Historia Chapecoense to bez cienia wątpliwości jedna z najbardziej tragicznych i zarazem chwytających za serce opowieści w dziejach futbolu. Gdzieś wśród morza wylanych łez trudno było jednak nie dostrzec mimo wszystko budujących obrazków i kolejnych dowodów na to, że w piłce chodzi nie tylko o uganianie się w 22 chłopa za skórzanym balonem, by koniec końców w nagrodę otrzymać puchar i zawiesić sobie na szyi złote medale, lecz o coś więcej. Po ponad trzech miesiącach naznaczonych cierpieniem i walką o powrót na boisko ,Brazylijczycy w końcu zostali wynagrodzeni za niesamowity upór w dążeniu do celu nawet w obliczu tak wielkiego dramatu.
Nie tak dawno cały świat rozpisywał się o pięknym zachowaniu ze strony Atletico Nacional, które postanowiło zawnioskować o przekazanie pucharu za zdobycie Copa Sudamericana niedoszłemu rywalowi w finale. I choć gest ten miał rzecz jasna przede wszystkim symboliczny wymiar, to jednak niósł za sobą również wszelkie konsekwencje finansowe i sportowe. Zespół Chapecoense jako pełnoprawny zwycięzca rozgrywek oprócz premii pieniężnych zyskał więc sobie także miejsce w gronie latynoamerykańskiej elity, czytaj: udział w Copa Libertadores.
Tej nocy Brazylijczycy powrócili zatem na arenę międzynarodową i – jakżeby inaczej – już w debiucie dopisali kolejny piękny rozdział wzruszającej narracji o walce z okrutnym losem. Chape w swoim pierwszym meczu zdołało bowiem pokonać na wyjeździe 2:1 wenezuelskie Zulia FC. W normalnych okolicznościach wspomnielibyśmy pewnie o tym, że goście zagrali naprawdę bardzo dobre spotkanie, wyróżnilibyśmy któregoś z ich zawodników oraz przejechali się po gospodarzach za to, że w pierwszej połowie nie byli w stanie oddać ani jednego celnego strzału na bramkę.
Wszystko to jednak traci jakikolwiek sens, gdy przyglądamy się celebracji zdobytych przez przyjezdnych goli. Co tu dużo gadać – coś niesamowitego. Zobaczcie sami:
Zwycięstwo to – jakkolwiek spojrzeć – znacznie wykracza bowiem poza pokonanie szóstej drużyny ligi wenezuelskiej. Nie byłoby ono przecież możliwe bez szerokiego odzewu i wsparcia ze strony całej piłkarskiej społeczności. Od czasu katastrofy Chapecoense zasiliło niemal 30 zawodników z Brazylii i nie tylko – w większości przypadków na zasadzie wypożyczenia bez konieczności pokrywania pensji. Mając na uwadze tego typu sytuacje, naprawdę trudno więc wciąż uparcie tkwić w przekonaniu, że współczesny futbol jest jedynie biznesem, w którym każdy dostrzega tylko czubek własnego nosa. Nawet jeśli w piłce nie brakuje zepsucia, gdzieś tam u podstawy cały czas mimo wszystko zakorzeniony pozostaje duch sportowej rywalizacji i zwyczajna ludzka solidarność.