W zapowiedzi meczu Korony z Zagłębiem Lubin, wśród wyzwań stojących przed Maciejem Bartoszkiem, zamieściliśmy punkt: “znaleźć pomysł na Palankę”. Umówmy się – teoretycznie to żaden priorytet, są w Kielcach poważniejsze zmartwienia niż ustabilizowanie formy przez Hiszpana. Jednak dziś gracz z przeszłością w Realu Madryt dobitnie pokazał, co jest w stanie zrobić, jeśli akurat ma swój dzień. Jeszcze kilka takich spotkań w jego wykonaniu i w Kielcach zapomną, kim w ogóle był Airam Cabrera.
To, że Palanca potrafi grać w piłkę, od początku było jasne jak czupryna Pawła Sasina. Sęk w tym, że od “potrafi grać” do “potrafi to zaprezentować na boiskach Ekstraklasy” droga jest czasami dłuższa niż z Kielc do Madrytu. Hiszpan do tej pory strzelił 3 bramki, zaliczył jedną asystę i jedno kluczowe podanie w 13 meczach. Bilans nie najgorszy biorąc pod uwagę to, w jakiej gra drużynie, ale wciąż pozostawał niedosyt. Od dziś musi być on znacznie mniejszy, bo wraz z Łukaszem Sekulskim Palanca zajmuje miejsce na czele klasyfikacji strzelców ekipy Bartoszka. Przy czym w rankingu wypracowanych goli rządzi już samodzielnie.
Dziś dwa razy pokonał bramkarza Zagłębia, co było udokumentowaniem świetnej pierwszej połowy w wykonaniu całej Korony. Zapewne tak to sobie wymarzył Maciej Bartoszek, choć pewnie nie spodziewał się, że drużyna z Lubina tak łatwo pozwoli zrealizować nowemu trenerowi jego plany. Ba! Można nawet napisać, że “Miedziowi” z dobroci serca postanowili zapewnić mu miękkie lądowanie na najwyższym szczeblu. Najbardziej widocznym aktorem widowiska po stronie gości był niejaki Chaos. Trzeba to jasno napisać – to był wstydliwy mecz, jakkolwiek patrzeć, kandydata do mistrzostwa Polski i gry w europejskich pucharach.
Wracając do bramek. Najpierw Palanca otrzymał piłkę na lewym skrzydle, po czym zabawił się z lubinianami przy zejściu z nią do środka, a następnie posłał torpedę w długi róg bramki strzeżonej przez Forenca. Później Hiszpan wykorzystał ping-pong w polu karnym Zagłębia, wykazał się największym sprytem przy złym wybiciu Guldana. 2-0, Forenc ponownie bez szans. A skoro już jesteśmy przy bramkarzu, który wrócił między słupki “Miedziowych” – jego występ to chyba jedyny pozytyw, jeśli chodzi o ekipę Stokowca. Jeszcze przy stanie 0-0 wybronił sytuację sam na sam z Przybyłą, później uniemożliwił skompletowanie hat-tricka Hiszpanowi. Poza tym zachował czujność na przedpolu.
Odważny ruch Stokowca w przerwie – ściągnął Janusa i Janoszkę, wpuścił Papadopulosa i Buksę. A że na boisku wciąż przebywali Nespor i Woźniak, sporo było u “Miedziowych” gości potrafiących grać w ataku. Trochę to pomogło, Zagłębie wypracowało sobie kilka okazji strzeleckich. Ale nie było tak, że remontada wisiała w powietrzu – Piątkowi udało się strzelić bramkę po asyście Możdżenia (druga w meczu, tym razem dla przeciwników!) i to by było na tyle.
Dwa słówka o sędziowaniu. Średnie zawody Tomasza Kwiatkowskiego, który naszym zdaniem powinien wyrzucić z boiska Nespora (z drugą żółtą kartką) i Dejmka (bezpośrednio z czerwoną, za faul na wychodzącym na czystą pozycję Buksie). Sędziowanie na trochę wyższym poziomie niż gra Zagłębia, ale Ekstraklasa to to nie była.
Ale i tak warto było obejrzeć ten mecz. Dla Palanki.
Fot. FotoPyK