Nie, to nie jest smutny żart, Górnik Łęczna był dziś gorszy w spotkaniu o stawkę (!) z zespołem grającym na czwartym poziomie rozgrywkowym (!!!) i w pełni zasłużenie wyleciał z rozgrywek po karnych. Nie, nie miał pecha. Nie, nie nacierał raz za razem na bramkę GKS-u Jastrzębie. Nie, to nie Grzesiek Drazik stojący między słupkami trzecioligowca zagrał mecz życia. Gdyby dziś w zespole gości występował nadal Grzegorz Skwara, z pewnością dostalibyśmy powtórkę z wiadomej rozrywki.
Nie dowierzając tak do końca, o opinię w sprawie tego meczu postanowiliśmy zapytać jeszcze trenera Przemysława Cecherza. No więc: dlaczego Górnik Łęczna odpadł dziś z Pucharu Polski z trzecioligowcem?
Po prostu. Łęcznianie byli słabi.
Ba, powinni na kolanach udać się najpierw na Jasną Górę w podziękowaniu za to, że GKS nie ograł ich po 90 minutach, a później do Łagiewnik za nieodpadnięcie po 120 minutach. Bo tak naprawdę Jastrzębiu w końcówkach zwyczajnie brakowało wyłącznie wyrachowania. Najpierw zamiast utrzymać piłkę na połowie rywala z Ekstraklasy, jeden z piłkarzy Jastrzębia oddał bezsensowny strzał, który pozwolił Wojciechowi Małeckiemu wznowić grę długim wybiciem. To z kolei skończyło się kolejnym niezrozumiałym zachowaniem gracza gospodarzy, bo Mazurkiewicz na minutę przed ostatnim gwizdkiem kopnął we własnym polu karnym w brzuch Jareckiego i pozwolił Pruchnikowi podejść do rzutu karnego na 1:1. Później, w 121. minucie Tront dostał prezent od Śpiączki, ale z pięciu metrów nie trafił do praktycznie pustej bramki, gdy piłka po jego kiksie przeturlała się obok słupka. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze. Los dopadł Łęczną w rzutach karnych, gdy jak na złość zawodnicy Jastrzębia, jedynie poza Szymurą, nie chcieli się pomylić. Zrobili to z kolei Piesio w trzeciej i Jarecki w ósmej, decydującej serii.
Noty za styl? Najniższe z możliwych. Nie tłumaczy Łęcznej to, że od 81. minuty grała w dziesiątkę, bo Komor nie powinien dograć spotkania nawet do tego momentu, z czerwoną mógł zejść dużo wcześniej. Nie tłumaczy też fakt, że ostatni kwadrans bronili się w dziewiątkę, bo drugą żółtą, trzeba przyznać, że tym razem z kapelusza, dostał Pitry. Żadnym usprawiedliwieniem jest też brak Grzegorza Bonina. No bo sorry, ale jeszcze parę dni temu zachwycaliśmy się tym zespołem gromiącym Koronę Kielce 4:0 i tylko z uznaniem kiwaliśmy głową, gdy trener Rybarski mówił zadowolony po meczu, że „Górnik Łęczna potrafi grać w piłkę”.
Mija kilkadziesiąt godzin i nie jesteśmy już tego tacy pewni.
***
W drugim z dzisiejszych meczów, podano nam nieco specyficzny pojedynek, bo bitwę na stałe fragmenty. Płynnej, składnej gry było w tym meczu długimi momentami mniej więcej tyle, co włosów na głowie Rafała Kurzawy. Podobna była też liczba tych udanie wykonanych przez piłkarza Górnika, co siłą rzeczy przy nieco lepiej wypracowanych schematach u rywala musiało się zemścić. I zemściło, gdy piłkę za murem zabrzan ustawił Rafał Augustyniak, ale zamiast próbować zdjąć pajęczynę, sprytnie załadował ile fabryka dała, płasko po ziemi. Grzegorz Kasprzik zgłupiał, wypluł piłkę przed siebie, a tego po prostu nie mógł zmarnować Zapolnik.
Pomylić nie mógł się też już w samej końcówce Kamil Adamek, gdy Kopacz zderzył się z Kasprzikiem, w efekcie czego obaj wylądowali na glebie, a piłka – na nodze Adamka właśnie. Były piłkarz Korony, który w Ekstraklasie dał się zapamiętać bodaj jedynie z farfocla wciśniętego Piastowi w Gliwicach, tylko dopełnił formalności.
Ale czy do tamtego momentu Górnik zrobił wszystko, co w jego mocy, by odwrócić losy meczu?
Wyeliminuj Legię, odpadnij z Wigrami Suwałki, nie oddając celnego strzału… pic.twitter.com/VgNI48anXX
— Szymon Podstufka (@PodstufkaSzymon) 20 września 2016
Który to już raz obrazek mówi więcej, niż tysiąc słów? Gdy już się wydawało, że zabrzanie pożegnali się z demonami z początku sezonu, kiedy to kompletnie nie potrafili się przystosować do pierwszoligowej rzeczywistości. Gdy wreszcie zaliczyli dłuższą serię bez porażki – taka kicha. 0 strzałów celnych przez 90 minut z Wigrami Suwałki w meczu o ćwierćfinał z trzecioligowym GKS-em Jastrzębie, a więc tak naprawdę w meczu o autostradę do półfinału.
W akcie solidarności z Łęczną, dał się więc też wyeliminować inny Górnik, ten z Zabrza, jednocześnie sprawiając, że ostatnim górniczym klubem w rozgrywkach pozostaje trzecioligowiec z Jastrzębia. Nie w tak wstydliwym stylu, bo też nie z zespołem, od którego dzielą zabrzan trzy ligi, ale jednak… czy można nie mówić o niedosycie, gdy ledwo rundę wcześniej eliminuje się mistrza Polski?
fot. 400mm.pl