Reklama

Najsłabsza wersja Messiego, najsłabsza wersja Barcelony

redakcja

Autor:redakcja

12 marca 2017, 18:40 • 3 min czytania 17 komentarzy

8:0. Taki wynik niemal rok temu z El Riazor przywiozła pędząca wtedy po mistrzostwo Hiszpanii Barcelona. 1:2. Taki przywozi dziś, ledwie kilka dni po tym, jak zachwyciła cały piłkarski świat pogonią za Paris Saint Germain. Grając przeciwko Deportivo La Coruna jeden z najgorszych meczów za kadencji Luisa Enrique, dostosowując się tym samym poziomem do swojego lidera Leo Messiego. Który z kolei możliwe, że zagrał dziś wręcz jedno z najsłabszych spotkań w historii występów dla Barcelony.

Najsłabsza wersja Messiego, najsłabsza wersja Barcelony

Jeden celny strzał. Tak łatwy do złapania, że German Lux mógłby przed interwencją skoczyć przez kozła, zrobić przewrót w przód i uśmiechnąć się do rodziny i przyjaciół na trybunach. A i tak dałby radę złapać go w zęby. Jedenaście niecelnych podań, częściej niż co piąte lądujące pod nogami przeciwnika. Jeden udany drybling na dziewięćdziesiąt minut. Nic, żadna cyferka ani też pozostawione po sobie wrażenie wizualne – bo przecież liczbom zdarza się kłamać – nie broni dziś Leo Messiego. Raymond Domenech, który powiedział ostatnio, że Argentyńczyk to piłkarz tracący swoje walory, a na którego słowa wielu reagowało z politowaniem, może otworzyć oszczędzane na specjalne okazje czerwone wino i nalać sobie sporą lampkę. Bo dziś Messi zrobił wszystko, by potwierdzić jego słowa.

Na boisku brakowało więc jednego lidera – Messiego. Brakowało też drugiego. Neymara, który od Luisa Enrique dostał wolne. Nie było siedzących na ławce Iniesty i Rakiticia. To sprawiło, że drzwi do pierwszego składu otworzyły się przed Sergim Roberto, Ardą Turanem, Denisem Suarezem czy Andre Gomesem. I pokazało, że dla dobra ogółu lepiej by było, gdyby dla Portugalczyka i Turka pozostały one zamknięte. Bo o ile Denis Suarez był dziś całkiem groźny, a po Sergim Roberto widać było rozochocenie bramką na 6:1 w środowej strzelaninie na Camp Nou, o tyle Arda zagrał na poziomie Messiego (ale niestety tego z dziś), a Andre Gomes na poziomie… Andre Gomesa. I wszystko jasne.

Deportivo nie zamierzało więc czekać, aż coś się samo wydarzy, zdecydowało się pomóc szczęściu. Planem na mecz Pepe Mela, pamiętającego że bilans dwóch meczów Depor z Barceloną w 2016 roku to 0:12, miała być antigoleada. Zabezpieczenie tyłów, wybicie Barcelonie z głowy spektakularnych wjazdów w szesnastkę. Szybko jednak zorientował się, że tylko tchórz nie sięgnąłby po pełną pulę przeciwko tak apatycznej Barcy. Dzięki czemu broniące się przed spadkiem Deportivo skończyło mecz z niemal dwa razy większą liczbą celnych strzałów niż wciąż urzędujący mistrz kraju, a na tablicy wyników na El Riazor pojawiło się, brzmiące przed meczem kompletnie nierealnie, 2:1 dla gospodarzy.

Tym bardziej trudne to do uwierzenia, że Barcelona straciła dziś dwa gole po pośrednich stałych fragmentach gry, podczas gdy dotychczas dała ich sobie tyle wbić we wszystkich 26 meczach tego sezonu razem wziętych. Że Marc-Andre Ter Stegen miał dziś znacznie więcej ciężkiej roboty niż nastawiający się pewnie na dziewięćdziesiąt minut wyczerpującej orki German Lux. Znamienne, że rzuty rożne zakończone golami Joselu i Alexa Bergantinosa były efektem bardzo groźnych strzałów, z którymi musiał sobie radzić niemiecki bramkarz.

Reklama

Barcelona potrafiła odpowiedzieć tylko raz, konkretnie – za sprawą jedynego, którego występu zawodem nazwać nie można. Luisa Suareza. Ani przez moment nie prowadziła jednak w tym spotkaniu, bo i na to prowadzenie zwyczajnie nie zasłużyła. I choć remis mogła uratować, bo w samej końcówce Navarro zagrał piłkę ręką we własnym polu karnym, tym razem los odebrał jej to, co dał w meczu z PSG. W środę było wskazanie nieprawidłowe, dziś za to zabrakło prawidłowego.

Ale też trzeba to powiedzieć wprost – tak, Barcelonie należał się karny. Ale nie, nie należał się jej za dzisiejszy występ choćby punkt.

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Hiszpania

Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
5
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Komentarze

17 komentarzy

Loading...