Ruszyliśmy w drogę powrotną. Chłopaki pokazują na Karola, że wciąż siedzi przerażony. By dodać mu trochę otuchy, kiedy ponton zaczął mocno skakać po falach, wypłaciłem mu z całej siły „karczycho”. Ja w śmiech, ale obok konsternacja. Widzę tylko przerażone myśli kolegów. Co jest?! – myślę. Okazało się, że strzał w tył głowy wypłaciłem trenerowi Nawałce, który zajął miejsce Karola. Obrócił się, zobaczyłem tylko jego okulary. Jako jedyny nie zauważyłem, że Karol przesiadł się do drugiego pontonu, który miał kłopot z napędem i płynął wolniej. Gdy z przerażeniem zobaczyłem, kogo tak bezlitośnie potraktowałem, powiedziałem tylko: „O Boże…” – opowiada w Przeglądzie Sportowym Jakub Wawrzyniak.
FAKT
Przeszedłem metamorfozę – mówi Jarosław Fojut.
Kalendarzową jesienią jest głośno o wynikach Pogoni, ale jeszcze większym echem odbiło się zachowanie Jarosława Fojuta. Stoper Portowców wziął udział w akcji, która zwiększyć wiedzę społeczeństwa na temat osób z zespołem Downa. „Jeff” zaprzyjaźnił się z mężczyzną z zespołem Downa – Robinem. Kilkutygodniową znajomość panów nakręcono, a film wywołał ogromne poruszenie. (…) – Na początku był mały stres. Wchodzę na salę treningową, patrzę i widzę chłopaka, który gra w tenisa lepiej ode mnie. Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy, to zaangażowanie w to, co robi. Poświęca się konkretnej czynności w 100 procentach. Wchodzę, słychać zamykane drzwi, chwilę spaceruję przy korcie, ale Robin był tak skupiony na grze, że zauważył mnie dopiero, gdy trener zwrócił mu uwagę – opowiada Faktowi Fojut.
Dalej:
– Stokowiec, mimo kryzysu Zagłębia, może spać spokojnie
– Zdaniem Covilo, nie ma takiej drugiej drużyny, która tak głupio traciłaby punkty
– Palanca zachwycony Warszawą
– Wiślacy dostają wsparcie tylko od kibiców, którzy przez trzy dni uzbierali blisko 100 tysięcy złotych
Langil pali się do gry.
Dni Steevena Langila w Legii są policzone. Zawodnik, który przegrywa rywalizację o miejsce w meczowej kadrze u Jacka Magiery, zorganizował w domu imprezę. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie zaczął publikować zdjęć w mediach społecznościowych. Kiedy drużyna wracała z Dortmundu, kontuzjowany ostatnio zawodnik siedział z kolegami w kłębach dymu z sziszy i z alkoholem na stole. Wystawił się w najgłupszy z możliwych sposobów.
Piotr Ćwielong opowiada: Jako dzieciak wylądowałem na komisariacie.
– Pamiętam, jak raz rodzice odebrali mnie z komisariatu. Miałem wtedy 13-14 lat. Siedzieliśmy pod sklepem, podeszli policjanci, by nas spisać. Zamiast normalnie się zachowywać, zaczęliśmy cwaniakować i podawać zmyślone nazwiska. Kiedy policjanci zaczęli weryfikować nasze dane i okazało się, że są fałszywe, wezwali samochód i zawieźli nas na komisariat – wspomina piłkarz.
GAZETA WYBORCZA
W wydaniu ogólnopolskim ani słowa o piłce, w wydaniu stołecznym – rozmowa z Marcinem Mięcielem. Mówi: Wstydzić powinniśmy się wszyscy, cała nasza liga.
Legia ma się czego wstydzić?
– Tak, gry w defensywie. Ale z drugiej strony, przecież można to było przewidzieć. Każdy zdawał sobie sprawę, że będzie ciężko. Sam spodziewałem się tego, że Borussia do meczu z Legią podejdzie na 100 proc. Dużo poważniej, niż podszedł Real. Ale że padnie w tym meczu aż 12 bramek? Tego chyba nikt nie przewidział. Przecież to nie mieści się w głowie!
(…)
Jakie wnioski można wyciągnąć po takim meczu?
– Takie, że nie tylko Legia powinna się wstydzić. Wstydzić powinniśmy się wszyscy – cała liga. Ten mecz dobitnie pokazał, że jeśli chodzi o motorykę, to przepaść między ekstraklasą, a Bundesligą jest ogromna. Robiliśmy wszystko dwa, trzy razy wolniej. Piłkarze Legii byli wolniejsi bez piłki, niż piłkarze Borussii z piłką.
Ale tak, jak mówię, to problem nie tylko Legii. Każdy inny polski klub, każdy piłkarz grający w naszej lidze, miałby kłopot, by nadążać za tym, co we wtorek wyprawiali piłkarze Borussii. Dodajmy, że w większości rezerwowi albo wracający po kontuzjach.
SUPER EXPRESS
Już nie jesteśmy małymi dziewczynkami. Rozmowa z Prijoviciem.
Jedni mówią, że to wstyd stracić osiem goli, inni, że sztuka strzelić Borussii cztery…
– Nie mamy czego świętować, bo przegraliśmy, ale nie mamy się też czego wstydzić. Na palcach jednej ręki można policzyć zespoły, które strzeliły w Dortmundzie cztery gole. Wolę przegrać 4:8 niż 0:6 jak w pierwszym meczu, kiedy chowaliśmy się jak małe dziewczynki i nie mieliśmy nic do powiedzenia. W rewanżu już nie byliśmy małymi dziewczynkami, zmężnieliśmy, staraliśmy się oddawać Borussii na tyle, na ile można było. To było takie widowisko, że kibice nie żałują pieniędzy wydanych na bilety.
(…)
Początek sezonu był kiepski, ale jest już lepiej. Odzyskałeś wiarę, że Legia jest najlepsza w Polsce?
– Niczego nie odzyskiwałem, bo tej wiary nie straciłem. Nawet gdy nie szło, byłem przekonany, że jesteśmy najlepsi. To jak puzzle, które się rozsypały i trzeba je było pozbierać. I te puzzle zaczynają nam się ładnie układać. A na końcu układanki widzę napis: “Legia Mistrz Polski”.
Robakowi rośnie następca.
To znów jest ten Marcin Robak, który 2,5 roku temu został królem strzelców Ekstraklasy. W 16 meczach tego sezonu strzelił 10 bramek, a Lech zmierza ku czołówce tabeli. – Tak dobrego początku nie miałem, nawet gdy byłem królem strzelców – mówi “Super Expressowi” Robak, który dziś będzie polował na kolejne trafienia, w meczu z Zagłębiem Lubin. (…) – Wielu starszych ode mnie gra na bardzo wysokim poziomie w mocnych ligach i europejskich pucharach. Choćby Aduriz, który w wieku 35 lat powrócił do kadry Hiszpanii, a w klubie strzela gola za golem. Całą karierę prowadziłem sportowy tryb życia i jeśli zdrowie dopisze, to pogram jeszcze kilka sezonów. Czy w Lechu? Czas pokaże. Wierzę, że ten rok zakończymy w pierwszej trójce – prognozuje najlepszy strzelec Ekstraklasy, który w domu zmienia się w… bramkarza.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Ruszył 82. Plebiscyt Przeglądu Sportowego i TVP na Najlepszego Sportowca Polski 2016.
Zmierzamy do Ligowego Weekendu, który otwiera tekst Mateusza Migi: Wisła wciąż wzburzona.
Trwa poszukiwanie poważnego partnera biznesowego, na razie jednak wszystkie rozmowy nie posuwają się do przodu. Tak choćby zakończyły się – przynajmniej na razie – negocjacje z Piotrem Wroną – prezesem spółki Garbarnia Jaworzno, w przeszłości sponsorem Szczakowianki. Biznesowe środowisko dość niepewnie podchodzi do obecnych właścicieli klubu, nie do końca rozumiejąc, gdzie przebiega i jak gruba jest granica między władzami Wisły a grupami kibicowskimi. Towarzystwo Sportowe przejęło Wisłę w sytuacji dramatycznej. Podało jej pomocną dłoń, gdy przyszłość klubu liczona była w tygodniach. Teraz jednak jej szefowie muszą bardzo uważać, by nie przegapić momentu, w którym ta pomocna dłoń stanie się ciężarem ciągnącym klub w otchłań. Romantyczne historie nie zawsze mają happy end.
Rekin, który zaatakował selekcjonera. Jakuba Wawrzyniaka przepytują ludzie ze świata polskiej piłki.
Łukasz Piszczek: Co wydarzyło się na zgrupowaniu reprezentacji w czasie powrotu z Jastarni do Gdańska? Dla ułatwienia dorzucam podpowiedź: to nie był Karol.
– To była historia, po której zacząłem się żegnać z reprezentacją. Czerwcowy mecz z Litwą za kadencji trenera Adama Nawałki. Tomek Iwan w ramach „treningu alternatywnego” zorganizował przepłynięcie pontonami z Gdańska do Jastarni. Płynęliśmy na obiad do hotelu „Bryza”. Ponton mieścił kilka osób. We trójkę siedzieliśmy w rzędzie, przed nami Karol Linetty. Już na morzu było widać, że Karol czuje się nieswojo. Blady, skulony, wyraźnie się bał. Nie przypadła mu do gustu ta wodna rozrywka… Ruszyliśmy w drogę powrotną. Chłopaki pokazują na Karola, że wciąż siedzi przerażony. By dodać mu trochę otuchy, kiedy ponton zaczął mocno skakać po falach, wypłaciłem mu z całej siły „karczycho”. Ja w śmiech, ale obok konsternacja. Widzę tylko przerażone myśli kolegów. Co jest?! – myślę. Okazało się, że strzał w tył głowy wypłaciłem trenerowi Nawałce, który zajął miejsce Karola. Obrócił się, zobaczyłem tylko jego okulary. Jako jedyny nie zauważyłem, że Karol przesiadł się do drugiego pontonu, który miał kłopot z napędem i płynął wolniej. Gdy z przerażeniem zobaczyłem, kogo tak bezlitośnie potraktowałem, powiedziałem tylko: „O Boże…”. Zacząłem żegnać się z kolegami: „Dobra, dzięki chłopaki za wspólny pobyt w reprezentacji, miło było, bo mnie zdaje się za chwilę już w niej nie będzie. Powodzenia, będę wam kibicował”. Na szczęście selekcjoner przyjął to po męsku.
Dobry materiał, dużo fajnych anegdot.
Langil ukarany finansowo.
Steeven Langil spotkał się wczoraj przed treningiem z dyrektorem sportowym Legii Michałem Żewłakowem, miał także rozmowę z Jackiem Magierą. Ostatecznie uznano, że zostanie ukarany finansowo. Napisać, że reprezentant Martyniki postąpił naiwnie, to jak nic nie napisać. (…) Legia ma z nim problem. Został sprowadzony na prośbę Besnika Hasiego, kosztował pół miliona euro, ale po awansie do Champions League trzeba było dopłacić bonus. U Albańczyka grał regularnie, ale po zmianie trenera rzadko bywa choćby na ławce rezerwowych. Magiera chce, aby jego drużyna grała ofensywnie, atakowała, a 28-latek nie pasuje do takiego stylu. Przydaje się przy kontratakach, ma mierne pojęcie o grze w defensywie, co najlepiej pokazał w jedynym spotkaniu, w którym wystąpił u nowego trenera legionistów, ze Sportingiem w Lizbonie (0:2).
Piłkarze nie mają do siebie szacunku – pisze przed weekendem Antoni Bugajski.
Wrażenie jest takie, że piłkarze ekstraklasy specjalizują się w brutalnych faulach tak, jakby chodziło o jakąś imponującą piłkarską umiejętność. Po jatce z początku sezonu później trochę się uspokoiło, ale ostatnio znowu obserwujemy nawrót choroby. Bulwersował nas rzeźnicki (to akurat trafne określenie trenera Cracovii Jacka Zielińskiego) atak Łukasza Tymińskiego na Damiana Dąbrowskiego, który ledwo co wrócił na boisko po poważnej kontuzji, czy „wyrok” Abdula Aziza Tetteha wykonany na Fiodorze Černychu. Oburzenie było zresztą powszechne i wyjątkowo zgodne. Chyba wszyscy uznali, że zjawisko trzeba nazwać po imieniu – stąd rzeźnictwo – oraz jednoznacznie potępić. I nawet poskutkowało. Na chwilę.
Pięć pytań przed kolejką od Roberta Błońskiego.
1. Czy Marcin Robak może być królem strzelców?
Wystarczyły dwa kopnięcia w niedzielnym spotkaniu ze Śląskiem, by napastnik Lecha – niczym lokomotywa drezynę – minął w klasyfikacji najskuteczniejszych Estończyka Konstantina Vassiljewa. Robak idzie jak burza – w czterech kolejkach zdobył pięć bramek w tym cztery z rzutów karnych, choć w trzech ostatnich występach wchodził na boisko dopiero w drugiej połowie) i ma już dziesięć goli na koncie. Na przymierzanie królewskiej korony jeszcze za wcześnie, ale kiedy w sezonie 2013/14 wygrywał klasyfikację najskuteczniejszych w koszulce Pogoni Szczecin, w identycznym momencie sezonu (po 17 seriach) miał tylko siedem trafień. Sezon zakończył z 21 trafieniami w 32 występach, a klejnotem w koronie było pamiętne pięć goli wbite Lechowi 21 lutego 2014 roku. Dziś najskuteczniejszy zawodnik ligi odjeżdża konkurencji.
2. Czy Wisła wstanie po klęsce?
3. Czy Legia nadal będzie wygrywać?
4. Czy to ostatnia kolejka trenera Górnika?
5. Czy mecz kolejki zagrają w Kielcach?