Reklama

Fatalny obraz Górnika. Z taką grą zostaną tylko modlitwy…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

19 listopada 2016, 17:45 • 3 min czytania 0 komentarzy

Strefa spadkowa na półmetku sezonu zasadniczego: Górnik Łęczna i Ruch Chorzów, z taką samą liczbą punktów. Gdyby rozgrywki kończyły się po 30 kolejkach, bez podziału dorobku, dzisiejszy mecz tych drużyn moglibyśmy traktować jako pierwsze starcie o utrzymanie. Mimo to, jedno możemy stwierdzić z pełnym przekonaniem: podopieczni Andrzeja Rybarskiego mają coraz mniej argumentów, by uniknąć spadku. Dziś w fatalnym stylu przegrali 0:4.

Fatalny obraz Górnika. Z taką grą zostaną tylko modlitwy…

Jeżeli przyjeżdża do ciebie z wizytą zespół, który w poprzedniej kolejce dostał u siebie 0:5, masz prawo myśleć: to dobry moment, by go dobić. Jeżeli jest to jeszcze twój bezpośredni sąsiad w tabeli, akurat ostatni Ruch, to powinieneś wiedzieć, że takich szans wielu już nie będzie. Dlatego musisz – absolutnie musisz – dać z siebie maksa, nie pozostawić temu przeciwnikowi nawet odrobiny luzu. Tym bardziej, że występujesz w roli gospodarza.

Piłkarze z Łęcznej zrobili jednak wszystko na odwrót.

Po pierwsze, wyglądali tak jakby grali bez choćby odrobiny zaangażowania – nie rzucali się pod nogi rywali, nie dochodzili blisko nich, pozwalali im spokojnie rozgrywać. Po drugie, wyglądali tak jakby kompletnie nie wierzyli we własne możliwości – sorry, ale jeden Grzegorz Bonin, który nie boi się wziąć odpowiedzialności za grę, to zdecydowanie zbyt mało. Po trzecie, będący tego konsekwencją brak zdecydowania sprawił, że Pruchnik przegrał pojedynek z Lipskim i sfaulował go na czerwoną kartkę. Po czwarte, Górnik w ogóle nie wyglądał jak zespół.

– Niby dużo mówimy w środku tygodnia, niby każdy wie, co i jak, ale my jesteśmy rozwaleni. Podchodzimy dziś do rywala dopiero wtedy, gdy on zdąży trzy razy dzióbnąć piłkę. No, jest dramat… Nasz problem leży w głowach, tylko tam – mówił w przerwie Bonin.

Reklama

Łęcznianie już wtedy przegrywali różnicą dwóch bramek. Przy pierwszej oddali środek pola, pozwolili swobodnie dośrodkować Monecie, a Gerson dopuścił do skutecznej główki niższego o 15 centymetrów Ćwielonga. Przy drugiej – pojedynek powietrzny po stałym fragmencie wygrał Ćwielong, po chwili piłkę z rąk wypuścił Prusak, co wykorzystał Pazio. Po górnikach nie widać było pretensji do bramkarza, nawet odrobiny złości, zupełnie tak jakby z tym wynikiem byli pogodzeni.

Ale problemem były nie tylko głowy i gra obronna. Z przodu przez 45 minut – zero strzałów celnych, przez 90 minut – tylko jeden.

Kwadrans po przerwie Pruchnik wyleciał za faul na Lipskim, po chwili Moneta trafił w słupek, a Niezgoda poprawił. Przez ostatnie pół godziny gospodarze grali więc w dziesiątkę, z wynikiem 0:3. I dostali jeszcze czwartą sztukę, autorstwa Jakuba Araka kilkadziesiąt sekund po wejściu na boisko. Napisalibyśmy, że stadion zamilkł, ale w Lublinie panowała cisza właściwie od początku, a w tę grobową atmosferę na trybunach doskonale wpasowali się podopieczni Rybarskiego.

Ze strony gospodarzy strzał w słupek zaliczył jeszcze Drewniak, ale aż szkoda o tym pisać. Łęcznianie zaprezentowali się dziś zdecydowanie poniżej poziomu ekstraklasowego.

R1mhstQ

Fot. FotoPyk

Reklama

Najnowsze

Hiszpania

Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Kamil Warzocha
0
Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Komentarze

0 komentarzy

Loading...