Thibaut Courtois Antonio Conte podpadł już na samym początku współpracy, dając nieco zarobić wytrwałym paparazzi, czekającym na niego pod modnym londyńskim klubem Libertine do trzeciej nad ranem w weekend inauguracji Premier League. Wtedy próbował chować swoją twarz pod szarą bluzą. Dziś schodząc z boiska, niewątpliwie znów powinien uskutecznić tę technikę.
Ale po kolei. Chelsea prowadzi 1:0 po bramce Diego Costy, przy której kompletnie nic do powiedzenia nie mógł mieć Łukasz Fabiański. Generalnie nie zapowiada się na to, by przeprawa na Liberty Stadium miała być szczególnie karkołomna. I wtedy Leroy Fer dostrzega Modou Barrowa na lewej stronie, a ten wrzuca piłkę do rozpędzonego Sigurdssona. Courtois postanawia uprzedzić Islandczyka w okolicach szesnastego metra i… zobaczcie sami:
Rough weekend for the goalies. Courtois will surely make tomorrow’s headlines. #SWACHE #PremierLeague pic.twitter.com/COL0FU7kBU
— Nick Carranza (@PlanetSpeck) 11 września 2016
Pusty przebieg, zakończony desperackim, kompletnie nietrafionym wślizgiem. Karny, 1:1, ale co gorsza – z Chelsea natychmiast dzieje się coś niedobrego. Doprawdy, trudno jakkolwiek racjonalnie usprawiedliwiać to, co odwiluszował trzy minuty później Gary Cahill. Zostawił czajnik na gazie? Nie spuścił wody w kiblu? Zapomniał wczoraj rano wyrzucić śmieci? Ciężko powiedzieć, co to było, ale jego myśli zdecydowanie nie krążyły w tamtej chwili dookoła boiska, a gdzieś hen, daleko od niego. Gdyby Courtois miał dziś w torbie drugą bluzę do przykrycia twarzy, Anglik zdecydowanie powinien skorzystać z okazji.
El gol de Leroy Fer luego del error grosero de Cahill. pic.twitter.com/9cAJi0LYKu
— Mr. Premier️️ (@PremierLatina) 11 września 2016
Dwa celne strzały, dwa gole. Doprawdy ogromne szczęście mają ci dwaj delikwenci, że gdzieś tam z przodu biegał dziś Diego Costa, który na kwadrans przed końcem wyrównał efektowną przewrotką. Raz jeszcze – Fabiański bez szans.
4 in 4 now for Diego Costa, he’s back. pic.twitter.com/F3bD4UNGRU
— ️ (@SimpIyEden) 11 września 2016
Jak Polak spisał się poza tym? Doprawdy znakomicie. I mówimy to bez cienia złośliwości. Dwa razy zatrzymał Edena Hazarda, gdy stanął z Belgiem oko w oko, zbił strzał skrzydłowego The Blues na rzut rożny, do tego dorzucił jeszcze odebranie hat-tricka napastnikowi i kilka pomniejszych interwencji. Gdyby za misję obrony Liberty Stadium pod kryptonimem: „urywamy punkty Chelsea” przyznawano ordery, z pewnością zasłużyłby na szczególne, osobiste odznaczenie.