To nie jest typowy obrońca, który chowa się gdzieś w cieniu, marzy o tym, by piłka mijała go szerokim łukiem. Manuel Arboleda za każdym razem bierze odpowiedzialność na siebie, jest niezmordowany w obronie i niesamowicie wytrwały w ataku. Nie zatrzymuje się nawet na moment. To w dużej mierze on natchnął Lecha do walki z Austrią Wiedeń. Gdy już nikt nie wierzył – on dalej robił swoje, dalej nacierał. Przyjrzyjcie się akcji na 4:2. Arboleda zaczął ją na własnej połowie. Po chwili był już w polu karnym gości i gdyby nie on, być może gol by nie padł…
Gdy Kolumbijczyk po ostatnim gwizdku rozpłakał się, a potem padł w ramiona Franciszka Smudy – trudno było się nie wzruszyć. Szkoleniowiec Lecha wiedział, komu trzeba podziękować w pierwszej kolejności. Arboleda, mimo że jest ostatnim obrońcą, miał udział przy golu na 2:1, dającym dogrywkę, oraz przy trafieniu na 4:2. Zasuwał w tę i z powrotem, przez 120 minut. Inni patrzyli na niego i myśleli: skoro on może, to i ja.
Wykonał też tytaniczną pracę w defensywie, tocząc mordercze pojedynki z zawodnikami Austrii. Cały czas działał na pograniczu faulu. Jak na to patrzyliśmy, przyszło nam do głowy, że on może przez cały mecz nie sfaulować ani razu, a człowiek po starciach z nim czuje się niczym po walce z Mikem Tysonem.
Nie ma przypadku w tym, że trenerzy Arboledę uwielbiają. Franciszek Smuda w wywiadzie udzielonym Weszło! tak ocenił jego… przydatność do reprezentacji Polski: “Przydałby się, ale nie zagra, nie ma co się czarować. Ale te porównania jego z Rogerem to już całkiem bez sensu są. Ich nie ma co porównywać, bo Arboleda jest pod każdym względem lepszy – przydatność dla zespołu, charakter, ambicja, walka, szybkość, umiejętności. Co z tego, że Roger te kołowrotki robi, jak z nich nic nie wynika?” Nie zrozumcie nas źle – nie chcemy wpychać Arboledy do kadry, tylko przytaczamy wypowiedź dotyczącą jego piłkarskiej wartości.
Z kolei Czesław Michniewicz nie tak dawno na swoim blogu pisał: “Mecz z Lechem był okazją do kilku fajnych spotkań. Bardzo się cieszę, że spotkałem mojego ostatniego kapitana z Zagłębia Lubin, Manuela Arboledę. Tak, kapitana. Właśnie temu chłopakowi dałem opaskę w ostatnim swoim meczu w tamtym klubie, gdy już widziałem, co się dzieje. Oczywiście, niektórzy w zespole śmiali się z niego, patrzyli dziwnie – jak to on kapitanem? Nie dość, że czarny, to jeszcze za dużo nie mówi. A ja się bardzo cieszę, że zdążyłem mu dać tę opaskę, bo to naprawdę fantastyczny, lojalny i oddany chłopak. Imponowało mi to, jak Manuel pamiętał zawsze o trenerze Smudzie – nie cieszył się, kiedy strzelał gola zespołowi prowadzonemu przez Franka, napisał jego nazwisko na koszulce po zdobyciu mistrzostwa Polski. Napis był bodajże taki: “Jezus, Michniewicz, Smuda – dziękuję”. Maniek popełnił taktyczny błąd, że nie umieścił jeszcze słowa “Pietryszyn”, może wówczas nie byłby tak niszczony po moim odejściu. Naprawdę, skandalem jest to, jak traktowano Arboledę przez ostatnie miesiące. To był sabotaż.”
Ciekawe, co dziś myśli sobie ci, którzy przez pół roku nie dawali Arboledzie grać w piłkę? Co myśli Rafał Ulatowski, który nie zrobił nic, by wyciągnąć go z Młodej Ekstraklasy? Co myśli Piotr Włodarczyk, który pomiatał Kolumbijczykiem i zachęcił do takiego zachowania kilku swoich głupkowatych kolegów? Mamy nadzieję, że oni wszyscy czują się bardzo, bardzo podle.
WYSYŁAJ KODY Z BUTELEK I PUSZEK WARKI.
Wygraj wyjazdy na mecze najbardziej uznanych klubów Europy.
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT