Choć do pewnego momentu pozostawał w cieniu Juergena Klinsmanna, gdy w końcu z niego wyszedł, sprawił że reprezentacja Niemiec stała się jedną z absolutnie najmocniejszych ekip na świecie. Zrobił krok, którego brakło Klinsmannowi, wyciągnął ze swoich zawodników jeszcze więcej i zaprowadził ich do finałów mistrzostw Europy i świata, a także triumfu w najważniejszej piłkarskiej imprezie globu. Dziś Joachim Loew obchodzi swoje 57. urodziny.
– Całą karierę spędziłem grając, potrzebuję więc mieć u swego boku kogoś, kto spędził wiele lat na ławce rezerwowych – mówił z przekąsem Klinsmann, gdy w 2004 roku mianował Loewa swoim asystentem w drodze po jak najlepszy występ na mundialu w Niemczech. Loewa, który jako zawodnik miał bardzo wiele okazji, by przyglądać się futbolowi zza linii bocznej, w końcu niemal przez całą przygodę z piłką był jokerem. Graczem wchodzącym z ławki.
Loew okazał się jednak uczniem, który przerósł mistrza. Który od jedenastu lat nieprzerwanie zasiada na stołku, z którego przez poprzednich jedenaście lat schodzić musiało czterech szkoleniowców. Którego lista zasług, na czele z mistrzostwem świata w 2014 roku, po które droga wiodła przez niesamowity mecz z gospodarzami na Maracanie, jest z każdym rokiem coraz dłuższa.
Mało kto potrafiłby na najważniejszej piłkarskiej imprezie świata zrobić użytek z 36-letniego Klose – on potrafił to zrobić znakomicie. Nie każdy odważyłby się wyjść na Brazylię w jej świątyni tak agresywnym pressingiem, jak Niemcy – on nie miał podobnych obaw. Nie każdy trener na świecie potrafił „złotą generację” piłkarzy przekuć w złote medale wielkiej imprezy – jemu się to udało.
Czego można życzyć „Jogiemu” w kolejnym, 58. już roku życia? Przeglądamy nagłówki prasowe z ostatnich dwunastu miesięcy i widząc „Loew rozstał się z żoną” czy „selekcjoner Niemców znowu grzebie w majtkach”, chyba najlepiej dla niego będzie, jeżeli znów zacznie na nich lądować po sukcesach z reprezentacją Niemiec.