Listopad 2012. Sporting niemal sięga dna. Klub, który jako jedyny na świecie wychował dwóch laureatów Złotej Piłki tonie w długach. 375 milionów euro do spłacenia, trzynaste miejsce w lidze portugalskiej, najniższa średnia frekwencja od lat. Z akademii, która wypuściła w świat całe zastępy znakomitych piłkarzy, pierwszy zespół korzysta sporadycznie. Tylko trzech wychowanków zagra w sezonie 2012/13 w ponad połowie meczów, a w arcyprestiżowym starciu z Benfiką – przegranym 1:3 u siebie – w pierwszym składzie wybiegnie tylko jeden Portugalczyk.
Grudzień 2016. Portugalczycy grają w Champions League, napędzają niezłego stracha Realowi i wobec niepowodzenia w fazie grupowej Ligi Mistrzów mówią otwartym tekstem o chęci zawojowania na wiosnę Ligi Europy. Sezon, w którym zapewniają sobie uczestnictwo w LM, z ponad połową rozegranych meczów w pierwszym zespole kończy już aż siedmiu wychowanków akademii, z których czterech – Rui Patricio, William Carvalho, Joao Mario i Adrien Silva – zostaje latem mistrzami Europy.
W cztery lata w Sportingu zmieniło się jeśli nie wszystko, to bardzo wiele. W dzisiejszym wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” Ricardo Sa Pinto mówi wprost, że jemu przyszło pracować w znacznie trudniejszej finansowej rzeczywistości. W czasach, gdy dług Sportingu sięgał najwyższych wartości. Na chwilę przed tym, gdy symbolem problemów klubu z Lizbony stała się sprzedaż Ricky’ego van Wolfswinkela do Norwich tylko po to, by móc pokryć wynagrodzenia zawodników i trenerów przez dwa pierwsze miesiące 2013 roku. A i tak 65% kwoty transferowej przytulił fundusz, który wcześniej dołożył do transferu Holendra.
Dziś Sporting stoi już znacznie stabilniej na nogach. Zredukował dług o połowę, prężąc się jednocześnie dumnie jako klub, który wychował dziesięciu z czternastu piłkarzy, którzy 10 lipca wznieśli w górę Puchar Henriego Delaunaya.
***
10 z 14 zawodników reprezentacji Portugalii, którzy w finale Euro 2016 wywalczyli złoto przeszło przez akademię Sportingu. Najpóźniej, w wieku 17 lat, trafił do niej Nani, pozostali zaczynali dużo wcześniej.
A tutaj jedenastka Portugalczyków na mecz ćwierćfinałowy z Polską, zakreśleni wychowankowie szkółki w Alcochete.
***
W tamtych ciężkich czasach wydawało się jednak, że zapomniał o tym, co zawsze stanowiło jego siłę. O akademii, która jako jedyna na świecie „wyprodukowała” dwóch laureatów Złotej Piłki – Cristiano Ronaldo i Luisa Figo. Znamienne, że ówczesny prezes Luis Godinho Lopes w ostatnim roku, w którym na podium Złotej Piłki nie znalazł się wychowany w Sportingu Ronaldo sprowadził na Estadio Jose Alvalade 16-osobową armię zaciężną, która w ciemnej komórce pod schodami nakazała czekać takim talentom jak William Carvalho czy Joao Mario, a samemu dała bardzo wątpliwą jakość.
Oho, zaroiło się od piłkarzy robiących dziś wielkie kariery (w klubach pokroju Partizana jak Bożinow czy Eupen jak Jeffren)
Zakupowy szał Godinho Lopesa w jego pierwszym okienku transferowym kosztował Sporting kilkadziesiąt milionów euro (sumy transferowe + wynagrodzenia), co nie pozostało bez wpływu na późniejsze ogromne zadłużenie. Prezes był tak zaślepiony wizją zrobienia ze Sportingu potęgi byle szybciej i bile drożej, że kompletnie zapomniał, na jakich fundamentach Portugalczycy zawsze budowali swoje największe sukcesy. Skąd brali lwią część pieniędzy na normalne, harmonijne funkcjonowanie.
***
Dziesięć rekordowych transferów z klubu (pogrubieni wychowankowie):
1. Joao Mario – 40 mln euro – Inter
2. Islam Slimani – 30 mln euro – Leicester
3. Nani – 25,5 mln euro – Manchester United
4. Marcos Rojo – 20 mln euro – Manchester United
5. Cristiano Ronaldo – 19 mln euro – Manchester United
6. Aldo Duscher – 13 mln euro – Deportivo La Coruna
7. Hugo Viana – 12,75 mln euro – Newcastle
8. Joao Moutinho – 11 mln euro – FC Porto
9. Bruma – 10 mln euro – Galatasaray
10. Ricky van Wolfswinkel – 10 mln euro – Norwich
***
Academia de Futebol de Sporting to od lat znakomita akademia. Dość spojrzeć dziś na zestawienie dziesięciu najdroższych transferów z klubu. Sześć z nich, w tym dwie z trzech największych kwot, to ludzie stąd. Ludzie, którzy przeszli przez system Alcochete, który nie pozwolił zmarnować talentu Cristiano Ronaldo. Bo mieć ogromny talent pokroju CR7 to jedno, ale nie pozwolić mu przepaść – to już kompletnie inna sprawa.
A to wcale nie było tak oczywiste, jak może się dziś wydawać. Tak, Ronaldo imponował techniką na tle rówieśników od małego i tak, w wieku 11 lat kosztował Sporting tyle, ile za 99% piłkarzy na świecie nikt nigdy nie zapłaci nawet, gdy będą dorośli. W Alcochete wyceniono jego talent na 22,5 tysiąca euro. I o tyle, o ile na zajęciach piłkarskich Cristiano mógł czuć się jak ryba w wodzie, to już jego pochodzenie i akcent nie brzmiący jak ten ze stolicy często był obiektem docinek. 14-latek w krytycznym momencie, wyśmiany przez swojego nauczyciela, rzucił w niego krzesłem i wyleciał ze szkoły. Skierowanie tej złości w odpowiednią stronę było wyzwaniem i bardzo prawdopodobne, że po podobnym wybryku w wielu miejscach postawiono by na Ronaldo krzyżyk.
Nie w Sportingu, który słynął i nadal słynie ze sprawowania pieczy nad zawodnikami przez 24 godziny na dobę, dbając o ich rozwój mentalny i zaszczepiając w nich wartości ważne w piłce, ale i w życiu przez cały proces formacji. Trzy lata później Ronaldo mógł więc zadebiutować w pierwszym zespole, a resztę historii już pewnie znacie.
***
U-7: Kochaj
U-9: Czerp przyjemność
U-11: Ucz się
U-13: Wzmacniaj
U-15: Rozwijaj
U-17: Utrwalaj
U-19: Specjalizuj
U-21: Osiągaj
Słowa-klucze przedstawiające założenia dla poszczególnych grup wiekowych w akademii Sportingu.
***
Kluczowe fakty o akademii Sportingu z raportu ECA “Report on Youth Academies”. M.in.: roczny koszt utrzymania akademii – 5 mln euro. Zysk z zawodników sprzedanych z klubu, a wykształconych na miejscu – 95 milionów euro między 2002 a 2012 rokiem, kiedy raport wyddano. Ponad 100 piłkarzy którzy przeszli przez akademię gra w profesjonalnych klubach w Portugalii i Europie.
***
W czym tkwi sekret Academia de Futebol de Sporting? Przede wszystkim w jej doskonałym skautingu. Można się rozwodzić nad ogromną, kilkusetosobową siecią, jaką w Ameryce Południowej dysponuje FC porto, tymczasem gdy ci szukają daleko od kraju, akademia Sportingu sprząta sprzed nosa największe rodzime perełki. 11-letniego Ronaldo, 11-letniego Figo, 11-letniego Joao Mario, który niedawno stał się najdrożej sprzedanym graczem w historii klubu… Tego ostatniego zresztą Sporting przechwycił właśnie ze szkółki FC Porto. Każdy z nich trafiał, jakkolwiek to brzmi, pod skrzydła Lwów chwilę po tym, jak świętował pierwsze -naste urodziny w swoim życiu. Cristiano z mlekiem pod nosem wypatrzono na Maderze, Figo – w Almadzie.
Siła późniejszej formacji tkwi z kolei w rygorze. Codziennie: szkoła do 16, trening wieczorem, spać. Do tego cała gama ćwiczeń treningowych i gierek, które mają na celu wykształcenie czucia piłki, techniki użytkowej na jak najwyższym poziomie i budowania psychiki pod kątem boiskowej decyzyjności. Przekonywanie do poszukiwania odważnych, nieszablonowych rozwiązań. Całość rozłożona jest na trzy etapy: rekrutacja, rozwój i zarządzanie, aż uda się z „surowego materiału”, jak określani są rozpoczynający swoją drogę w klubie piłkarze, dojść do jednego z trzech poziomów, które wyznaczają dalszą karierę. Najlepsza będzie tutaj analogia do… jedzenia (którą zresztą w raporcie ECA na temat Alcochete zastosowano):
– smakołyki to piłkarze, którzy są stworzeni do gry w najlepszych klubach świata;
– dania z restauracji to zawodnicy, którzy najpewniej udadzą się na wypożyczenie, ale z których pierwsza drużyna może mieć w przyszłości pożytek;
– fast food to ci, którzy nie mają wielkiej przyszłości w pierwszym zespole i należy z nich zrezygnować.
Zaskakujące jest jednak to, jak wielu udaje się załapać do dwóch pierwszych kategorii. Według raportu CIES Football Observatory, tylko Partizan Belgrad, Ajax i Barcelona mogą się pochwalić większą liczbą zawodników w kadrach pierwszych zespołów najwyższych lig w Europie.
Co jednak w Lizbonie musi cieszyć najbardziej, to fakt że korzyść przynoszą już nie tylko zdobywając trofea dla europejskich superklubów, ale że jest ich coraz więcej w kadrze pierwszego zespołu Lwów. W poprzedniej kolejce Ligi Mistrzów, w meczu z Realem, 5 na 11 zawodników pierwszego składu stanowiły chłopaki z Alcochete, dziś przeciwko Legii powinno być podobnie.
Mimo że na moment zboczył z drogi, którą podążał, Sporting znów wrócił więc na właściwą sobie ścieżkę. To, jak wysoko ona zaprowadzi w dużej mierze zależeć będzie od tego, jak prędko znów znajdzie się „wizjoner” pokroju Godinho Lopesa, który pobiegnie z klapkami na oczach w kierunku, który jemu będzie się jawić jako najkrótsza droga do sukcesu. A który znów powiedzie Sporting niebezpiecznie blisko skraju przepaści. W końcu, chcemy tego czy nie, życie pokazało nam zdecydowanie zbyt wiele razy, że historia uwielbia zataczać koła.
SZYMON PODSTUFKA