Wszystko przebiegło zgodnie z planem. Odrobienie strat z Lizbony w możliwie najkrótszym czasie, po przerwie dwie szybkie lufy, w końcówce czwarta i pewny awans do ćwierćfinału. Borussia Dortmund dziś zamieniła się rolami z Portugalczykami – teraz to Niemcy brylowali skutecznością pod bramką przeciwnika, a właśnie goście, podobnie jak przed trzema tygodniami BVB, mieli problem z tym, by sfinalizować swoje akcje.
Wszystko zaczęło się od błyskawicznego gonga ze strony gospodarzy. Dośrodkowanie w pole karne, zgranie na długi słupek i przytomne zachowanie Aubameyanga, który wykończył akcję. Po trzech minutach zawodnicy Thomasa Tuchela zdążyli więc już wyjść na zero i wydawało się, że kwestią czasu będą kolejne gole. Że lada chwila wsiądą ostro na rywala, stłamszą w polu karnym i za wszelką cenę spróbują poprawić na 2:0. Nic jednak z tych rzeczy – Borussia miała z minuty na minutę coraz większe problemy z rozkręcającymi się gośćmi. Lizbończycy śmiało atakowali, szukali swoich szans i mieli nawet kilka okazji do tego, by wyrównać. Niemcy byli niefrasobliwi w obronie i o mały włos, a nie skończyłoby się to dla nich tragedią.
Nie wiemy jednak za bardzo, co wydarzyło się w przerwie w szatni BVB, ale po zmianie stron zobaczyliśmy zupełnie inny zespół niż ten, które nieporadnie błąkał się po trafieniu Aubameyanga. Gospodarze zwolnili wszelkie hamulce, otworzyli przyłbicę i brawurowo ruszyli przed siebie. Efekt? Piszczek niczym wytrawny rozgrywający przyjmuje piłkę przed polem karnym, prostopadłym zagraniem obsługuje Pulisicia, który dopełnia formalności.
JOYA 💛💛
Christian Pulisic le responde a Tuchel y marca el gol de pase a Cuartos.🔥@BVB 2-0 Benfica#ChampionsLeaguepic.twitter.com/eFQhIZM2Vk— Sólo De Fútbol (@DeFutbolMX_) 8 marca 2017
Minęła chwila, Benfica nie zdążyła się jeszcze otrząsnąć po bramce na 0:2, a tu znowu trzeba było wyciągać piłkę z siatki. Tym razem trafił Aubameyang, który wykorzystał zagranie Schmelzera. Gospodarze mieli więc już wynik pozwalający na kompletnym spokoju kontrolować przebieg meczu i nawet przesadnie nie forsować tempa. I taki też obraz meczu widzieliśmy – Portugalczycy lekko już spompowani krążyli od szesnastki do szesnastki, a gospodarze wyczekiwali końca spotkania.
W końcówce nastąpił jeszcze jeden zryw, a Aubameyang skompletował hat-tricka.
Tym samym Gabończyk z nawiązką odkupił swoje winy z pierwszego meczu, kiedy przecież spudłował z karnego, ale i generalnie wyglądał niezwykle blado. I nikt nie ma chyba wątpliwości, że awans należał się właśnie wicemistrzowi Niemiec – zespołowi zdecydowanie lepszemu w obu spotkaniach, a na Signal Iduna Park tylko udowadniającemu swoją wysoką klasę dokładając do świetnej gry po prostu skuteczność.