Zbliża się mecz Legii z Lechem, więc Jan Urban uznał, że to najlepszy moment, by wypłakać się na łamach Przeglądu Sportowego. Jak się okazuje, były trener “Kolejorza” wciąż ma żal do swojego ostatniego pracodawcy. Dlaczego? Swoje rozstanie z Poznaniem opisuje w taki oto sposób:
Za szybko mnie skreślono, bo przecież decyzja o dymisji nie zapadła po siódmej kolejce, tylko już po czwartej. Bo po siódmej było już widać, wyszliśmy z dołka. (…) Skorża przynajmniej dostał jedenaście kolejek, a ja nawet nie siedem, bo jak już wspomniałem decyzja o mojej dymisji zapadła wcześniej. A przyszła przecież fajna seria plus awans w Pucharze Polski po wygranej w Bielsku-Białej.
To z pewnością bardzo wygodne, postawić się w pozycji trenera, który wyleciał po czterech meczach. Ktoś nieznający tematu po lekturze samego wywiadu z Urbanem mógłby nawet uznać, że chłop nie dostał w Poznaniu prawdziwej szansy. I że potraktowano go wybitnie nieuczciwie, bo podziękowano mu tuż po tym, jak zaczął wygrywać.
Abstrahując już od tego, czy zwycięstwa u siebie z Cracovią i Piastem zasługują na tak górnolotne określenia, jak fajna seria czy wyjście z dołka, Urban zwyczajnie manipuluje faktami. Jeżeli prawdą jest, że decyzja o jego zwolnieniu zapadła po czwartej kolejce tego sezonu, to stało się tak tylko dlatego, że Lech legitymował się wtedy żenującym bilansem w lidze na przestrzeni naprawdę długiego okresu. A konkretnie sześcioma zwycięstwami, trzema remisami i aż jedenastoma porażkami od początku 2016 roku. Innymi słowy, po czwartej kolejce tego sezonu sytuacja wyglądała tak, że Lech od wielu miesięcy przegrywał większość swoich ligowych spotkań.
A przypomnijmy, że nie mówimy tu o Górniku Łęczna, ale o klubie z drugim najwyższym budżetem w lidze, który ma ogromny potencjał sportowy i organizacyjny. W takim klubie możliwość przegrania jedenastu z dwudziestu meczów to i tak przejaw ogromnej cierpliwości wobec trenera ze strony zarządu. Tak naprawdę Urban powinien podziękować, że nikt nie wyrzucił go wcześniej, i że wierzono w niego nawet wtedy, kiedy wszystkie racjonalne przesłanki sugerowały, by jak najszybciej go pogonić. W życiu byśmy nie pomyśleli, że reakcją na taki kredyt zaufania koniec końców okaże się żal. Albo że Urban zechce się porównywać do Skorży, który wyleciał cztery kolejki później, zapominając że ten sezon wcześniej zdobył mistrzostwo Polski, a pan Jan przegrał dosłownie wszystko.
Wyobrażamy sobie natomiast, jak wyglądały miny prezesów Lecha, którzy po rzeczonej czwartej kolejce odpalili sobie na 90minut.pl ligową tabelę od początku roku – kiedy dostrzegli, że drużyna Urbana zdobyła o 22 punkty mniej niż Zagłębie, i ledwie o trzy punkty więcej niż Podbeskidzie, które rozegrało cztery mecze mniej, bo przecież w maju wyleciało z ligi. W tamtym okresie aż dziesięć drużyn lepiej punktowało w lidze niż wciąż śniący o potędze Lech. Czy naprawdę można było wtedy nie zwolnić trenera bez konieczności odpierania zarzutów o działanie nasz szkodę klubu?
Urban jednak twierdzi, że skreślono go zbyt szybko. Jak rozumiemy, odpowiedni czas przyszedłby wtedy, gdyby Lech na przestrzeni roku zdobył jakieś 40 punktów mniej niż Zagłębie. Fakty są takie, że jednym okresem, w którym były już szkoleniowiec Lecha dobrze sobie radził w Poznaniu był ten, do którego drużynę przygotował Maciej Skorża. Sympatyczny pan Janek przepracował z zespołem dwa okresy przygotowawcze i po obydwu drużyna wyglądała wręcz katastrofalnie. Nawet dziś, po zmianie trenera, największym mankamentem “Kolejorza” dalej zdaje się być przygotowanie fizyczne, przez co wyniki wciąż są dalekie od oczekiwań. Jeżeli więc Urban może mówić dziś o żalu, to jest to żal za tym, że nie pozwolono mu zepsuć niczego więcej.
Fot. FotoPyK