Reprezentowanie klubu „na zewnątrz” często polega na wymyślaniu jak najlepszych kitów. Najlepsze kity to oczywiście takie, w które kibice uwierzą i nawet będą je później powielać.
Pierwsza zasada dobrego kitu: kit nie może być łatwy do zweryfikowania. Jeśli ktoś opowiada kompletne dyrdymały, a uczeń gimnazjum podczas krótkiej przerwy łączy fakty i wychodzi mu, że został okłamany – porażka. No i właśnie na tej pierwszej zasadzie wyłożył się Piotr Rutkowski, wiceprezes Lecha Poznań.
– Trenera Bjelicę obserwowaliśmy od maja. I teraz, gdy jest z nami, kontynuujemy szukanie kolejnych trenerów, na zasadzie „kto po Bjelicy” – powiedział w programie „Cafe Futbol”.
Od maja… To bardzo ciekawe, biorąc pod uwagę, że w maju Bjelica był bezrobotny, podobnie jak w czerwcu, lipcu i sierpniu. Ba, Nenad Bjelica był bezrobotny od listopada 2015 roku. Nasuwa się więc oczywiste pytanie, w jaki sposób Lech go obserwował? Zainstalował mu kamerę nad hamakiem? Wynajął detektywa, który fotografował Bjelicę przycinającego żywopłot? Opłacono sąsiadów, którzy donosili, czy z domu Bjelicy nie dochodzą niepokojące dźwięki?
A może Lech od maja do sierpnia oglądał archiwalne mecze drużyn prowadzonych przez Bjelicę? O, w tę stronę na miejscu Rutkowskiego teraz byśmy szli. Wprawdzie uwierzą wyłącznie idioci, ale jak wiadomo to dość potężna część naszego społeczeństwa.
Fot. FotoPyK