Dziesięciu facetów w białych trykotach wściekle biegających po boisku. Gość w kurtce równie żywo skaczący przy linii bocznej. Intensywny pressing, ofensywne nastawienie i kipiąca jak wulkan energia. Sevilla, choć dzisiaj ostatecznie z Barceloną przegrała, pokazała, że dotrzymać jej kroku na Estadio Pizjuan to zadanie z kategorii tych ekstremalnych.
Barcelona nie jest w ostatnich tygodniach w najwyższej formie i to żadna tajemnica. Gorsze chwile miewa defensywa, atak również nie funkcjonuje momentami w sposób, do jakiego przyzwyczaił kibiców, a w środku pola zdecydowanie poniżej oczekiwań gra Busquets. W takiej sytuacji wyjazd do Andaluzji nie był z pewnością tym, o czym marzył Luis Enrique.
Podopieczni Jorge Sampaoliego na boisko wyszli nabuzowani jak po wiadrze witamin. Od początku siedli na Katalończykach, bezustannie atakowali ich w każdym sektorze boiska. Gra na pełnych obrotach szybko przyniosła efekty – gospodarze wyprowadzili kontratak, piłka poszła na lewą stronę do Vitolo, a ten dziubnął ją obok bezradnego ter Stegena. Sevilla strzeliła na 1:0, poczuła krew i atakowała dalej. W środku pola spokój zaprowadzał N’Zonzi, a z przodu dużo zamieszania wywoływał choćby Vietto, który mógł nawet podwyższyć na 2:0, ale w całkiem niezłej sytuacji fatalnie spudłował.
Barcelona długo nie mogła dojść do głosu, a spora część jej ataków przerywana była jeszcze w zalążku. W końcu jednak Neymar otrzymał piłkę na skrzydle, ściągnął na siebie kilku obrońców i wystawił jak na tacy do Messiego.
Dla Argentyńczyka nie był to zresztą zwyczajny, kolejny gol. Messi trafił bowiem już po raz pięćsetny w barwach Blaugrany. Co jak co, ale osiągnięcie niesamowite. Dopiero co zmieniał Deco, dopiero co debiutował, wchodził powoli do zespołu, stawiał kolejne kroki i kroczki, a teraz ma na koncie pięć baniek goli. Kosmos.
Po zmianie stron Sevilla nieco spuściła z tonu, a inicjatywę przejęła Barcelona. A że każdy wie jak kończy się oddanie piłki Blaugranie, to gol był tylko kwestią czasu. Messi pociągnął środkiem, zagrał do boku, a Suarez na spokoju uderzył płasko w stronę bramki.
Z perspektywy całego spotkania wydaje się, że najsprawiedliwszym wynikiem byłby remis, bo gospodarze dali nam dziś ze trzy tuziny argumentów za tym, by Barcelonę ograć. Z punktu widzenia gości ten mecz może być jednak przełomowy – w chwilowym dołku, na piekielnie ciężkim terenie wyrwali rywalowi trzy punkty. Idealny moment na punkt zwrotny.