowiedzieli na to jedną akcją – świetne podanie z defensywy do Radovicia, który wyprzedził Gonzaleza, poczuł kontakt z rywalem i padł na ziemię. Legionista domagał się czerwonej kartki, a sam zasłużył na żółtko. Zapytany o to, czy kontakt z Gonzalezem sprawił, że upadł, odparł wymijająco: – To był ewidentny faul… Nie, to było padolino.
O ile w pierwszej połowie mieliśmy całkiem sporo emocji – nawet takich okołomeczowych w postaci przepychanek, prób nokautu rywala łokciem (Małecki), zbyt sztucznego poszukiwania fauli (Radović, Guilherme) – o tyle po przerwie działo się znacznie mniej. Kiko Ramirez chciał coś zmieniać w grze Wisły, ale nie za bardzo wiedział, jak. Udało się wymienić bocznego pomocnika, za słabego Zacharę wszedł Stilić i goście przez pół godziny mieli odrabiać straty bez napastnika. Jeszcze jedno spojrzenie na ławkę: bramkarz Miśkiewicz, obrońca Bartkowski, obrońca Spicić, defensywny pomocnik Uryga, aż w miejsce Brleka wszedł obrońca Bartosz. Jednym słowem: dramat.
Gra ożywiła się w ostatnim kwadransie. Znów po dograniu Guilherme i znów po dograniu Radovicia piłka trafiła w słupek, znów świetną okazję miał Hamalainen, ale nie zdołał nawet oddać strzału. W odpowiedzi Małecki oddał strzał ze skraju pola karnego i pomylił się o centymetry. Wisła, opadając dodatkowo z sił, miała w ofensywie niewiele argumentów, a mogła dostać drugiego gola – po indywidualnej akcji i mocnym strzale Odjidji-Ofoe znów świetnie interweniował Załuska. Problem jednak w tym, że dobry zawodnik między słupkami to trochę zbyt mało, by zatrzymać Legię. Goście, owszem, nie dali się zdominować i zepchnąć do defensywy, grali dość odważnie, wymieniali sporo podań, ale znów: kłopot był z dochodzeniem do klarownych sytuacji strzeleckich.
A zespół Magiery? Wygrał zasłużenie, ale z pewnością nie przekonał kibiców. Obniżkę formy względem poprzedniej rundy widać gołym okiem, ze sprowadzonych zimą piłkarzy tylko jeden znalazł się w pierwszym składzie – grający poniżej możliwości Jędrzejczyk. Nagy zaliczył debiut w Legii, na ławce nie było ani Chukwu, ani Necida, a występujący na szpicy Radović wypadł naprawdę nieźle. Cztery ostatnie domowe występy Legii i cztery trafienia Serba.
Mimo to, wobec jego osoby pozostaje duży niesmak…
A tu jeszcze raz, Radovic podcięty przez przelatującego komara
— MarcinLechowski (@MarcinLechowski) March 12, 2017
Hehehe. pic.twitter.com/im60t8HEqr
— Adam Delimat (@a_delimat) March 12, 2017
Fot. FotoPyk