Człowiek-afera. Paul Pogba każdego dnia dba, by jego nazwisko nie schodziło na zbyt długo z czołówek. W ostatnich dniach Francuz najpierw po raz tysiąc osiemnasty zmodyfikował swoje uczesanie, tym razem prosząc fryzjera o bazgroły koloru żółtego, później natomiast otrzymał na Twitterze swój oficjalny hashtag-emotikonkę. Wpisując tam #pogba, automatycznie pojawia się obok miniaturowy wizerunek piłkarza. No właśnie. Piłkarza.
Dziś akurat 23-latek w starciu z Liverpoolem dał popis wszystkiego, tylko nie piłki nożnej – najpierw precyzyjnie odwzorował we własnym polu karnym elementy siatkówki, a potem, w starciu z Hendersonem, chwyty zapaśnicze, a gdy dodamy jeszcze spieprzenie naprawdę świetnej okazji po podaniu Mkhitaryana – możemy bez większych wątpliwości stwierdzić, że w tym tygodniu Pogba lepiej wypadał na Twitterze. Na jego szczęście w końcówce spotkania punkt dla MU uratować postanowił jednak, z pomocą sędziego, Ibrahimović.
Manchester rozpoczął ten mecz bardzo nieśmiało, zupełnie tak, jak gdyby musiał czekać na oficjalne pozwolenie, by zbliżyć się do szesnastki „The Reds”. Zamiast odważnego szturmu na bramkę Mignoleta, była mozolna klepanka z tyłu i masa niecelnych podań. Od czasu do czasu skrzydłem próbował szarpnąć Martial, w polu karnym rozpychał się też Ibrahimović, ale były to rozwiązania na tyle przewidywalne, że nie niosły ze sobą żadnego zagrożenia. Ni stąd, ni zowąd, szalenie niebezpiecznie zrobiło się dopiero gdy Mkhitaryan ruszył środkiem boiska i kapitalnym podaniem uruchomił Pogbę. Jak już jednak wspomnieliśmy – Pogba w tym tygodniu wystrzelał się już w mediach społecznościowych.
Minęło kilka minut – ręka w polu karnym, przy jakiejś niecodziennej próbie zasłaniania oczu, do tej pory stosowanej przez Francuza przy cieszynkach po golach. De Gea, choć intencje wykonawcy rzutu karnego wyczuł przyzwoicie, nie miał prawa sięgnąć potężnego uderzenia Milnera.
Chwilę później szansę na wyrównanie miał Ibrahimović, ale jego petardę z rzutu wolnego przytomnie odbił Mignolet, który w wyśmienitej sytuacji zatrzymał też Mkhitaryana. A Pogba? Łukasz “Juras” Jurkowski opisał to fachowo: “próba mata leao, czyli duszenia zza pleców, ale wobec dobrej obrony przejście w pół suplesa”. W szkołach nazywało się to raczej “weź-go-wypierdol’eniem”, zostawiając jednak semantyczne problemy – na murawie w wykonaniu eleganckiego pomocnika się tego nie spodziewaliśmy.
تعاقدو معه عشان هالحركه الغبيه !!
#pogba pic.twitter.com/BAsw88RGxc— Leo Yasser (@FCBY10) 15 stycznia 2017
Po przerwie podopieczni Mourinho nieco się przebudzili, a bodźcem do ataku było wejście choćby Rooneya. Mało było jednak w poczynaniach gospodarzy przekonania, że rzeczywiście gości da się dziś skaleczyć – Pogba przestał się wygłupiać, ale jakości w ofensywie nie dawał wcale, boki zaś całkiem solidnie zabezpieczali Milner i młodziutki Alexander-Arnold. W takich warunkach – cała nadzieja w Zlatanie. 84. minuta, wrzutka do Fellainiego, słupek, zagranie do Szweda i przytomne uderzenie głową dające punkt ekipie Mourinho. Choć, jak pokazały powtórki, akcja powinna zostać już w zarodku przerwana przez sędziego, który przegapił znajdującego się na spalonym Valencię.
Generalnie z przebiegu meczu najsprawiedliwszy był jednak właśnie remis, bo ani United, ani też „The Reds” nie dali nam dziś wielu argumentów w ofensywie. Od czasu do czasu wyprowadzili jakiś anemiczny atak, ale zazwyczaj albo pozbawiony sensownego wykończenia, albo kończący się na jakimś niecelnym podaniu. Prawdziwą kopaniną były już w ogóle ostatnie minuty meczu, kiedy oba zespoły grały w zasadzie z pominięciem drugiej linii – piłka fruwała tylko nad głowami i niewielu miało ochotę, by sprowadzić ją do ziemi.
Inna sprawa, że „Czerwone Diabły” miały dziś swojego antybohatera, który gwiazdą tygodnia był tylko do soboty i tylko w Internecie. I to jego zachowanie zapamiętamy z tego meczu najmocniej.
Manchester United – Liverpool 1:1 (0:1)
27′ Milner (k)
84′ Ibrahimović
United: De Gea – Valencia, Jones, Rojo, Darmian (Fellaini) – Herrera, Carrick (Rooney), Pogba – Mkhitaryan, Ibrahimović, Martial (Mata).
Liverpool: Mignolet – Alexander-Arnold, Lovren, Klavan, Milner – Wijnaldum, Henderson, Can – Firmino, Origi (Coutinho), Lallana.