No, no – nareszcie dobre wiadomości. Mianowicie jakiś Duńczyk z tamtejszej Ekstraklasy głośno powiedział coś, do czego namawiam tchórzy z Polski. Że nie ma najmniejszego sensu gra w Lidze Mistrzów. I – to już ode mnie – bardzo przypomina brytyjskie „prawo pierwszej nocy”, wedle którego lord mógł zerżnąć dowolną pannę przed weselem. A ona się kładła. W nadziei na transfer. Tysiące razy o tym pisałem – nic. Grochem o ścianę. Dopiero jakiś Dun, on zresztą gra w Lidze Mistrzów, zaapelował o inne, równoległe, sprawiedliwsze rozgrywki. Nazwał je Atlantyckimi albo Nordyckimi – w sam raz, o u nas hanzeatyckie miasto ubiega się o mistrzostwo Polski i do Kopenhagi ma blisko, do Helsinek i Goeteborga również.
Musiało to duńskie wezwanie chyba zrobić wrażenie, bowiem nowy szef UEFA (Ceferin, jakoś tak) wyznał iż nic nie jest przesądzone. Skłamał ordynarnie, bo jest, mianowicie pięć najbogatszych lig i dwie ciut słabsze za półtora roku zajmą 90 procent miejsc, a dla hołoty: „prawo pierwszej nocy”, czyli dać się wydmuchać.
W sytuacji, w której Unia się rozpada, nie ma powodu, by nie rozpadła się i Unia Piłkarska. Zresztą nie ma na tym świecie nic wiecznego, padły i Cesarstwo Rzymskie, i Związek Radziecki – oba uchodziły za bezprzykładne potęgi.
Ha, jak pewnie nie wiecie, Polska odzyskała niepodległość w 1918 roku, bowiem trzej zaborcy równocześnie, wojując między sobą, przegrali wojnę. To wbrew logice, a jednak się zdarzyło. Wrogowie oddawali broń.
Wyobrażacie sobie, że pada Real Madryt? Ja tak.
Napisałem zatem setki pism, że czuje się okradany, i nic. Nasi bossowie futbolowi cieszą się, że mogą postać w przedpokoju. No to przynajmniej ten Duńczyk powiedział, żeby się Europa bujała. I nie po to kochamy piłkę, żeby płakać albo zbierać autografy od obcych i wyprzedawać dzieci. Nie za to zresztą Real jest ukarany?
Mam nadzieję, że ktoś z Legii zadzwoni do Kopenhagi i umówi spotkanie.
Wow, ale się naprawdę cieszę, że zacznie coś się dziać. I że wspólnie ukrócimy praktyki nie tyle monopolistyczne, co bandyckie, złodziejskie i niesportowe.
*
Dziś w wielu gazetach Jerzy Dudek wypowiada się na temat pijaństwa w kadrze. Otóż – parę miesięcy temu czytałem biografię Stevena Gerrarda, jednego z moich ulubionych graczy (za strzał i za wierność barwom). I tam, jak byk, Jurek to pierwszy alkoholik wywlekany w kajdankach, ze słabiutką głową, w najlepszym klubie świata (przebija go tylko gość, pragnący zatłuc drugiego kijem golfowym, taki profesjonalizm na zgrupowaniu). Kiedyś mawiano: „uczył Marcin Marcina, a sam głupi jak świnia”. Nic dodać…
Wolę Teodorczyka, na którego ktoś doniósł, niż Świętoszków (Molier, polecam). Zresztą pijany Teo walnął zwycięskiego gola, a trzeźwy Lewy nic, piłka to jednak kompletnie niewytłumaczalna sfera.
*
Natomiast co do tej całej aferki, to mam uzasadnione pytanie – a gdzie były kamery? Co z „Łączy nas piłka”? Utracili połączenie? Byłby przecież hicior!
To już wolę Weszło, gdzie mniej lizania się, więcej życia. Tylko takie dziennikarstwo ma odrobinę sensu.
I w sumie cieszę się, że pozostaje ekskluzywne, i nie wystarczy nastawić aparat do pokazowego zdjęcia.
W „Stanie Futbolu” mówiłem zresztą, że to początek – bo będą seriale pościelowe, szantaże (kasa wywołuje apetyt, im większa tym bardziej gigantyczny). Co? Kto? Odpowiem jak zawsze robił to Kisiel: „Zgadnij koteczku!”.
*
W każdej firmie są dwie grupy: grupa piwna i grupa dziwna. W piłce tylko piwna się sprawdza w dystansie.
A że się czasem straci? Tak bywa.
I ponieważ czas na różne wspominki – mnie bawi Gascoigne. Jego biografia i taki fragment: „W tych Włoszech moi koledzy wieczorem piją kawę i idą na półgodzinny spacer, gdybyśmy tak robili w Anglii bylibyśmy już pięć razy mistrzami świata…”.
Może i tak, ale czy futbol znaczyłby to co znaczy, bez upadłych Aniołów?
Pozdrawiam i wiecie co będę teraz robił?
Co będę chciał!
A jutro jestem za Legią. Bo jeszcze na głowę nie upadłem. W piłce jest się na dobre i na złe.
Pozdrawiam całą Łódź. Fajnie, że punkty zostały w mieście.