Reklama

Górniku Łęczna, łyso wam? Im – owszem. Weszło z wizytą w Jastrzębiu

redakcja

Autor:redakcja

05 października 2016, 14:15 • 8 min czytania 0 komentarzy

III-ligowiec eliminujący z Pucharu Polski ekstraklasowicza, ba – będący w przekroju całego spotkania i dogrywki zespołem lepszym? Nie, to zdecydowanie nie zdarza się zbyt często. Dlatego też nasze kroki skierowaliśmy do Jastrzębia, by ze sztabem szkoleniowym i prezesem GKS-u porozmawiać o jednym z największych sukcesów w historii tego klubu. O jego odbudowie, o blaskach i cieniach prowadzenia zespołu w czwartej klasie rozgrywkowej i o tym, czy po meczu z Górnikiem Łęczna był potrzebny… karton Snickersów.

Górniku Łęczna, łyso wam? Im – owszem. Weszło z wizytą w Jastrzębiu

– Dzień dobry.

– Dobry, dobry! Co to się stało, że przyjechaliście na takie zadupie?

Mniej więcej tak wyglądało nasze przywitanie, gdy zameldowaliśmy się w Jastrzębiu-Zdroju. Mieście, które na pierwszym miejscu nie będzie się kojarzyć wcale z grającym w III lidze GKS-em. To tutaj bowiem na świat przyszedł i pierwsze swoje kroki w miejscowym MOSiR-ze stawiał ten, którego w Turynie zapamiętają jako “Il Capitano”. Ostoja defensywy Monaco i reprezentacji Polski, Kamil Glik.

Jastrzębie ma jednak teraz swoją chwilę chwały. Odpowiadając na pytanie ze wstępu: co to się stało? A no to się stało, że GKS, klub reanimowany w 2010 roku i budowany praktycznie od nowa, wyrzucił za burtę Pucharu Polski Górnika Łęczna.

Reklama

– To bardzo źle świadczy o lidze, skoro my, typowo amatorska drużyna dostaje się do ćwierćfinału. To jest najbardziej przerażające – że na boisku nie widać jakiejś wielkiej różnicy. Wręcz odwrotnie, bo to my długimi momentami byliśmy tą drużyną chcącą grać w piłkę. Można wygrać niekiedy jeden mecz na dziesięć, jak przeciwnik zdecydowanie ma przewagę, dominuje, a tobie się coś udało, bo oni nie wykorzystali dziesięciu sam na sam. To jest straszne, bo mówi się, że poziom się zrównał. No tak. W dół się zrównał, z tym się mogę zgodzić – komentuje dokonanie swoich podopiecznych Jarosław Skrobacz, trener GKS-u Jastrzębie, a wcześniej między innymi szkoleniowiec Młodej Ekstraklasy w Odrze Wodzisław Śląski. – To my mieliśmy w tym meczu sytuacje na skończenie go w 90 albo 120 minutach, a nie oni. Ktoś powie, że w końcówce meczu zabrakło nam doświadczenia, cwaniactwa, bo nie próbowaliśmy wymuszać faulu, gdzieś iść do narożnika. Ale potem myślę sobie: co my będziemy grać na czas, skoro ja na treningu chłopaka, napastnika w końcu, uczę, że jak ma sytuację, to ma szukać strzału? Chciał się pokazać, na pewno nie można go za to ganić, szczególnie że skończyło się dobrze.

Chłopaki bardzo dobrze psychicznie wytrzymali te karne.

– Sami jesteśmy tym zaskoczeni. Tym bardziej, że w tych siedmiu, trzech było takich, którzy za dobrze nie uderzali z jedenastu metrów. A dwóch spośród strzelających najlepiej na treningach – Kawula i Pacholski – odpadło, bo nie chcieli brać tej odpowiedzialności. A reszta waliła z całej siły, no i  co? Wystarczyło.

– Braliście jedenastki w ogóle pod uwagę na treningach?

– Nie no, liczyliśmy, że im walniemy w 90 minutach i zamkniemy sprawę – śmieje się asystent trenera Jacek Kosiba, po którym od razu widać, że jak nic drugi etat „dorabia” w klubie właśnie szyderką.

Reklama

– Tak serio, to nie, nie trenowaliśmy. Wie pan, można strzelić sto karnych na treningu, ale jak dojdzie 120 minut w nogach, presja publiczności, to te ćwiczenia niewiele dają – mówi Skrobacz, a Kosiba zaraz z uśmiechem dopowiada: – No a dlaczego często bramkarze podchodzą do jedenastek? Wszyscy wiedzą, że mają trochę zryty beret i nerwy ich tak nie zjadają!

Jakieś wieczorne świętowanie później się zdarzyło? Trzeba było brać wolne w następny dzień?

Skrobacz: – Te chłopaki są raczej grzeczne, wszyscy wracali prosto do domu

Kosiba: – Koniec roku, to urlopu już nie mają do wybrania, muszą się pilnować!

Skrobacz: – Niekiedy mówimy, że tę szatnię mamy aż za grzeczną. Jak wygrają, to ani się nie pytają, czy się piwa mogą napić…

Kosiba: – Bo oni piją co innego!

– Kartonu Snickersów po Łęcznej w szatni nie trzeba było ustawiać, żeby nie pojawiło się jakieś gwiazdorzenie?

Skrobacz: – Powiem tak – dobrze, że po meczu była dłuższa, półtoratygodniowa przerwa przed ligą, bo o ile oni sami nie robili z siebie nie wiadomo jakich figur, to medialnie zrobiło się wokół chłopaków sporo szumu, który nie służył przygotowaniu się do ligi. Robiliśmy wszystko, żeby się odciąć od tego.

Wygrywając konkurs rzutów karnych w pierwszym meczu o stawkę przeciwko zespołowi z najwyższej ligi od 27 lat, GKS nawiązał do pięknej historii lat 70. Wtedy to na jastrzębian w tych samych rozgrywkach sposobu nie potrafiła znaleźć ani Legia z Kazimierzem Deyną w roli kapitana, ani krakowska Wisła. Tamta przygoda zakończyła się w półfinale, gdzie zbyt mocna okazała się naszpikowana gwiazdami polskiej piłki Stal Mielec. Dziś do powtórzenia tamtego wyczynu trzeba wykonać jeszcze dwa kroki. Jeden w Jastrzębiu, drugi – ponad 600 kilometrów dalej, w Suwałkach.

– To będzie wasz najdalszy wyjazd meczowy od wielu, wielu lat. Duże wyzwanie logistyczne dla trzecioligowca?

– My to traktujemy jako normalność, do jakiej chcemy dążyć. A powiem szczerze – jasne, trzeba tutaj zadbać o transport, hotel, ale człowiek się przede wszystkim z tego cieszy. Bo to nagroda za wykonaną do tej pory pracę. A organizacyjnie to może i trochę lepiej, bo gdyby tutaj zjechali się kibice Górnika i GKS-u Katowice, to mogłoby się zrobić gorąco – mówi prezes jastrzębian Dariusz Stanaszek.

Nie jest bowiem tajemnicą, że kibice dwóch “gieks” nie żyją ze sobą w najlepszych stosunkach, a ukryty wśród blokowisk obiekt w Jastrzębiu – delikatnie mówiąc – nie należy do tych wymuskanych nowoczesnych aren, obwarowanych technologiami monitoringu i łatwych do zabezpieczenia.

DCIM100GOPROGOPR0248.

– Jak oglądaliście mecz Wigier z Górnikiem Zabrze, to ściskaliście kciuki za Górnika?

– Myśmy chcieli z Górnikiem grać, nie ma co tu kryć. Medialnie mogłoby to wyjść fajnie, do Zabrza blisko… To znaczy – najbardziej chcieliśmy z Legią, ale Legia jeszcze wcześniej popłynęła. A tu te Wigry – mówi Jarosław Skrobacz.

– Nie będziemy panu mówić, jak reagowaliśmy, jak Górnik przegrał, bo to by się na nagranie nie nadawało. Byłoby blisko, a tak trzeba kurwa jechać na Mazury! – wtrąca Jacek Kosiba.

– Szczególnie Adrian Kopacz nastawiał się na ten mecz i był mocno zawiedziony, że Górnik odpadł, bo w końcu w Zabrzu gra jego brat Bartosz – dopowiada Skrobacz.

GKS nie tylko zajechał bardzo wysoko w Pucharze Polski, bo mocno trzyma się też na czele ligowej stawki. W tym momencie pozostaje jedną z dwóch niepokonanych drużyn obok Stali Brzeg i z 24 punktami w 10 meczach jest na dobrej drodze do awansu.

Zrzut ekranu 2016-10-05 o 09.42.52

Awansu, dodajmy, bardzo w Jastrzębiu bardzo pożądanego. Prezes tonuje jednak nastroje:

– Przy tak młodym zespole, wiedząc że nie trenujemy zawodowo, że piłkarze godzą granie w piłkę z pracą, kryzys musi przyjść. I jeżeli wyjdziemy z niego szybko, jeżeli uda nam się go przezwyciężyć, to tak – wtedy będzie można mówić, że walczymy o awans. A on otwiera przed nami nieco większe możliwości, choćby ze względu na sponsorów, do których II liga, szczebel centralny, przemawia znacznie mocniej, niż nasza, tak naprawdę czwarta klasa rozgrywkowa.

Żeby pokazać, jak nieodzowną kwestią są pieniądze od sponsorów, ale też od miasta, dość powiedzieć rok funkcjonowania klubu na tym poziomie, III ligi, to kwota rzędu 850-900 tysięcy złotych. Zresztą problemy finansowe to temat, który akurat jastrzębianom obcy nie jest. Sześć lat temu GKS Jastrzębie ogłosił upadłość, a w jego miejsce powstał odbudowany przez pasjonatów GKS 1962 Jastrzębie. W ubiegłym roku jednak znów można było usłyszeć o kłopotach, które mogły doprowadzić nawet do wycofania jastrzębian z rozgrywek ligowych. Jak zapewnia Stanaszek – są już one jednak przeszłością.

– Klub doszedł do III ligi jeszcze przed jej reorganizacją, pojawił się dylemat, czy to ciągnąć – brak pieniędzy zadłużenie. Przejąłem go w lipcu ubiegłego roku, chcąc przywrócić w nim zdrowe funkcjonowanie. Nie było sekretarki, nie było nikogo w biurze. Powoli staraliśmy się powprowadzać pewne rzeczy, by całość uruchomić tak, by mogło to normalnie, z dnia na dzień działać. Restrykcyjnym zarządzaniem, racjonalnym wydawaniem pieniędzy udało nam się krok po kroku wyjść z tej sytuacji. Zmian jest sporo – mamy jasną strategię odnośnie powstania akademii piłkarskiej, chcemy by powstała szkoła mistrzostwa sportowego, mamy też nadzieję, że uda się rozwiązać sytuację z MOSiR-em, skąd sporo chłopaków odchodzi do innych klubów, bo umówmy się – GKS przez ostatnie lata nie był jakoś bardzo dobrze kojarzony, młodzi chłopcy nie garnęli się do gry tutaj. Pracy jest sporo, ale mamy rozsądną wizję i to powinno zaprocentować w kolejnych latach.

Problemy w III lidze to jednak również proza życia codziennego. Jak choćby to, że nie na wszystkie mecze trener Skrobacz ma dostępną całą kadrę.

– Wyglądamy kadrowo tak jak wyglądamy – mamy osiemnastu zawodników, nie możemy korzystać z zawodników ze szkółki MOSiR-u, bo to są dwa odrębne kluby. Przejście tych chłopców jest takie trochę nienaturalne, co lepsi odchodzą w wieku szesnastu lat, do nas nie dochodzą, bo idą do Lubina, Poznania, Bełchatowa… A z samej drużyny tu ktoś nie może się z pracy zwolnić, tam ktoś zachoruje, ktoś kolejny łapie kontuzję. Frekwencję na treningach mamy raczej stuprocentową, ale też nie zawsze. Piotrek Pacholski, policjant, najczęściej wypada z zajęć, jeśli nie ma możliwości przestawić sobie zmian. Nawet na mecz mistrzowski zdarzyło mu się nie pojechać, bo gra w reprezentacji Polski policjantów i tam miał jakieś rozgrywki. Ale wiadomo – dużo większym problemem są kłopoty organizacyjne, ale gramy na poziomie III ligi i zdajemy sobie sprawę, że pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Dlatego trzeba trenować popołudniem, zaraz zacznie się popołudniami robić ciemno, to musimy uciekać na sztuczne boisko, są problemy z odnową biologiczną. W Ekstraklasie czy w I lidze tego nie mają.

Trudno sobie też wyobrazić, by piłkarze ekstraklasowicza uczcili awans do ćwierćfinału Pucharu Polski… goląc się solidarnie na łyso. Czy – jak usłyszeliśmy w klubie – „na prezesa”.

– Wiecie, że z takim uczesaniem będziecie koszmarem komentatorów Polsatu?

– A tam, do meczu odrosną! Trenerowi w takim tempie odrastają, że za tydzień będzie grzywkę czesać!

I choć fryzury wskazują na coś zupełnie innego, nie mamy wątpliwości, że łyso, to akurat powinno być zawodnikom z Łęcznej.

SZYMON PODSTUFKA

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...