Jedno trzeba Stefanowi Majewskiemu oddać – zmuszanie piłkarzy do oglądania własnych meczów czasami ma sens. Na przykład w Wiśle powinno być obowiązkowe. W drugiej połowie meczu Wisła – Cracovia zespół Macieja Skorży miał jedną niezłą sytuację – kiedy Rafał Boguski lobował Marcina Cabaja, ale nie trafił w bramkę. I tyle, nic więcej. Jedna sytuacja na 45 minut. Nędza.
Tymczasem Piotr Ćwielong, znany krakowski supersnajper, mówi: – W posiadaniu piłki na pewno byliśmy drużyną zdecydowanie lepszą, ale w piłce nożnej najważniejsze jest strzelanie bramek i tutaj to oni okazali się lepsi od nas, bo strzelili tą jedną, zwycięską. My w drugiej połowie mieliśmy tyle okazji, że spokojnie mogliśmy odmienić ten wynik.
Niby racja – jedna okazja to wystarczająco, by odmienić wynik. O ile o to właśnie Ćwielongowi chodziło. Istnieje jednak podejrzenie, iż on naprawdę sądzi, iż Wisła przegrała przez nieskuteczność. Dlatego obejrzenie meczu raz jeszcze – bardzo wskazane. Przez nieskuteczność można przegrać, kiedy oddało się 20 celnych strzałów, pięć razy rywali ratował słupek, bramkarz wyciągał nieprawdopodobne piłki. A niestety, w drugiej połowie meczu z Cracovią to na bramce mógł stanąć Orest Lenczyk i też by nic nie puścił.
Tylko czekać aż za tydzień Wisła odda dwa celne strzały i któryś krakowski as stwierdzi: – Niemożliwe, mieliśmy TYLE okazji i nic nie wpadło!