Jedziesz do celu, w tym przypadku pierwszej ósemki, swoim, niezłym tempem. Generalnie możesz patrzeć za plecy z zadowoleniem, bo znajduje się tam coraz większa liczba rywali, a coraz mniejsza – przed tobą. I wtedy mimo podniesionych szlabanów, na przejeździe kolejowym uderza w ciebie rozpędzona lokomotywa. W Szczecinie ten scenariusz znają aż za dobrze.
Początek sezonu, Pogoń po niemrawym starcie zaczyna nabierać tempa. Niesamowite 5:0 z Bruk-Betem, 2:0 z Piastem, remis z zawsze groźną Cracovią. Efekt? Natychmiastowo szczecinianie znajdują się w górnej ósemce.
I właśnie wtedy trzeba się było wybrać do Poznania.
Tam Pogoń zbiera łomot, na który bardzo długo się nie zapowiadało, bo to ona stworzyła sobie całą masę dogodnych sytuacji. Wtedy jednak jeden z najgorszych meczów w karierze zagrał Łukasz Zwoliński. Tak, strzelił gola. Ale przy tym spartaczył sytuacje, które pewnie dowolny inny napastnik zamieniłby co najmniej w hat-tricka.
„Kolejorz” wsypał Pogoni sporo piachu w tryby, bo wyjmowanie go zajęło ładnych kilka tygodni. „Portowcy” nie podnieśli się w Płocku, mieli też problem, żeby zdominować Górnika Łęczna na tyle, by zwyciężyć obecną czerwoną latarnię na własnym stadionie.
Dziś o analogie nietrudno. Pogoń zafundowała sobie imponujący comeback z Piastem i wywiozła cenny punkt z Krakowa. Znów, tak jak jesienią, przed meczem z „Kolejorzem” gościła w górnej ósemce.
I gdy wydawało się, że będzie pierwszą poważniejszą przeszkodą na drodze Lecha – dwa razy zebrała w cymbał. 0:3, 0:3. Jakiekolwiek zalążki morale z początku rundy legły w gruzach, a szczecinianom miał pełne prawo przypomnieć się koszmar z września, gdy nie potrafiła wygrać jeszcze w dwóch kolejnych spotkaniach po starciu z Lechem.
Ale też wtedy wykuty został charakter drużyny, która po porażkach w Poznaniu i Płocku nie dała się pokonać w dziewięciu kolejnych spotkaniach. Która potrafiła w wielkim stylu wstać z ziemi, otrzepać się i ruszyć znów w górę. Dziś ma szansę zacząć kolejny taki marsz, choć już w okolicznościach znacznie ciaśniejszym węzłem związanych z koniecznością wygrywania. Teraz już do podziału nie zostało jak wtedy 21 kolejek, a zaledwie 7, a więc podobna seria, co wtedy, po porażkach z Lechem i Wisłą, z pewnością upragnioną ósemkę by dała.
Tylko czy Pogoń będzie potrafiła swoim kibicom sprawić tak przyjemne déjà vu?
fot. 400mm.pl