Drużyna, która rozgrywa właśnie swój pierwszy sezon w historii Bundesligi. Drużyna, która po jedenastu kolejkach ma na swoim koncie osiem zwycięstw, trzy remisy i zero porażek. RB Lipsk właśnie pobiło historyczny rekord FC Kaiserslautern i po kapitalnym widowisku na BayArena usadowiło się na fotelu lidera.
Mecz Lipska z Bayerem już przed meczem zapowiadał się na jedną z najlepszą możliwych reklam Bundesligi. Z jednej strony drużyna z ogromnym potencjałem ofensywnym, grająca do przodu, wysokim pressingiem – tak, by nękać rywala na całym boisku. Po drugiej stronie ekipa o… identycznym podejściu do piłki. To wręcz musiało się udać.
Ciężko było dotychczas ukąsić defensywę RB Lipsk. Próbowało już w tym sezonie wielu, ale jakichkolwiek sposobów by się nie łapali – za nic w świecie nie szło. Bayer wyszedł dziś więc z jedynego słusznego założenia – zaatakować postanowił całkowicie z zaskoczenia, z partyzanta. Zanim jeszcze rywale porozstawiają się po boisku, zanim jeszcze część kibiców dotrze na swoje miejsce siedzące. Nie minęła więc jeszcze minuta, a Kevin Kampl wykończył błyskawiczny atak z lewego skrzydła i wyprowadził „Aptekarzy” na prowadzenie.
Goście postanowili jednak, że tak to się oni bawić nie będą – zaczęli ze środka, ruszyli przed siebie i po chwili naporu wywalczyli rzut rożny. Wrzutka, strącenie i 1:1. Spory w tym udział co prawda Juliana Baumgartlingera, od którego odbiła się piłka przed tym, jak wpadła do siatki, ale trzeba RB oddać, że zareagowało na straconego gola w najlepszy z możliwych sposób – błyskawicznym kontratakiem.
Atak za atak, cios za cios. Raz kotłowało się pod jedną bramką, a już po chwili pod drugą. Po stronie Bayeru szalał Julian Brandt, który w końcu wraca do formy. Bezdyskusyjnie jeden z najlepszych skrzydłowych młodego pokolenia początek sezonu miał słaby – cieniował, podejmował złe decyzje, w swoich zwodach był do bólu czytelny. Teraz już, kiedy osiągnął optymalną dyspozycję, pokazuje, że zainteresowanie Bayernu o którym mówi się w Niemczech dość głośno, ma jak najbardziej logiczne podstawy.
Brandt w samej końcówce wyprowadził bowiem znów na prowadzenie „Aptekarzy” – dostał podanie z głębi pola, wpadł w pole karne i jakimś cudem zmieścił z kąta piłkę w bramce. I to by było tyle, jeśli chodzi o pozytywne akcenty ze strony Bayeru. Druga połowa stała już pod znakiem chaosu w defensywie, braku skuteczności z przodu i generalnego nieporządku. Chwilę po zmianie stron szansę na dobicie rywala miał jeszcze Calhanoglu, ale spudłował z jedenastu metrów. A potem wszystko totalnie się posypało.
Najpierw Leno zrobił coś, czego chyba sam nie do końca rozumie. Ewidentnie poparzyła go piłka lecąca w ręce, więc zamiast ją schwytać – odbił do bramki.
— Eurosport Polska (@Eurosport_PL) 18 listopada 2016
Lipsk poczuł krew i atakował coraz śmielej, a defensywa gospodarzy sprawiała wrażenie sparaliżowanej. Goście wjeżdżali skrzydłami, atakowali też środkiem. Ostatecznie gola na 3:2 wpakował głową Orban, ale jeszcze i po tym golu RB mogło dołożyć czwartą, a nawet i piątą bramkę.
W historii Bundesligi tylko raz zdarzyło się, by mistrzostwo kraju zdobył beniaminek – FC Kaiserslautern. Z tej okazji przypomnijmy skład… „Czerwone Diabły” na tym etapie sezonu również siedziały na fotelu lidera, choć miały w dorobku punkt mniej. Fakt faktem monachijczycy swój mecz rozegrają dopiero jutro, ale jeśli w Dortmundzie nie wygrają, co jest przecież całkiem prawdopodobne, to Lipsk na pierwszym miejsce przesiedzi co najmniej tydzień. No, co jak co, ale zapowiada się całkiem ciekawe 8-lecie istnienia klubu…