Kiedy ostatni mecz wygrywasz w okolicach połowy września (dla niezorientowanych – mamy końcówkę listopada), scenariusz może być tylko jeden – przychodzi w końcu moment, że lądujesz w strefie spadkowej. Wisła Płock po całkiem niezłym początku teraz dołuje, ale… czy płocczanie serio są kandydatem do spadku z ligi, jak wskazywałoby na to ich miejsce? Jeśli spojrzeć na sprawę nieco bardziej analitycznie – niekoniecznie. Postaramy się poprzeć to solidną dawką argumentów.
Wisła Płock spokojnie się utrzyma, bo…
… odblokują się piłkarze, których coś blokuje.
Gdybyśmy popatrzyli na sytuację kadrową Wisły i nie znali tabeli, sytuowalibyśmy ją pewnie gdzieś w okolicach pierwszej ósemki. Na papierze mają w Płocku bardzo dobrych piłkarzy, wielu z nich jednak boryka się ze swoimi problemami…
Kante – jak to Kante, niby się przełamał, ale wciąż pod bramką przeciwnika wymyśla cuda-wianki. Skuteczność nadal do poprawki.
https://weszlo.com/2017/09/30/bukmacherzy-bez-depozytu/
Merebaszwili – świetny grajek, ale musi złapać regularność. Jak nie pieprzy sytuacji, których nie spieprzyłoby nawet ośmioletnie dziecko (mecz z Górnikiem Łęczna), to z meczu piłkarskiego urządza sobie nawalenie wszystkich dookoła po kostkach (mecz z Lechią).
Sylwestrzak – póki co raczej przeciętny.
https://weszlo.com/2017/08/23/legalni-bukmacherzy-internetowi-polsce/
Kriwiec – początek miał niezły, ale potem zbladł i zupełnie przestał robić różnicę.
Każdy z nich ma potencjał na to, by wkrótce stać się czołową postacią ligi. Muszą wskoczyć co najmniej kilka poziomów wyżej.
… obudzi się Arkadiusz Reca.
Wprawdzie we wcześniejszym punkcie pisaliśmy o piłkarzach muszących się odblokować, ale przypadek Recy jest na tyle tragiczny, że trzeba poświęcić mu osobną rubrykę. Czy to największe rozczarowanie w Wiśle Płock? Nie ulega to większej dyskusji. Czy to największe rozczarowanie w… Ekstraklasie? Na pewno załapałby się w tej klasyfikacji do ścisłej czołówki. Miał brać najwyższą klasę rozgrywkową szturmem, a robi w niej za szaraka. Wygląda, jakby mocno brakowało mu pewności siebie, podejmuje złe decyzje, przegrywa dryblingi… Spójrzmy zresztą na noty: 4, 7, 5, 2, 3, 3, 5, 4, 4, 3, 4, 3. Tylko raz powyżej noty wyjściowej, dziewięć – poniżej. Ale nikt nie ma wątpliwości, że w tym chłopaku drzemią ogromne możliwości. Wystarczy je tylko z tej drzemki wybudzić.
… Dominik Furman zrobi różnice.
Zagranie w punkt ze stojącej piłki. Tak na pozór – bułka z masłem, skoro całe życie zajmujesz się kopaniem kawałka szmaty, taka sztuka nie powinna być dla ciebie żadnym wyzwaniem. A jednak – piłkarzy, potrafiących to zrobić i zachować względnie satysfakcjonującą powtarzalność, możemy wyliczyć na palcach jednej ręki. W pierwszym rzędzie wymienialibyśmy właśnie Furmana, który wrzutki z rogów czy wolnych opanował niemal do perfekcji. Statystycznie gole po jego podaniach padałyby nawet wtedy, gdyby w polu karnym zamiast kolegów z drużyny stałyby pachołki treningowe, więc jesteśmy spokojni o to, że Furman dalej będzie robił różnicę. Ze stałego fragmentu gry dla Wisły padnie w tym sezonie pewnie jeszcze nie jedna, nie dwie, ani nawet nie pięć bramek.
… bo to poukładany klub.
Niejednokrotnie doświadczaliśmy tego, jak bardzo organizacja wpływa na wyniki meczów. W klubowej kasie bieda aż piszczy, brakuje podstawowych rzeczy, myśl o przelewie pensji na konto jest wyblakła jak zdjęcia sprzed lat – nie ma bata, musi się to odbić. Przykładów długo nie trzeba szukać – spójrzmy choćby na tegoroczne losy Wisły, ale tej z Krakowa. W Płocku takie problemy nie występują, piłkarze mogą wychodzić więc na boisko z czystą głową, czego nie można powiedzieć o ich wszystkich konkurentach w tabeli.
… bo ma duży odsetek pechowo przegranych meczów.
Stosunek wyników do gry jest w przypadku klubu z Płocka wyraźnie zaburzony. Weźmy na przykład mecz z Lechią – Wisła mogła (a nawet powinna) prowadzić 2-0, a wtedy comeback gdańszczan nie byłby już tak oczywistą sprawą. Inny mecz – Górnik Łęczna. Sam Merebaszwili w normalnych okolicznościach kończyłby go z hat-trickiem. Do siatki nie trafił jednak ani razu… Wniosek jest jeden – gdyby Wisła bliżej zaprzyjaźniła się ze szczęściem i skutecznością, nie byłaby w tabeli tak nisko.
Na wieść o czerwonej strefie tabeli w Płocku nie powinni rzucać krzesłami dookoła i pośpiesznie drukować blankietów wypowiedzeń. Wydaje nam się, że raczej prędzej niż później Wisła wróci na dobre tory. No bo czy jest na to lepsza okazja niż mecz u siebie z Piastem?
Fot. FotoPyK