Bogusław Kaczmarek nie potwierdził słów Jana de Zeeuwa, że spał przy otwartych drzwiach i kazał czuwać przy windzie, żeby nie dopuścić do pijaństwa w kadrze. Oto cytat z „Dziennika”:
„Truskawka”, jak o nim mówimy, zachorował chyba na łupież. Nigdy nie śpię z otwartymi drzwiami, bo miałbym laryngologiczne kłopoty (śmiech). Za moich czasów nikogo nie trzeba było holować do łóżka i pilnować. Bobo Kaczmarek miał po prostu dobry kontrakt z zawodnikami. Starałem się być pomostem między Leo a zespołem. Wynikało to z tego, że większość z nich znałem od lat, wielu z nich trenowałem, niektórym w życiu pomogłem. Nie chcę mówić, że byłem mężem opatrznościowym, ale oni czuli komfort i o wielu sprawach mnie informowali, często radząc się, co zrobić. Oni szanowali mnie, a ja ich. Antoni Piechniczek ma rację, że nie wolno być cerberem, bo to i tak niewiele da. Jeden z moich dawnych zawodników, który przebimbał swoją karierę, tłumaczył mi kiedyś, że nie ma sensu go zamykać, bo on jak będzie chciał się napić, to się zamieni w mrówkę i przez dziurkę od klucza wyjdzie. Tak wielkie z powodu nałogu miał pragnienie.
Portugalczyk na wylocie z klubu. Nie zostanie zgłoszony do rozgrywek