Lech Poznań po spektakularnych decyzjach personalnych takich jak:
– Kupienie Chrapka za milion złotych
– Odsunięcie Rengifo od składu
– Sprowadzenie Mikołajczaka…
…został z jednym poważnym napastnikiem, czyli Robertem Lewandowskim. Na razie “Lewy” strzela za dwóch więc tragedii nie ma. Ale zaczęły się poszukiwania kogoś, kto trochę by mu w napadzie pomógł.
Padło na dużej klasy drewniaka, czyli Zbigniewa Zakrzewskiego. Jeśli ktoś tak toporny ma wnieść do “Kolejorza” nową jakość, to znaczy, że naprawdę z zespołem jest kiepsko. Bardzo kiepsko. O “Zakim” mówi się, że ma nosa do bramek, ale głównie dlatego, bo coś mówić trzeba. A przecież nikt nie powie, że jest dobry technicznie. Już lepiej, żeby grał Mikołajczak – o nim przynajmniej jeszcze nie wiadomo, że jest słaby.
To jest właśnie tragedia polskiej piłki – chłopak wyjeżdża do Szwajcarii, gdzie kompletnie sobie nie radzi. Oddają go do Arki. W pierwszych czterech kolejkach trafia cztery razy, a potem w kolejnych 26 już tylko dwa. Jedzie znowu do Sionu, gdzie uznają, że wolą mu wypłacić kasę, żeby tylko sobie poszedł i nie wracał. I co? Rozmawia z nim Lech, jakkolwiek by patrzeć – czołowy polski klub. Chłopak dostanie niezły kontrakt, postawi włosy i będzie myślał, że jest fajny.
Jedno o Zakrzewski można powiedzieć na pewno – to żywa gwarancja, że ktoś po meczu powie: “W sytuacjach podbramkowych brakowało szczęścia”.