Co za pseudowyścig o mistrzostwo Polski. Wszyscy jadą do mety jakimiś rozklekotanymi gruchotami. Chociaż Lech to już chyba zasuwa pieszo albo się nawet czołga. Z ostatnich siedmiu meczów, poznaniacy wygrali JEDEN, z Piastem Gliwice po golu w ostatniej minucie. Gdyby w tej lidze była aktualnie choć jedna dobra drużyna, to pewnie miałaby już z dziesięć punktów przewagi nad resztą stawki. A tak… wszystko jest jeszcze możliwe. W tej kolejce z trzech czołowych drużyn wygrała tylko Legia i to jedynie dlatego, że w 93 minucie samobója wbił Robert Sierant z ŁKS-u Łódź.
W niedzielę Lech zremisował z Ruchem Chorzów, co kibice skwitowali gwizdami. Trudno się dziwić. Z kim zespół Franciszka Smudy chce wygrać, jeśli w ostatnim czasie nie zdołał pokonać nie tylko Ruchu, ale też Górnika Zabrze, Arki Gdynia i ŁKS-u Łódź? Naprawdę, ten zespół bardzo solidnie pracuje na miano FRAJERA ROKU, choć przyznać trzeba, że to mocno obsadzona konkurencja. Tylko że ilekroć ktoś się zbliży w klasyfikacji generalnej frajerstwa, Lech momentalnie się spina i znów odskakuje.
A przecież dla “Kolejorza” zbliżają się jeszcze gorsze czasy – aż szesnastu piłkarzy ma oferty z Premiership (na łączną kwotę 124 milionów euro), do tego Serie A wzywa ośmiu. Utrzymanie tego dream-teamu graniczy z cudem.
Ale wróćmy do tej kolejki. W skrócie wyglądała ona tak:
Legia – dno
Wisła – do bani
Lech – kompromitacji
Polonia – żal
No i tylko Bełchatów się trzyma. Powoli zaczynamy kibicować temu zespołowi – w ostatnim czasie jako jedyny coś tam regularnie pokazuje. Bo wyścig całej reszty wygląda mniej więcej tak…
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT