– Poczułem, że ludzie chcą mnie wykorzystać na każdym kroku, w każdej sytuacji, i to bez mojej wiedzy. Musiałem nauczyć się asertywności. Nie chcę robić niczego na siłę, udawać kogoś innego niż jestem. To nie w moim stylu – mówi dziś w szczerym wywiadzie z Izą Koprowiak dla “Przeglądu Sportowego” Michał Pazdan.
FAKT
„Fakt” serwuje nam na początek materiał o Michale Pazdanie z fragmentami wywiadu, który w całości pojawia się w „Przeglądzie Sportowym”, dlatego też tam go zacytujemy. Zatrzymujemy się natomiast przy historii dziadka, który dał Egiptowi finał.
Essam El-Hadary (44 l.) mógłby być ojcem dla połowy kolegów z szatni reprezentacji Egiptu. Wiek nie stanowi jednak dla doświadczonego bramkarza żadnej przeszkody.
El-Hadary jest jedną z gwiazd trwającego turnieju o Puchar Narodów Afryki. W środę wiekowy golkiper obronił dwa rzuty karne w serii jedenastek z Burkina Faso, dzięki czemu Egipt awansował do sobotniego finału. Ironią losu jest, że w jednej z prób El-Hadary zatrzymał… bramkarza rywali Kouakou Herve Koffiego (21 l.).
Obok Kiko Ramirez zapowiada, że jego piłkarze będą śpiewać i tańczyć – o czym obszerniej pisze również „PS”. Kamil Grosicki mówi z kolei, że skoro dostał rower, to musi pedałować. Ale to wiedział już Jakub Meresiński, którego motto brzmiało przecież „nie kręcisz, nie jedziesz”…
Został pan miło przyjęty przez Polaków na Wyspach. Zaśpiewali nawet jedną z pana ulubionych piosenek „Przez twe oczy zielone”.
To prawda. Zenek Martyniuk dzięki mnie tak się wypromował, że nie wiem, jak mi się wypłaci. Fajny człowiek, ale mi też coś zawdzięcza.
Czy wierzy pan, że pańska słynna szybkość wkrótce da się rywalom we znaki?
Liczę, że moje atuty spodobają się Anglikom. Pragnę pokazać na boisku, to z czego słynę. Zwłaszcza, że zapłacono za mnie duże pieniądze, więc na pewno wiąże się to z oczekiwaniami. Ale sam tego chciałem. Dostałem rower, to muszę pedałować.
Dalej – materiał o byłym szachiście, a dziś obrońcy Jagiellonii Ziggym Gordonie. A w zasadzie… Zygmuncie Gordonie.
Właśnie takie imię widnieje w jego dowodzie osobistym i polskim paszporcie. Mama Gordona Barbara urodziła się w Glasgow, lecz dziadkowie piłkarza pochodzą z Krakowa.
– Żałuję, że nie miałem okazji poznać mojego dziadka Jerzego. Zmarł, zanim się urodziłem. Podczas wojny Niemcy chcieli wcielić go do Wehrmachtu, ale uciekł i znalazł się w Armii Andersa. później wyjechał do Szkocji. Słyszałem w domu opowieści o nim i dziadek jest dla mnie bohaterem – opowiada piłkarz.
GAZETA WYBORCZA
W „Wyborczej” dwa piłkarskie materiały. Krajowy i zagraniczny. Krajowy – o tym, jak Legia i Ajax zmieniły się zimą.
Amsterdam opuścili Riechedly Bazoer (Wolfsburg), Nemanja Gudelj (Tianjin) i Anwar El Ghazi (Lille). Wszyscy kiedyś uchodzili za zdolnych, wszyscy mieli być liderami Ajaxu. Ale wszyscy okazali się też niekompatybilni z taktyką trenera Petera Bosza, jesienią często byli rezerwowymi, w sumie dali tylko pięć goli i sześć asyst.
Legia wymieniała natomiast najbardziej wydajny atak ostatnich lat, który jesienią uzbierał 27 goli i sześć asyst. Na odejście Nemanji Nikolicia (Chicago Fire) klub był gotowy, ale tego, że transfer zacznie wymuszać Aleksandar Prijović (PAOK), nikt się nie spodziewał. W dodatku do Sampdorii przeprowadził się Bartosz Bereszyński, który znakomitą drugą połową roku zasłużył na powrót do reprezentacji.
Zagraniczny – o wykopanym z Rayo Romanie Zozuli.
Zozula w ostatnich godzinach okna transferowego został wypożyczony z Betisu do podmadryckiego Rayo Vallecano. Zapowiadał, że pomoże drużynie w utrzymaniu się w II lidze (dziś Rayo jest 17., ma ledwie trzy punkty przewagi nad ostatnią drużyną w tabeli).
Z planów wyszły nici. Szalikowcy Rayo potraktowali Ukraińca jak neonazistę i wygnali z klubu. Na pierwszy trening przyjechały trzy radiowozy, by piłkarza nie spotkało coś gorszego. Zozula był wyzywany przez całe zajęcia, dostało się też prezesowi Martinowi Presie. „Vallecas to nie miejsce dla neonazistów. Dla ciebie też nie, Presa” – transparent z takim napisem przyniosła radykalna grupa kibiców Bukaneros. Zarzucali prezesowi, że zatrudnił kogoś należącego do neofaszystowskiej organizacji na Ukrainie.
SUPER EXPRESS
Robert Lewandowski zwierza się ze swojego… uzależnienia od czekolady.
– Jadłem słodycze każdego dnia. To był automatyzm: organizm przyzwyczaja się do dużych ilości czekolady i woła: „Hej, a gdzie moja czekolada? Potrzebuję jej!”. Ale jeśli odzwyczaisz organizm, nie będzie już się domagać. Tak samo jest z alkoholem i wszystkim innym – wyjaśnia „Lewy”.
Michał Listkiewicz chce wychować czeskiego Szymona Marciniaka.
Były prezes PZPN Michał Listkiewicz (63 l.) od pół roku pełni funkcję przewodniczącego komisji sędziowskiej w czeskim Związku Piłki Nożnej. Teraz prowadzi obóz szkoleniowy dla najzdolniejszych czeskich „rozhodci” w Portugalii. – Mam nadzieję, że za rok wychowamy czeskiego Marciniaka, który zawojuje światowe stadiony – mówi „Super Expressowi”.
Bartek Kapustka w wywiadzie mówi, że powrót do Polski byłby porażką.
Czego ci brakuje, żeby „odpalić” w pierwszej drużynie? O umiejętności zawsze byłeś spokojny…
Tak, na początku pobytu w Anglii mówiłem, że nie czuję, aby różnica między mną a innymi piłkarzami była bardzo duża. W tym momencie ktoś może uznać, iż nie mam argumentów, żeby tak twierdzić, ale… ja tak czuję. Chciałbym dostać jeden ligowy mecz, w dłuższym wymiarze czasowym, tak, żeby wszystko było w moich nogach. Wierzę, że to byłby dla mnie przełom.
Mogłeś wybrać też łatwiejsze wyjście: powrót na wypożyczenie, do Cracovii…
Tak, ale powrót do Polski byłby porażką. Jestem bardzo ambitny, chcę powalczyć w Anglii. Gdybym teraz wrócił, poczułbym, że się poddałem, że nie zrobiłem wszystkiego, aby przebić się w Leicester.
Tymczasem w Anglii wkrótce możemy mieć kolejnego przedstawiciela, bowiem na treningi do Manchesteru United zaproszenie dostał… syn Leszka Ojrzyńskiego.
Kuba Ojrzyński (14 l.) może być drugim po skaucie Radosławie Kucharskim legionistą, który tej zimy przejdzie do Manchesteru United. Bramkarz reprezentacji Polski do lat 14 został zaproszony na tygodniową sesję treningową, po której zapadnie decyzja, czy zostanie „Czerwonym Diabłem”.
Kuba to syn trenera Leszka Ojrzyńskiego (45 l.), byłego szkoleniowca m.in. Korony Kielce, Podbeskidzia Bielsko-Biała i Górnika Zabrze. Do Legii trafił pół roku temu. – Nigdy nie zachęcałem syna do gry w piłkę. Mając sześć lat zaczął ćwiczyć w Częstochowie, w miejscowym klubie Ajax. Zaczynał od występów w polu. Teraz to procentuje, bo dobrze gra nogami – opowiada Ojrzyński senior. Manchester United zainteresował się Ojrzyńskim w styczniu. – Dostałem sygnał od agencji Mariusza Piekarskiego. Lecimy 6 lutego – mówi tata zawodnika.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Na okładce „Przeglądu” – Grosicki w barwach Hull City. Materiał ze stron 2-3, to wywiad z „Grosikiem”, między innymi o tym, jak tym razem udało się dopiąć transfer na czas.
Może pan opowiedzieć, jak wyglądały kulisy tego transferu?
Jeszcze do wtorku poza Hull wchodziły w grę dwa inne kluby (według naszych informacji chodzi o Crystal Palace i Middlesbrough). Hull okazało się najkonkretniejsze. Widać, że im bardzo zależało. Potrzebowali wzmocnień, trener (Marco Silva – red.) mocno mnie namawiał na przeprowadzkę. Na negocjacje do Anglii polecieli ze mną Michał Siara i Daniel Kaniewski, którzy zajmują się moim wizerunkiem. Moi agenci także dobrze się spisali. Zastanawiałem się, dlaczego ten transfer nie może dojść do skutku wcześniej. Oni przekonywali mnie, żebym spokojnie podchodził do tego, bo transfer dojdzie do skutku. Każdy wykonał swoją robotę, a ja swoje zrobiłem na boisku.
Nie obawiał się pan, że skończy się tak jak poprzednio, gdy transfer do Burnley upadł na ostatniej prostej?
Na pewno takie obawy mogły być, bo już na lotnisku napotkaliśmy małe problemy. Leciałem prywatnym samolotem, ale Daniel i Michał nie znaleźli się na liście pasażerów. Potem Anglicy sprawdzali, czy czegoś nie przemycili. Nawet skarpetki im przejrzeli. Straciliśmy godzinę na samym lotnisku. Menedżer uspokoił mnie jednak, że mamy jeszcze kilka godzin. Następnie przeszedłem badania, bardziej profesjonalne niż w Burnley, potem przywitał mnie trener. Na koniec mieliśmy problemy z systemem, w którym rejestruje się transfery, ale ponieważ obie strony były dogadane, więc przedłużyli nam termin o godzinę. Wreszcie wszystko się udało.
Dalej czytamy o nowych zwyczajach w Wiśle Ramireza.
1. Muzyka i tańce w szatni
2. Integracja na wspólnych obiadach
3. Więcej treningów z piłką
4. Leżakowanie, czyli sjesta w hiszpańskim stylu
5. Koniec z wywiadami przed treningami
Zatrzymaliśmy się na dłużej przy punkcie pierwszym:
Trenerzy różnie podchodzą do głośnej muzyki dobiegającej z szatni. Kiko Ramirez nie tylko nie będzie miał nic przeciwko dźwiękom przebojów, ale wręcz życzy sobie, by było je słychać. Hiszpańskiemu trenerowi zależy, żeby w zespole było wesoło. Muzyka w szatni Wisły akurat nie będzie nowością. Trener chce jednak również, by sami zawodnicy wybrali sobie piosenkę, której będą słuchać przed meczem.
W ramce – tekst o wzmocnieniach Wisły. Bartkowski i Llonch już na miejscu, w drodze jest jeszcze Ever (nie mylić z Ennerem) Valencia i Zoran Arsenić.
To nie koniec ruchów transferowych krakowskiego klubu. – Staramy się pozyskać Evera Valencię. Osiągnęliśmy porozumienie z jego klubem Independente Medellin, w sprawie półrocznego wypożyczenia tego zawodnika, z opcją wykupu – przyznaje wiceprezes Manuel Junco. Valencia z reprezentacją Kolumbii gra aktualnie na Mistrzostwach Ameryki Południowej do lat 20. i należy do wyróżniających się zawodników. Po zakończeniu turnieju, ma podjąć decyzję, czy przeniesie się do Krakowa. Wisła ciągle podejmuje też wysiłki, by ściągnąć Zorana Arsenicia z NK Osijek. Chorwat, który podpisał obowiązujący od lipca kontrakt z Wisłą, został przez swój klub zesłany do rezerw.
Obok mamy całkiem obszerny materiał o Ziggym Gordonie, nowym nabytku Jagiellonii, który dla futbolu rzucił… szachy.
Choć minęło ponad 10 lat, nowy zawodnik Jagiellonii świetnie pamięta tamten moment. Spojrzał na szachownicę, chwilę się zastanawiał. W końcu pokręcił głową z zadowoleniem i wykonał ruch. Wiedział już, że zwycięży. Po chwili odbierał gratulacje, najpierw od rywala, a później od ludzi, którzy oglądali ich pojedynek. Niektórzy nazywali go cudownym dzieckiem. Młody Ziggy w takich właśnie okolicznościach zostawał szachowym mistrzem Szkocji do lat 13.
– Uwielbiałem w nie grać. Największą przyjemność sprawiał mi moment, kiedy mogłem powiedzieć „szach mat”. Były osoby, które wróżyły mi wielką przyszłość, ale jednocześnie grałem w piłkę w akademii Hamilton. W niedziele były mecze, ale tego dnia organizowano też turnieje szachowe. Byłem najlepszym szachistą w kraju w swoim roczniku, miałem już grać ze starszymi od siebie. Nie dałoby się tego pogodzić. Pamiętam, że w pewnym momencie zadałem sobie pytanie: „Co tak naprawdę jest bardziej cool – gra w piłkę czy dokonywanie roszad na szachownicy?”. Zdecydowałem, że zostanę piłkarzem.
Jeszcze w temacie Jagiellonii – w kręgu jej zainteresowań jest Anthony Stokes. Z jednej strony – gość, który potrafił w jednym sezonie strzelić 20 goli i zaliczyć 10 asyst dla Celticu, z drugiej – gość skazany za bójkę pod wpływem alkoholu na grzywnę 125 tysięcy zł.
Michał Pazdan opowiada w wywiadzie z Izą Koprowiak dla „PS”, że czuł, jak ludzie chcieli go wykorzystać.
Wysiadł pan z samolotu w Warszawie i zaczął się młyn?
Dokładnie. I nie było czasu na nic. Zamiast odciąć się od wszystkiego, zresetować, za chwilę musiałem stawić się w klubie, bo rozpoczęły się przygotowania. Chciałem odpocząć, ale od razu trzeba było walczyć z Legią o Ligę Mistrzów. Tomek Jodłowiec miał osiem dni wolnego, ja jedenaście, i to po trudnych rozmowach, bo początkowo też miałem dostać osiem. Po wyczerpującym, trwającym dla nas – łącznie z przygotowaniami – 40 dni turnieju, na którym obciążenie psychiczne było naprawdę duże, to zdecydowanie za mało. Dopiero w październiku doszedłem do normalnej dyspozycji. Trzy miesiące grałem przede wszystkim z serca, bo nie byłem przygotowany.
Najbardziej absurdalna była historia z klubem nocnym, który ogłosił, że organizuje noc z Pazdanem i będzie pan gościem specjalnym na imprezie.
Bardzo się zdenerwowałem, gdy to zobaczyłem. Poczułem, że ludzie chcą mnie wykorzystać na każdym kroku, w każdej sytuacji, i to bez mojej wiedzy. Musiałem nauczyć się asertywności. Nie chcę robić niczego na siłę, udawać kogoś innego niż jestem. To nie w moim stylu.
Na kolejnych stronach mamy między innymi historię wychowanka z odzysku. O kim mowa? O pozyskanym przez Koronę zimą Jakubie Żubrowskim.
Możliwe, że w Kielcach nikt nie protestował przeciwko odejściu Żubrowskiego, bo pomocnik jako junior sprawiał trenerom kłopoty. Jego podejście do treningów nie zawsze było w pełni profesjonalne, a i on chyba nie wierzył w to, że uda mu się przebić do pierwszej drużyny. – Każdy młody człowiek ma swoje chwile słabości. Z Kubą było tak samo, ale nie były to jakieś wielkie przewinienia. Raczej drobnostki, o których nie ma nawet co wspominać – mówi Włodzimierz Kąsior, który najpierw trenował Żubrowskiego w Kielcach, a potem sprowadził go do Mielca. – Zmiana otoczenia mu pomogła. Szybko zmienił swe podejście i dzięki temu zaczął robić postępy – dodaje Gąsior.
Zagłębie ma już „nagranego” następcę Martina Polacka w razie odejścia bramkarza z Lubina.
Grający na co dzień w reprezentacji Kanady Chorwat Milan Borjan może trafić do Zagłębia. To drugi bramkarz uczestnika fazy grupowej LM.
(…)
– To jeden z kandydatów do gry w bramce Zagłębia. Nasze rozmowy z nim są konsekwencją tego, że być może otrzymamy konkretną ofertę kupna Martina Polacka. Musimy się zabezpieczyć. Jeśli nie na to okno transferowe, to na przyszłe – wyjaśnia prezes Zagłębia Robert Sadowski.
Oprócz tego w ramkach:
– Mójta i Sekulski w Piaście
– Augusto cały czas nie trenuje, powodem kontuzja stawu skokowego
Obok mamy z kolei ciekawy tekst o tym, jak to Legia dzwoni po rady do Lecha. Chodzi o nieformalną grupę „Big-6” polskiej ligi, która ma rozmawiać o tym, jak poprawić poziom szkolenia w naszym kraju.
W Holandii przedstawiciele Ajaksu, PSV czy Feyenoordu organizują wspólne warsztaty, na których przekazują sobie doświadczenia z prowadzenia młodzieży. Nikt nie robi tajemnicy z posiadanej wiedzy. W Anglii trenerzy 70 akademii z najwyższymi ocenami certyfikacji zjeżdżają do ośrodka federacji St George’s Park, żeby dwa dni rozmawiać tylko o tym, jak przygotować piłkarza do profesjonalnej piłki. Od listopada ubiegłego roku współpracują też polskie kluby.
Dotychczas spotykały się dwa razy – trzy miesiące temu we Wronkach, a w ostatni weekend w Warszawie. Dla piłkarzy z tych klubów z rocznika 2006 i 2007 zorganizowano festiwal piłkarski (grają między sobą towarzysko), a przy okazji dyskutowano o problemach dotykających piłkę młodzieżową.
– Czego oczekujemy od „Big–6”? – powtarza pytanie Sławomir Kopczewski, dyrektor akademii Jagiellonii. – Konfrontacji na wysokim poziomie. To, że nasi piłkarze mogą zagrać z rówieśnikami z wiodących akademii w Polsce jest dla nas bardzo wartościowe.
Arka zimą miała do rozwiązania problem z siłą rażenia. Czy się udało? Zdaniem „Przeglądu” – owszem.
Jesienią jednym z większych problemów Arki była nieskuteczność napastników, dlatego plan na zimowe okno transferowe był prosty: znaleźć najlepiej dwóch nowych piłkarzy. Został on zrealizowany, bo wiosną problemy gdańskiego zespołu z atakiem mają rozwiązać Barisić i Trytko. W Gdyni dużo oczekuje się także po Dariuszu Formelli, którego trener Niciński sprawdzał w sparingach na trzech pozycjach: lewym i prawym skrzydle oraz w ataku.
Antoni Bugajski pisze z kolei o lidze, w której mamy duże szanse wychować następców Glika.
– Środkowy obrońca to jakość, w którą warto inwestować. Szefowie klubów muszą być wyrozumiali dla trenerów, którzy stawiają na młodych piłkarzy. Błędy są nieuniknione, ale w tym wypadku cierpliwość to dobra inwestycja – mówi Rafał Ulatowski, szef szkolenia w Akademii Lecha Poznań.
– Coś drgnęło, widzę to po reprezentacjach, w których pracowałem – zgadza się Rafał Janas, były selekcjoner narodowych drużyn w młodszych kategoriach wiekowych. – Ale wciąż tych chłopaków za mało. To nie jest prosta sprawa, bo trzeba mieć predyspozycje. Nasi młodzi stoperzy pod względem wyszkolenia bywają już całkiem nieźli, jednak często brakuje im odpowiedniej motoryki. W dzisiejszych czasach, przy błyskawicznym skracaniu pola gry, bardzo liczy się zwrotność i szybkość – zaznacza Janas.