Reklama

Banda świrów odradza się na naszych oczach. Kolejny skalp Korony!

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

10 września 2016, 19:32 • 3 min czytania 0 komentarzy

Osiem kolejek, czternaście punktów i pozycja wicelidera – czy jest na sali ktoś, kto zakładał taki scenariusz z udziałem Korony przed sezonem? Tak myśleliśmy – nikt. I tak jak jeszcze chwilę temu mogliśmy smęcić, że dobra, dobra, jak zwykle wyskoczyli z zaskoczenia, ale zaraz zbiorą po łbie i wrócą do szeregu, tak teraz przestajemy się łudzić, że świetne dotychczas wyniki były wynikiem przypadku.

Banda świrów odradza się na naszych oczach. Kolejny skalp Korony!

Generalnie harmonogram pracy w Kielcach jest od paru lat identyczny – nadzwyczaj dobry sezon, rozbiórka drużyny, wywrócenie zespołu do góry nogami i… jeszcze większe oczekiwania. Teraz jednak wydawało się, że bańka, w której żyli jak dotąd włodarze klubu, w końcu pęknie. Z Korony ubyło wielu czołowych zawodników, stery objął zupełnie niedoświadczony trener, a przed sezonem więcej było beki z senegalskich inwestorów, niż poważnych przygotowań. Aż tu taki figiel.

Dzisiaj gospodarze wyszli na boisko tak nabuzowani, jakby właśnie ktoś wręczył im dziką kartę i zapowiedział: „To wasz szczęśliwy dzień – jak dziś szurniecie Arkę, to za tydzień damy wam zagrać z Barceloną. Na Camp Nou. Przy pełnych trybunach”. Było więc wszystko, czego oczekują kibice na całym świecie od swoich piłkarzy. Walka na całego, zaangażowanie, determinacja i niezwykle przyjemny sposób gry w ofensywie. Polot, fantazja, lekkość i wszystko to, co utożsamiany z legendarnym futbolem na tak. Żadne tam kalkulowanie czy granie długiej piłki – pach, pach, pach, klepka, klepka, wycofanie piętką, wcinka, główka, drybling. Na skrzydle szalał Pilipczuk, środek po profesorsku opanował Możdżeń, Palanca w swoim stylu zwodził rywali, a w tyłach było tak pewnie i zdecydowanie, że dziś moglibyśmy zawierzyć im nawet przypilnowanie walizki z milionem dolarów w środku.

Akcja bramkowa Korony była jak wyjęta z konsoli. Piłka powędrowała po sznurku, poddała się kapitalnemu dryblingowi, potem przytomnemu rozegraniu do Sekulskiego i zatrzepotała w siatce. Ten gol był perfekcyjną puentą tego, co przez ponad pół godziny pokazywali gospodarze. Arka zupełnie nie istniała – była spóźniona, grała nieco bojaźliwie, wyglądała na zszokowaną futbolem jaki prezentowali przeciwnicy.

Po zamianie stron trochę się pozmieniało, bo zawodnicy Tomasza Wilmana postanowili nieco cofnąć się do tyłu. To stworzyło kilka okazji gdynianom, ale niewiele z nich było klarownych. Raz udało się z dystansu uderzyć w słupek, raz zagrozić Gostomskiemu strzałem głową, ale to było zbyt mało jak na dzisiaj. Kielczanie ustawili się na własnej połowie i nie forsowali tempa i – choć trochę ryzykowali, bo przecież jednobramkowe prowadzenie potrafi rozmyć się w sekundę – to trzeba im oddać, że trzy punkty dowieźli do ostatniej minuty.

Reklama

Jeśli senegalscy kibice dzielnie śledzili dziś to, co działo się w Kielcach, to – jak kraj długi i szeroki – wieczorem wielka imprezka. Szamani odprawiają tańce wokół ogniska, wódz rozlewa alkohol na lewo i prawo, a żółto-czerwone barwy mienią się w każdej wiosce i w każdym mieście.

Korona Kielce – Arka Gdynia 1:0
Korona (4-1-4-1): Gostomski 6 – Rymaniak 6, Dejmek 5, Diaw 6, Kallaste 5 – Możdżeń 6 – Pilipczuk 7, Cebula 5, Aankour 6, Palanca 6 – Sekulski 6

Arka (4-2-3-1): Jałocha 5 – Zbozień 3, Marcjanik 3, Sołdecki 4, Warcholak 4– Łukasiewicz 4, Marciniak 3 – Błąd 2, Szwoch 4, Bożok 5 – Zjawiński 3

Gol: Sekulski
Asysta: Aankour

fot. FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Vuković o meczu z Górnikiem: Najgorszy, odkąd jestem w Piaście

Patryk Stec
0
Vuković o meczu z Górnikiem: Najgorszy, odkąd jestem w Piaście

Komentarze

0 komentarzy

Loading...