Zespoły z dwóch skrajnych rejonów tabeli – gospodarze ze strefy spadkowej, a goście w koszulce lidera. Mimo to, nic stało na przeszkodzie, by ci pierwsi zdominowali drugich w każdym elemencie gry, strzelili dwa gole, nie stracili żadnego, a na końcu mieli możliwość powiedzieć: „To najniższy wymiar kary”. Witajcie w świecie polskiej pierwszej ligi, gdzie Stal Mielec wygrała 2:0 z Zagłębiem Sosnowiec.
Stal jeszcze przed momentem uchodziła za niechlujnego gościa, który wprosił się na elegancki bankiet i był przez wszystkich wytykany palcami. Dziesięć meczów i zero zwycięstw, ostatnie miejsce w tabeli, kiepska gra i zwolniony trener. Po tej 10. kolejce układ zaplecza Ekstraklasy wyglądał dokładnie tak…
Jakie wnioski należało wyciągnąć z tej tabeli? Najlepiej żadne, jak najmniej zobowiązujące. Stal w kolejnym spotkaniu wygrała bowiem 3:1 ze Zniczem, mimo że do 78. minuty przegrywała, zatrudniła nowego trenera, zwyciężyła w Bielsku-Białej, przegrała z Wisłą Puławy, pokonała Miedź, no i teraz Zagłębie. Dwanaście punktów w pięciu meczach. Wcześniej: pięć punktów w dziesięciu.
– Tamto zwycięstwo ze Zniczem Pruszków dodało nam pewności siebie – tłumaczył dziś przed kamerami przemianę mielczan Jakub Żubrowski.
Jeśli to tylko kwestia pewności siebie, to nie mamy pytań. Stal wyglądała dziś tak, jakby w ramach przygotowań do meczu machnęła porządne wiaderko witamin. Podopieczni Zbigniew Smółki grali na wysokiej intensywności, podchodzili blisko do rywala, wymieniali szybkie podania po ziemi, przedostając się w krótkim czasie pod bramkę rywala. W końcu, po niespełna pół godzinie, Markowski zbyt krótko zagrywał głową do bramkarza, Szumski wybiegł z bramki, by wybić piłkę przed rywalem, a kiedy wydawało się, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane – Żubrowski mocno kropnął z 35 metrów, od słupka. 1:0.
Ta bramka to było jednak potwierdzenie tego, co działo się od początku spotkania. Bramkarz Zagłębia nie wyglądał zbyt pewnie, tak jak i jego obrońcy. Markowski chwilę wcześniej podał na 16. metr pod nogi rywala, aż poniósł większe konsekwencje. Ale i on, i jego partnerzy mieli bardzo duże problemy, by zatrzymać ofensywny tercet Radulj-Sobczak-Cholewiak. Nie dość, że dawali się objeżdżać, to sprawiali kolejne prezenty. Zresztą, to naprawdę ciekawe, że lider ma ponad dwa razy więcej straconych goli od wicelidera (19 do 9).
Obraz gry Zagłębia, mimo przeprowadzanych z czasem zmian, nie uległ poprawie. Stało się więc to, co stać się musiało: Stal podwyższyła, choć już wcześniej Szumski zaliczył kilka niezłych interwencji. Cholewiak w polu karnym zagrał piętką, Getinger dośrodkował, a wprowadzony chwilę wcześniej Buczek z bliska trafił do siatki.
Problemem sosnowiczan nie była jednak tylko gra w tyłach. Z przodu, przez 90 minut, nie stworzyli sobie żadnej dogodnej sytuacji. Sanogo nie radził sobie w pojedynkach z Zalepą i Kierczem, przegrywał większość z nich. Pomocnikom, znanym z Ekstraklasy, Sebastianowi Dudkowi czy Tomaszowi Nowakowi wychodziło niewiele. Co z tego, że utrzymywali się przy piłce, skoro rozgrywali wolno, asekuracyjnie i nie byli w stanie stworzyć jednej, sensownej akcji? W 90. minucie z rzutu wolnego w poprzeczkę uderzył Jakub Wilk, ale to było dziś wszystko.
Jak na lidera: niewiele. Z drugiej strony, to dopiero ich pierwsza wyjazdowa przegrana.