Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

redakcja

Autor:redakcja

04 października 2016, 08:01 • 9 min czytania 0 komentarzy

Już dawno się zorientowałem, że w Polsce najodważniejszymi dziennikarzami nie są ci, którzy kogoś krytykują, lecz ci, którzy chwalą. Krytyka – bułka z masłem, każdy się do niej przyzwyczaił. Ale do chwalenia trzeba mieć jaja jak arbuzy. Bo jeśli kogoś pochwalisz, to na pewno dostałeś za to pieniądze, bankowo jesteś sprzedajną szują, kompromitujesz zawód dziennikarza i – jak to najczęściej piszecie w komentarzach – robisz laskę.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Trochę to świadczy o tym, gdzie jako społeczeństwo zaszliśmy.

Możecie tupać ze złości nogami, ale ja generalnie mam zamiar chwalić ludzi, którzy moim zdaniem na to zasługują. Nie chwalę Józefa Wojciechowskiego, bo moim zdaniem na to nie zasługuje i nie dostaję za to pieniędzy, a także chwalę Bogusława Leśnodorskiego, bo moim zdaniem na to zasługuje i też nie dostaję za to pieniędzy. Taki dziwny ze mnie pacjent.

A że kłócić się lubię i to bardzo, napisałem tekst numer dwa na temat sytuacji w Legii, na podstawie iluś wczorajszych komentarzy (KLIKNIJ), które zapadły mi w pamięć.

* * *

Reklama

No to jazda. Podobno byłem strasznie stronniczy w kwestii Mioduski – Leśnodorski. A cóż takiego złego napisałem o Dariuszu Mioduskim?

Otóż nic. Napisałem, że jest inteligentny (żadne odkrycie), że ma klasę (żadne odkrycie) i że dotąd nie zajmował się niczym konkretnym w Legii Warszawa (żadne odkrycie). Dodałem też, że nie jestem w stanie z nim polemizować, ponieważ nigdy nie czytałem/słyszałem wywiadu, w których zaproponowałby jakieś konkretne rozwiązania (na przykład dotyczące bezpieczeństwa na trybunach), z którymi mógłbym się zgadzać lub nie.

Jeśli ktoś taki wywiad czytał/słyszał – proszę o oświecenie. To będzie znacznie prostsze niż obrażanie mnie na sto sposobów.

To jest ponadczasowa reguła: jeśli chcecie ze mną dyskutować, to argumentami. W tym wypadku wystarczy wkleić mi jakąś archiwalną wypowiedź pana Mioduskiego i napisać: „Patrz Stano, to jest wywiad z 2014 roku dla Gazety Wyborczej, w którym zaproponował bardzo ciekawe rozwiązanie i moim zdaniem ma rację”.

Znajdziecie coś takiego, poza okrągłymi zdaniami i poradami w stylu „ma być lepiej”?

* * *

Reklama

A co takiego dobrego napisałem o Bogusławie Leśnodorskim?

Że uważam go za najlepszego prezesa w lidze w XXI wieku, co poparłem wynikami sportowymi i finansowymi klubu podczas jego kadencji. Oczywiście można się ze mną nie zgadzać, ale proponuję prostą zabawę. Skoro aż tak wiele osób ma inne zdanie, to poproszę by w komentarzach wpisywać lepszych prezesów klubów w ostatnich 25 latach, z krótkim uzasadnieniem. Przez ekstraklasę przewinęło się kilkadziesiąt zespołów, dochodziło w nich do licznych zmian we władzach, więc strzelam, że można wybierać z setki kandydatów. Bądźcie więc tak mili – nazwisko lepszego prezesa i kilka słów, dlaczego właśnie taki, a nie inny (zwracam przy okazji uwagę, żeby podawać nazwiska prezesów, a nie właścicieli).

Naprawdę zachęcam do tego krótkiego wysiłku intelektualnego, do krótkiego poszperania w pamięci, to nam powinno znacznie uporządkować dyskusję. A może strzelicie tak fajnym nazwiskiem, że sam przyznam wam rację i powiem: był wcześniej większy kozak, przy nim Leśnodorski to pacynka!

* * *

Rok 2012 pod wieloma względami miał być przełomowy dla naszej piłki, miała nastąpić konsumpcja Euro 2012 i przeniesienie zainteresowania futbolem na mecze ligowe (chodzi zarówno o kibiców, jak i sponsorów). Co z tego wyniknęło? Otóż niestety dla niemal wszystkich klubów – zupełnie nic. Jeśli niektóre się bogaciły – to bardzo wolno. Za to jeśli traciły przychody – to spektakularnie. Kilka klubów zdążyło pójść na dno, kilka przejść w stan wegetacyjny, inne podłączyły się pod kroplówkę z publicznych środków. Na tym tle w sposób oczywisty Legia wybija się na plus. Regularnie zwiększała przychody i regularnie zdobywała trofea. Dla porównania – Lech Poznań największe przychody zanotował w 2010 roku i od tamtej pory nie może wrócić na ten poziom finansowy.

Ja wiem, że pod wieloma względami Legia ma łatwiej – jest klubem ze stolicy, tu są centrale wielkich firm, tu jest zlokalizowany biznes. Łatwiej jest sprzedać lożę np. firmie Samsung za kilkaset tysięcy rocznie niż to samo zrobić w Gliwicach czy nawet w Krakowie. Nie zmienia to faktu, że Legii udaje się tę przewagę wykorzystać.

* * *

Czy Bogusław Leśnodorski popełniał błędy?

Oczywiście, że je popełniał, chodzi wyłącznie o to, by zestawić plusy i minusy i stworzyć uczciwy bilans. Moim zdaniem ten bilans jest bardzo dodatni.

Minusy? Na pewno nie udało się stworzyć trwałej struktury sportowej, opartej o obytego na świecie trenera, a takie próby czyniono (Henning Berg, Besnik Hasi). Eksperymentu z Bergiem nie można uznać za całkowicie nieudany, ale bezsporny jest fakt, że Legia ciągle szuka pomysłu na pion sportowy – mam tu na myśli zwłaszcza pierwszą drużynę. Działa ów pion momentami chyba nazbyt spontanicznie i nie do końca zgodnie z długofalową wizją. Co jednak znaczące – niedociągnięcia nie przeszkadzają osiągać właściwych rezultatów. Na polu transferowym zdarzają się wpadki, ale są też znaczące sukcesy – np. kupno Nikolicia czy sprzedaż Furmana.

Kwestii walkowera za mecz z Celtikiem nie rozważam jako odpowiedzialności prezesa. Zdarzają się sytuacje, których żaden prezes nie jest w stanie objąć nadzorem, zresztą w każdej zdrowej firmie obowiązki są delegowane w dół i pracownicy rozliczani z efektów. Zdarza się, że ktoś coś totalnie zawali, ale zapobiec takim sytuacjom się nie da.

Największym problemem jest oczywiście sprawa kibiców – pozostaje pytanie, na ile jest to problem rozwiązywalny. Możemy stworzyć milion teorii, co zrobić należy, a czego nie, ale na sam koniec trzeba je skonfrontować z prawdziwym światem. Jak dobrze wiecie, jestem jedną z tych irytujących osób, którym się wydaje, że zna wyjście z każdej sytuacji, ale tutaj się przyznaję: nie znam, nie wiem, co zrobić. Wielokrotnie sam siebie przekonywałem, że w sprawie kibiców trzeba działać ostrzej, wręcz radykalnie, ale jednocześnie podskórnie wiedziałem, że proponowane przeze mnie rozwiązania – pod każdym względem słuszne moralnie – poskutkowałyby jeszcze większą rozpierduchą. Wystarczy minimum wyobraźni, by się w tym połapać.

Łatwo pisać, że ktoś jest zakładnikiem kibiców. Moim zdaniem Leśnodorski zakładnikiem nie jest, tylko stara się znaleźć złoty środek – co można nazwać też zgniłym kompromisem. Gdyby chcieć zaprowadzić całkowity, trwały porządek na Łazienkowskiej, należałoby doprowadzić do wymiany olbrzymiej części publiczności – na zbliżoną do tej, jaką znamy z wszelakich meczów charytatywnych TVN. Taki proces byłby dla klubu bardzo bolesny i władze musiałyby wkalkulować sześć-siedem tragicznych lat, naznaczonych protestami i pustkami na trybunach. Byłby to zapewne okres katastrofalny pod względem sportowym i finansowym, uciekaliby zarówno piłkarze, jak i sponsorzy.

Dlatego nawet jeśli to jedyne wyjście, nikt nigdy się na coś takiego nie zdecyduje. Trzeba – przepraszam w tym momencie normalnych kibiców – użerać się z tymi ludźmi, którzy są, z ich zaletami (oddanie, energia) i wadami (porywczość, głupota). Leśnodorski o tym wie i stara się lawirować. Czasami pewnie odrobinę przekraczał tę granicę w lewo bądź w prawo, ale na pewno starał się nie dopuścić do sytuacji, jaka miała miejsca w czasach ITI, kiedy klub skonfliktował się z własnymi fanami.

Pytanie – czy w 2016 jest lepiej niż w roku 2012, kiedy to Leśnodorski zjawił się w klubie? Wydaje mi się, że tak. Jakimś cudem udało się pozbyć problematycznych flag, nawiązujących do symboliki nazistowskiej, generalnie rasizmu jest mniej niż było, a pirotechnika jest używana chyba trochę bardziej z głową. Incydent na meczu z Borussią właśnie dlatego był tak szokujący, że był niespodziewany – to znaczy na zdecydowanej większości meczów przy Łazienkowskiej jest całkiem bezpiecznie. Każdy sam może zadać sobie pytanie: jak przewidzieć, że nagle 50 osób zechce się bić? Moim zdaniem nie da się. Da się tylko te 50 osób po fakcie ukarać, co się teraz dzieje.

Gdyby chcieć zaprowadzać porządek na Łazienkowskiej to jak? Już kiedyś twierdziłem, że na posiadanie kominiarki w środku lata powinien być jakiś paragraf (zdaje się, że obśmiali mnie wtedy motocykliści), ale nie zmienia to faktu, że żadna ochrona nigdy kominiarki nie wymaca i jeśli ktoś będzie chciał ją wnieść, to wniesie. No więc co? Czy są jakieś środki bezpieczeństwa, które można wdrożyć zawczasu, niemożliwe do ominięcia? Nos mi podpowiada, że dopóki ze stadionów nie zrobimy lotnisk – nie ma. A lotnisk robić nie chcemy.

Kiedyś napisałem takie na pozór idiotyczne zdanie, że każda zadyma zbliża nas do bezpieczeństwa na trybunach. Otóż nie wiadomo, że chuligan jest chuliganem, dopóki się nie ujawni. Wtedy należy go wyeliminować ze społeczności poprzez zakaz stadionowy, natomiast kwestia prewencji jest bardzo, bardzo trudna. Tak naprawdę idealne rozwiązanie byłoby następujące: październik miesiącem zamieszek. Wszyscy ci ludzie ruszają do walki na trybunach, klub przyklepuje im zakazy i od listopada spokój. W sumie tak właśnie działa prawo: nie jesteś złodziejem, dopóki czegoś nie ukradłeś. I nawet jak masz najbrzydszą mordę świata, wpuszczą cię na stadion, dopóki nie masz zakazu wejścia. Dopóki czegoś nie odwaliłeś.

Myślę, że Leśnodorski jest prezesem bardzo otwartym wobec fanatyków Legii, ale tych, którzy zaśpiewają, że „Widzew, Widzew, łódzki Widzew, ja tej…”, lecz niekoniecznie wobec tych, którzy ruszają na sektor kibiców gości. Tacy dostają zakazy stadionowe (Jagiellonia, Borussia), a teraz też mają mieć wytoczone procesy cywilne.

Moim zdaniem nie ma działacza, który po prostu przyjdzie i ten bałagan posprząta, sprawi, że nic nigdy więcej się nie wydarzy. Możemy ich zmieniać do skutku, a trybuny będą trybunami, z całą tą swoją specyfiką. Zmienić należy raczej polskie prawo, by wprowadzono zakazy dożywotnie, zamiast dwuletnich. Zmienić też się muszą sami kibice, co przecież następuje. To długi proces, ale widoczny – wystarczy przypomnieć, co działo się w latach dziewięćdziesiątych.

Czy Leśnodorski radzi sobie z kibicami najlepiej jak można czy jednak da się zrobić więcej? Powiem szczerze – nie wiem. Nie mam zdania. Uważam, że zdołał doprowadzić do tego, że trybuny się z nim liczą i wiele głupich pomysłów jest w stanie wybić innym z głów, zanim zostaną zrealizowane. W idealnym świecie prezes się czymś takim nie zajmuje, klienci po prostu są klientami, którzy kupują bilety i hot-doga. Ale to nie jest świat idealny. To chodzenie po polu minowym, między normalnymi ludźmi, rezolutnymi żartownisiami, drobnymi rzezimieszkami, ale też totalną patologią i grubą gangsterką. Nie zazdroszczę nikomu, kto musi odbyć taki obowiązkowy spacer, zwłaszcza że prędzej czy później ładunek i tak wybuchnie.

* * *

Nigdy nie ukrywałem, że znam wiele osób ze świata piłki. Przede wszystkim znam tych, których cenię. Nie dlatego ich cenię, bo ich znam, tylko dlatego ich znam, bo ich cenię – to jest właściwa kolejność. Nie mam ani czasu, ani ochoty utrzymywać kontaktów z osobami, których działalności w żaden sposób nie popieram.

Leśnodorskiego cenię. Uważam, że uczciwie stawiam sprawę – cenię go i z tego względu może liczyć na dobre słowo. Jak się zacznie błaźnić – napiszę, że się błaźni. Ale póki co twierdzę, że przez cztery lata wykonał dobrą robotę. I ponownie zachęcam – jeśli się nie zgadzacie, podajcie nazwisko kogoś, kto wykonał lepszą.

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...