Złotego gola na turniejach mistrzowskiej rangi już nie ma i można się spierać czy to rozwiązanie jest dobre, czy też kompletnie nie. Zwolennicy tej drugiej teorii mają w swoim arsenale potężny argument – mecz finałowy Euro 2000, Francja kontra Włochy.
Ah, cóż to był za dreszczowiec. Francja długo przegrywała po golu Delvecchio i nawet trudno powiedzieć, że Italia była w ogródku i witała się z gąską. Nie, oni mieli ją na talerzu i już sięgali po sztućce, by wziąć pierwszy kęs. No, ale jeszcze długo chodzili głodni, bowiem pogrążyło ich dwóch rezerwowych. Najpierw Wiltord, a potem Trezeguet, takim pięknym strzałem: