Reklama

Kowalewski i Malarz zawalili mecze w ostatniej sekundzie

redakcja

Autor:redakcja

06 października 2008, 01:40 • 3 min czytania

Ciekawe, czy ktoś z reprezentacji Polski ogląda takie filmiki? Szczerze w to wątpimy, skoro Andrzej Dawidziuk bajdurzy w wywiadach, że „Wojciech Kowalewski nie schodzi poniżej pewnego poziomu i zawsze można na niego liczyć”. Dobre sobie – tylko co to za poziom? Reprezentant Polski, powołany na dwa najbliższe mecze, był antybohaterem prestiżowego meczu Aris – Iraklis. Otóż… pomógł gospodarzom strzelić zwycięskiego gola w 94 minucie. To tylko wpisało się w jego występy w tym roku, bo przecież w Koronie też bronił nędznie…
Kowalewski ma to szczęście, że od lat puszcza szmaty w ligach zagranicznych, które nie są nigdzie pokazywane, nawet same skróty meczów trudno gdzieś znaleźć. Epizod w Kielcach był na tyle krótki, że zakwalifikowano go jako 6-miesieczny wypadek przy pracy lub też „dochodzenie do formy”. Ale może czas najwyższy, żeby on do tej formy w końcu doszedł? Bo za co jest powoływany do kadry, kosztem chociażby Tomasza Kuszczaka? Za to, że bez ględzenia przyjmie rolę trzeciego bramkarza? Jedyny jego atut jest taki, że można go wysyłać na trybuny, a on grzecznie przebierze się w dżinsy i pójdzie na swoje krzeszełko?

Kowalewski i Malarz zawalili mecze w ostatniej sekundzie

Iraklis po pięciu kolejkach ligi greckiej zajmuje przedostatnie miejsce, nie wygrał jeszcze ani jednego meczu. Przejdźmy do najważniejszego – w meczu z Arisem zespół Kowalewskiego przegrał w takich okolicznościach (ZOBACZ). Wyobrażacie sobie, co musieli o Polaku pomyśleć jego koledzy z drużyny? Dośrodkowanie było dość lekkie, Kowalewski zamiast złapać piłkę nerwowo ją odbija i trafia w stojącego przed nim kolegę z drużyny. W ten sposób piłka ląduje pod nogami rywala. Ale niespecjalnie nas ten gol zaskoczył – Kowalewski od zawsze prawie żadnych piłek nie łapie, a wszystkie odbija. Czasami kończy się to szczęśliwie, a czasami właśnie tak…

Reklama

Gdyby bramkarz Iraklisu nie był ciągle powoływany do kadry, to byśmy przeszli nad jego formą do porządku dziennego i skupili się na Arkadiuszu Malarzu. Bo to wcale nei koniec – ostatnia minuta (a raczej ostatnia sekunda) w tej kolejce to był jakiś koszmar dla polskich bramkarzy, bo „popis” dał też Arkadiusz Malarz. Jego OFI Kreta już prowadziło 3:1 na wyjeździe z Larissą, ale ostatecznie przegrało 3:4. Najpierw Polak zrobił coś takiego (ZOBACZ), a potem przyszła 95 minuta, końcówka doliczonego czasu gry i… walnął swojaka (ZOBACZ). Etap udawania Greka Malarz ma więc chyba za sobą – teraz wrócił do robienia tego, z czego znaliśmy go w Polsce – piłkarskich jaj. Jeśli więc znów przeczytacie gdzieś, że w Grecji naszego rodaka zaczęli prześladować trenerzy, że „na układy nie ma rady” i tak dalej, przypomnijcie sobie te właśnie filmiki.

Na koniec wróćmy jeszcze na sekundę do Kowalewskiego. Rzuciliśmy też okiem na skrót meczu z trzeciej kolejki, AEK – Iraklis. Najpierw Polaka uratował sędzia liniowy, pokazując absurdalnego spalonego, a potem padła już normalna bramka. Strzał ładny, ale… zwróćcie uwagę na zachowania Kowalewskiego. On ma taką manierę, że bez sensu robi jakieś naskoki. Tutaj też dziwnie sobie podskoczył i przez to zabrakło mu czasu na skuteczną interwencję. Przyjrzyjcie się uważnie – na jednym z ujęć widać, że kiedy napastnik AEK-u oddaje strzał, to Kowalewski jeszcze spada po swoim podskoku w miejscu…

WYSYفAJ KODY Z BUTELEK I PUSZEK WARKI.
Wygraj wyjazdy na mecze najbardziej uznanych klubów Europy.

FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama