Wydawało nam się, że Legia podrażniła lwa. Że Real po, jakkolwiek spojrzeć, kompromitującym go remisie w Warszawie, na następny mecz wyjdzie z pianą na ustach. Rywala zepchnie do defensywy, wymęczy, zagryzie. Nic jednak z tych rzeczy – „Królewscy” co prawda wygrali dziś 3:0 z Leganes, ale styl w jakim to zrobili, daleki był od oczekiwań.
Gra Realu była nudna i przewidywalna. Zero elementów zaskoczenia, żadnych gwałtownych ataków. Znów kompletnie nieobecny był Cristiano Ronaldo, który więcej wymachów zaliczył rękoma po nieudanych zagraniach, niż nogami nad piłką. Goście nie stawiali też nie wiadomo jakiego oporu – jasne, cofnęli się do defensywy i starali się uważnie neutralizować rywala, ale trudno było nie odnieść wrażenia, że przyspieszenie akcji może łatwo rozerwać ich szyki.
W końcówce pierwszej połowy gospodarzy wyrwał w końcu z marazmu Bale. Walijczyk otrzymał kapitalne podanie od Isco, wyszedł na wolne pole, położył bramkarza i trafił do pustej bramki.
Była to jedna z dwóch wartych uwagi akcji w pierwszej połowie, bo poza tym Real wciąż miał piłkę przy nodze, wciąż teoretycznie kontrolował spotkanie, ale niewiele groźnych sytuacji z tej kontroli wynikało. I być może Leganes doszłoby nawet do głosu, ale zanim zabrało się za próby kontrowania gospodarzy, to na 2:0 wpakował kapitalny w ostatnich dniach Gareth. Wrzutka w pole karne, strącenie i dobitka po zamieszaniu w polu karnym.
Po zmianie stron nie zmieniło się za wiele. Gra Realu działała usypiająco, a trybuny po raz pierwszy ożywiły się dopiero wtedy, gdy na boisku zameldował się Luka Modrić. Chorwat ostatni mecz ligowy rozegrał jeszcze we wrześniu, a jego brak odciskał spore piętno na grze Realu.
Po raz drugi kibice zgromadzeni na Santiago Bernabeu podnieśli się z krzesełek po golu Moraty, który kapitalnym przyjęciem wyprzedził rywali i bez większych problemów trafił do siatki. O grze Realu wiele jednak mówi graficzne podsumowanie występu hiszpańskiego napastnika.
Co jak co, ale jeśli w starciu z beniaminkiem snajper jest tak rzadko pod grą, to chyba najwyższy czas zakasać rękawy i poszukać przyczyny tego, że drużyna gra w stylu, który dalece odbiega od oczekiwań.
Real wygrał i dopisuje sobie trzy punkty, ale Zinedine Zidane nie położy się dziś spać w dobrym humorze. Przed nim bowiem do rozwiązania pierwszy poważny problem od momentu przejęcia drużyny – Królewscy ewidentnie wpadli w dołek i stracili rozmach z jakim demolowali przeciwników wiosną. A zadaniem Francuza będzie przywrócić tę drużynę na właściwe tory.