Finisz. Kluczowy element piłkarskiego rzemiosła – możesz trzymać piłkę cały mecz, wymieniać setki podań, ale jeśli na końcu zabraknie udanego wykończenia, to cały wysiłek jak krew w piach. Nikt w futbolu nie rozdaje punktów za dobre wrażenie i dziś w Szczecinie dostaliśmy instruktaż, w jaki sposób zamieniać swoją sytuację na gola. W roli wykładowców: Spas Delew i Jarosław Niezgoda.
Trudno powiedzieć, że Bułgar przy pierwszej okazji miał stuprocentową sytuację do strzelenia bramki, musiał przecież wyjść po piłkę, umiejętnie się złożyć i też idealnie pocelować. Inne uderzenie niż takie które oddał, nie miałoby racji bytu – Hrdlicka był dobrze ustawiony, jedynie strzał blisko słupka mógł go zaskoczyć, a Delew zrobił jeszcze więcej, bo piłka pocałowała aluminium i wpadła do siatki. Drugi gol? Najpierw piękna kombinacja w trójkącie Frączczak – Matras – Delew, która byłaby tylko ładnym ozdobnikiem spotkania, gdyby nie wykończenie tego ostatniego. Zawodnik Pogoni przyjął i od razu uderzył w prawy górny róg. Klasa.
Co do Niezgody, to jesteśmy pod coraz większym wrażeniem. Chłopak ma gaz, nie kalkuluje, wchodzi na pełnej i przy tym nie robi tego dymu bezproduktywnie, tylko broni się liczbami. Spotkanie z Pogonią to jego czwarty mecz w lidze z bramką, a dzisiejszy gol był bardzo podobny do tego wypracowanego ostatnio z Koroną. Wtedy też napastnik odwiedził pole karne rywala jakby wpadał do siebie, wówczas co prawda jeszcze zawiodła skuteczność, ale już Moneta dobił jego strzał. Dziś finisz Niezgody był perfekcyjny, najpierw zamarkował strzał, a potem przerzucił piłkę nad bezradnym bramkarzem. Tak, miał trochę szczęścia, bo Fojut nabił go wcześniej wykonując wślizg, ale hej – szczęściu trzeba pomóc, Niezgoda robi to kolejny raz. Praktycznie sam wypracowuje Ruchowi bramkę.
Problem jednak w tym, że w tej 18. minucie Ruch pokazał w sumie wszystko na co dziś było go stać. Fornalik znów zagrał dwoma napastnikami, ale dziś to nie wyszło, Visnakovs zszedł już w przerwie, poza tym słabo zagrali skrzydłowi – Ćwielong i Moneta. Ten pierwszy ostatnio nie miał litości dla Korony, ale teraz z tego wiatru nie zostało nic i rywale łatwo go pacyfikowali. Chorzowianie nie mogą mieć pretensji o ten wynik, bo raz, że szybko dali sobie strzelić wyrównującą bramkę, a dwa – zrobili skrajnie mało, żeby uzyskać pozytywny rezultat. Kojarzy się jeszcze strzał Lipskiego z wolnego, pudło Ćwielonga i w zasadzie tyle.
A Pogoń naprawdę dziś pozytywnie zaskoczyła, przystąpiła do tego meczu bez Murawskiego, absolutnie kluczowego ogniwa – żadna to tajemnica, od Rafała wiele w tej drużynie zależy. Zastąpił go Akahoshi i naprawdę dawał radę, zaliczył przecież asystę, a powinien mieć dwie, tylko że jego magicznego podania nie wykorzystał Frączczak. Do tego świetnie grał Delew, dobrze Matras, obrona nie dawała się zaskoczyć i gotowe – wygrana z Ruchem klepnięta. Na pięć ostatnich meczów Niebiescy przegrali cztery wynikiem 1:2 – niedługo zacznie ich nawiedzać w koszmarach, a może już to robi?
Fot. FotoPyk