Publika nie spodziewa się niczego wielkiego – w końcu mówi się, że ta trupa faktycznie przypomina trupa, a wszyscy zgodnie twierdzą, że to ma być jeden z ostatnich pokazów przed zwinięciem się na dobre ze sceny. I wtedy wchodzi iluzjonista. W mocno wytartych szatach, z cylindrem po którym widać, że ktoś na nim nie raz i nie dwa usiadł. I to raczej kulturysta na masie niż jakaś drobniutka blondynka. Czary mary i wyciąga jednego królika. Drugiego. Trzeciego. Wypisz-wymaluj… Korona Kielce.
O opłakanym stanie klubowego budżetu napisano już chyba wszystko. Wchodząc w finansowe niuanse nietrudno zauważyć, że jest źle. Łamane przez tragicznie. Przytoczmy choćby fragment raportu EY „Ekstraklasa piłkarskiego biznesu”:
„Najniższe przychody w Ekstraklasie (nie licząc niesklasyfikowanej Termaliki), ujemny wskaźnik rentowności netto (-68,4%) czy bardzo wysoki wskaźnik obciążenia majątku zobowiązaniami (307%) sprawiają, że przed Koroną długa droga do małej stabilizacji i pewności finansowego bytu.”
Krótko mówiąc – podczas gdy Legia może dzięki przychodom z Ligi Mistrzów rozwijać skauting, Korona musi w tym względzie zaciskać pasa. I mimo że ledwo go dopina, praktycznie co roku wyciąga znikąd gości, którzy później odgrywają kluczową rolę w utrzymaniu ekstraklasowego bytu w Kielcach. A przecież to tak, jakby w żurku z gorącego kubka znaleźć kawałek prawdziwej kiełbasy. I w kolejnym. I w następnym.
Trudno w to uwierzyć, bo zaraz na myśl przychodzą takie nazwiska jak Chiżniczenko, Ouattara, Szekely czy El Maestro. Ale wraz z nimi do klubu przychodzili przecież:
2012/2013: Vanja Marković
2013/2014: Radek Dejmek, Sierhiej Pyłypczuk
2014/2015: Nabil Aankour, Olivier Kapo, Leandro, Vytautas Cerniauskas
2015/2016: Airam Cabrera, Elhadji Pape Diaw
Jedni mieli na kształt Korony nieco mniejszy, inni zdecydowanie większy wpływ, ale każdy z nich przyłożył rękę do kolejnego utrzymania. Do zapewnienia kolejnego sezonu na najwyższym poziomie. Były absolutne strzały w dziesiątkę jak Cabrera czy Dejmek, były te w “dziewiątkę” jak Kapo, czy nieco dalej od dychy (ale wciąż blisko) pokroju chimerycznego Pyłypczuka czy Aankoura, na którego dobrą grę (okraszoną sporą liczbą asyst) trzeba było jednak trochę poczekać, ale teraz wszyscy już wiemy, że coś potrafi. Wszystkich połączyło jednak to, że Korona wyciągnęła ich znikąd. W końcu skoro byli w zasięgu finansowym klubu z Kielc, to pewnie byliby też do wzięcia u 3/4 ekstraklasy. A jednak wylądowali u „scyzorów”.
W tym sezonie – także. Dwóch gości wyjętych z kapelusza, choć tu akurat – podobnie jak wcześniej chyba tylko Kapo – z dużą piłkarską przeszłością. El Clasico, Primera Division, Champions League. Nazwiska Palanki czy Abalo to może nie takie, które będzie kojarzył Mirek (zostawmy już tego Janusza w spokoju), przełączający co wtorek między M jak Miłość, a Ligą Mistrzów, nie mogąc się zdecydować na jedną z opcji i swój wybór uzależniający od nastroju małżonki i atrakcyjności meczu (mierzonej w liczbie Polaków na boisku). Jeden już załadował takiego sztycha Lechowi, drugi dopiero przedstawi się kieleckiej publiczności, ale nos nam podpowiada, że i tutaj Korona mogła się nie pomylić.
I bądź tu człowieku mądry, inwestuj w skauting, w szukanie perełek w najdalszych zakątkach Europy, gdy po oczach jak neony na Times Square wali taka antyreklama całego systemu rekrutacji zawodników. A potem, sprawiając wrażenie jazdy totalnie na oślep, z pedałem gazu w podłodze wjedzie Korona. I to ona zgarnie jakiegoś Cabrerę czy innego Dejmka.
fot. FotoPyK