Reklama

Pierwszy pozytyw powołań – znów zobaczymy Milika w biało-czerwonych barwach

redakcja

Autor:redakcja

10 marca 2017, 14:14 • 3 min czytania 6 komentarzy

Powołanie dla Arkadiusza Milika to z pewnością pozytywna wiadomość – napastnik jest zbyt dobrym i ważnym piłkarzem dla kadry, by jego ubytek po jakimś czasie nie stał się uciążliwy. Można kombinować z ustawieniem, grać na jednego napastnika, podwieszać kogoś pod Lewandowskiego i tak dalej, ale wiadomo, że najlepsi jesteśmy z dwiema strzelbami z przodu. Wkład Teodorczyka w meczu z Rumunią trzeba docenić, lecz Milik piłkarsko siedzi na innej półce. Powrót Arka do kadry nie odbywa się jednak przy powszechnej euforii – mamy bowiem całkiem poważne podstawy, by odczuwać niepokój w związku z pozycją Polaka w jego własnym klubie.

Pierwszy pozytyw powołań – znów zobaczymy Milika w biało-czerwonych barwach

Wiadomo, na razie nie pora bić na alarm, nie pali się, przecież po takiej kontuzji powrót piłkarza do składu musi trochę potrwać. Pierwsze diagnozy były dramatyczne, mówiły nawet o przerwie do końca sezonu, tymczasem napastnik już na początku lutego usiadł na ławce rezerwowych. Z kolei na boisku po raz pierwszy pojawił się w meczu z Realem Madryt – zagrał siedem minut – i od tego czasu dostaje swoje szanse. Tu kwadrans, tu pół godzinki, a z Juventusem w Pucharze Włoch był nawet pierwszy skład i godzina grania.

Milik się więc odbudowuje, ale nam chodzi o co innego – mianowicie, jeśli Mertens nie zejdzie na ziemię i nie przestanie strzelać jak nakręcony, to Polakowi będzie trudno do końca sezonu odzyskać miano pierwszego napastnika. Od momentu gdy Milik znalazł się na ławce rezerwowych – czyli od czwartego lutego – Belg strzelił pięć goli w Serie A i jedną w Lidze Mistrzów. Był już taki moment, kiedy myśleliśmy, że Mertens się zaciął, bo nie strzelił z Genoą i Atalantą, a z Chievo nie zagrał, lecz w ostatnim spotkaniu z Romą znów odpalił. Szczęsny musiał po jego uderzeniach dwa razy schylać się po piłkę do siatki i Rzymianie przegrali z Napoli 1:2.

Co gorsza – Mertens nie tylko strzela, on przede wszystkim fantastycznie gra. Przypominamy sobie mecze, choćby wysokie zwycięstwo nad Bologną, gdzie poza golami dorzucał kapitalne dryblingi i asysty będące tak naprawdę wystawkami na pustą bramkę. Belg ma absurdalnie szeroki wachlarz zagrań, o czym zresztą świadczy fakt, że grywał w Neapolu i na skrzydle. Nie stanowi dla niego problemu zejście głębiej do klepania z Hamsikiem i Zielińskim, nie da się dogonić obrońcom przy dynamicznej kontrze, potrafi dorzucić piłkę czy zagrać ją płasko wzdłuż bramki. No i wykończenie… Ta fenomenalna podcinka nad Szczęsnym pokazała, że mimo całego arsenału zwodów i podań charakterystycznych dla skrzydłowych czy ofensywnych pomocników, Mertens potrafi też być “dziewiątką” w najlepszym, klasycznym stylu.

Neapolitańczykom został zaś do grania już prawdopodobnie tylko jeden front. Wiadomo, Liga Mistrzów jest mimo wielkich nadziei przegrana, z kolei w Pucharze Włoch po porażce 1:3 na wyjeździe z Juventusem też łatwo nie będzie. Po środzie oczywiście ciężko w europejskim futbolu kogokolwiek i kiedykolwiek skreślać, ale… No nie, nie wierzymy. Jeśli więc Napoli poleci z rozgrywek pucharowych, ekipie Sarriego zostanie do zagrania już tylko 11 kolejek ligowych. Jedenaście meczów, właściwie każdy z metką: “o awans do przyszłorocznej LM”. Trudno oczekiwać, że Sarri będzie rotował składem, trudno oczekiwać, by na tak newralgicznej pozycji jak snajper zaczął kręcić karuzelę. Nade wszystko – trudno oczekiwać, że trener zamieni strzelającego Mertensa na dopiero wracającego do formy Milika.

Reklama

Przed Polakiem stoi więc ogromne i ciekawe wyzwanie. Z jednej strony będzie musiał odbudować przyjaźń z piłką, która przed kontuzją słuchała go jak mało kogo, Polak strzelał co chwilę i stał się bohaterem kibiców Napoli. Z drugiej, będzie trzeba wracać na właściwe tory bardzo szybko, pokazywać się jako joker, strzelać jakieś bramki, by Mertens wciąż czuł oddech polskiego napastnika na plecach.

Przy okazji spotkania z Czarnogórą nie oczekujemy od napastnika cholera wie czego, bo rozumiemy jego sytuację – niech i w drużynie Nawałki poczuje się pewnie, jak u siebie, tuż po diagnozie lekarskiej chyba nikt nie wierzył, że w ogóle pojedzie na to zgrupowanie. Ważniejszym sprawdzianem chyba zostaje więc mecz z Rumunią. Pojawia się przy nim ważne pytanie: jaką kartą wtedy w Napoli będzie Milik. Wciąż jokerem czy może znów asem?

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...