Reklama

11 października byle którego roku: impossible is nothing?

redakcja

Autor:redakcja

11 października 2008, 01:51 • 3 min czytania 0 komentarzy

Dokładnie dwa lata temu Polska rozegrała najlepszy mecz pod wodzą Leo Beenhakkera – 11 października 2006 roku pokonała w Chorzowie Portugalię 2:1. Teraz historia ma się powtórzyć, tyle że w roli chłopców do bicia mają wystąpić Czesi. Argumenty? Niestety, poza naszym zwykłym chciejstwem nie mamy żadnych. Ale pocieszenie jest takie, że dwa lata temu też żadnych nie mieliśmy, a rywal wydawał się jeszcze silniejszy. Liczymy więc, że po raz kolejny w futbolu wydarzy się coś irracjonalnego i etatowe polskie łamagi zamienią się w jednodniowych herosów.
Mecz sprzed dwóch lat stworzył mit Leo Beenhakkera. Gdyby Polska wówczas przegrała, pewnie nie utrzymałby posady. Do tego spotkania Holender często się odwoływał – oto macie dowód, że mogę dokonać czegoś wielkiego. Problem w tym, że mijały kolejne miesiące, a nasza kadra grała tylko gorzej i dziś – z perspektywy czasu – trzeba uczciwie przyznać, że był to tylko piękny incydent. Cud – no bo jak inaczej określić to, że Grzegorz Bronowicki robił co chciał z Cristiano Ronaldo?

11 października byle którego roku: impossible is nothing?

Z tamtej drużyny, która dwa lata temu pokonała Portugalczyków, dziś na boisku może pojawić się w najlepszym wypadku czterech piłkarzy – Błaszczykowski, Krzynówek, Lewandowski i Smolarek. Ale to już nie są ci sami zawodnicy – owszem, do Jakuba Błaszczykowskiego trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenie, ale już Krzynówek to tylko cień samego siebie, Lewandowski stracił miejsce w Szachtarze. Smolarek? Jedyne co z niego zostało to muchy w nosie.

Teraz historia powtarza się także w tym względzie, że znów Beenhakkerowi pali się grunt pod nogami. Jeśli przegra, w zasadzie podpisze na siebie wyrok. Pewnie jego etap dogorywania na posadzie selekcjonera będzie jeszcze jakiś czas trwał, ale już niezbyt długo. Dlatego przegrać po prostu nie może, nie ma prawa. Musi wznieść się na wyżyny swoich zdolności motywacyjnych.

Niepoprawni optymiści powiedzą, że mamy szansę, bo…

– reprezentacja Czech nie wygrała czterech ostatnich spotkań, a eliminacje rozpoczęła od remisu 0:0 z Irlandią Północną
– nie zagra Tomas Rosicky, w dodatku karierę reprezentacyjną zakończył Jan Koller
– w tym roku w sparingu ograliśmy Czechów 2:0
– obrońca Tomas Ujfalusi nie jest w najwyższej formie – został doszczętnie ośmieszony w meczu Barcelona – Atletico (6:1)
– gra ofensywna Czechów opiera się bardzo chimerycznym Milanie Barosu
– w dużej mierze Czesi to od lat ciągle ten sam zespół, coraz starszy i grający z coraz mniejszym polotem
– tym razem mamy w kadrze napastników, którzy na co dzień strzelają gole – Brożka, Roberta Lewandowskiego i Sosina

Z kolei zatwardziali pesymiści stwierdzą, że przegramy, bo…

– nasi piłkarze z zagranicznych klubów są w dramatycznej formie – dobrze gra tylko Błaszczykowski
– zapewne aż sześciu piłkarzy, którzy wyjdą w pierwszym składzie, w klubach grzeje ławę – a to jest wyznacznik ich aktualnej klasy sportowej
– nikt nie pamięta, kiedy ostatnio nasza drużyna zagrała dobrze
– z ostatnich dziesięciu meczów, wygraliśmy tylko dwa – z Albanią i San Marino, za każdym razem po mękach
– wynik sparingu z Czechami jest mylący – przez większość meczu grali z nami w dziada
– jak nie strzela Ebi, to nie strzela nikt
– Czesi to nie zmanierowane gwiazdki jak Portugalczycy, którzy potrafią przejść obok gry

Któraś seria powinna zostać zakończona – albo nasza (żenujących meczów), albo Czechów (spotkań bez zwycięstwa). Chyba, że skończy się bezbramkowym remisem, uratowanym przez polskiego bramkarza. Czego wykluczyć nie można…

My oczywiście przeprowadzimy RELACJĘ LIVE.

Reklama

WYSYŁAJ KODY Z BUTELEK I PUSZEK WARKI.
Wygraj wyjazdy na mecze najbardziej uznanych klubów Europy.

FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...