Niedosyt i złość po niezwykle feralnym remisie w meczu z Kazachstanem trzymały nas długo. Wiadomo – przeciwnik co najwyżej przeciętny, początek eliminacji, szkoda straconych oczek. Nijak jednak te dwa punkty w plecy mają się do strat, jakie ponieśli wczoraj w Astanie Rumuni.
Nasi grupowi rywale nie zdążyli jeszcze rozpocząć swojego trzeciego eliminacyjnego spotkania, a już Kazachstanu mieli dość. Podczas gdy całego zespołu, od zawodników, aż po sztab szkoleniowy, nie było w hotelu, ich pokoje zostały doszczętnie splądrowane. Przyjezdni stracili praktycznie wszystko – telefony, tablety, rzeczy osobiste, gotówkę. Złodzieje brali co popadnie. Lokalna policja podała informację, według której fizjoterapeutom zostały skradzione nawet podstawowe tabletki i maści.
Kolejny akt tego dramatu miał już jednak miejsce na boisku i chyba w tym przypadku sam remis byłby najmniejszy wymiarem kary. Reprezentacja Rumunii wróciła bowiem do kraju kompletnie zdziesiątkowana. A to wszystko dlatego, że Kazachowie postawili wczoraj na zupełnie inną dyscyplinę…
Kazakhstan 0-0 Romania.Good first half. Not that good second.Still, that’s not football. K1 football shouldn’t be played on a football pitch
— Emanuel Roşu (@Emishor) 11 października 2016
Już pal licho, że goście zostali ponoć spektakularnie przekręceni na dwa rzuty karne, które im się należały, ale – podsumowując straty – wygląda to tak:
– Dragos Grigore – złamany nos
– Alexandru Chipciu – naderwany mięsień
– Cristian Sapunaru – straty w uzębieniu
Do tego liczne poobijania, siniaki i cała reszta atrakcji. Z perspektywy czasu zaczynamy być wdzięczni Kazachom, że jedyna krzywdą, którą wyrządzili Polakom, była dobra gra w drugiej połowie i odebranie dwóch punktów, bo przecież Lewandowski mógł wrócić bez nogi, Zieliński z wydłubanym okiem, a Nawałka podduszony własnym szalikiem. A choć też było ostro, wszyscy wrócili do klubów w jednym kawałku.
No co jak co, ale jadąc kiedykolwiek na wycieczkę do tego odległego kraju, raczej nie będziemy liczyć na „słynną, kazachską gościnność”.