Spotkania z reprezentacją Anglii od zawsze mobilizowały Polaków w sposób szczególny. Legendarne starcia na Wembley i ogólna niemoc w potyczkach z Wyspiarzami sprawiły, że o dodatkową motywację nigdy nie było trudno. Dokładnie 12 lat temu, 8 września 2004 roku, podopieczni Svena-Görana Erikssona przyjechali do Chorzowa i doprowadzili do tego, że znów musieliśmy obejść się smakiem.
To był naprawdę niezły mecz w wykonaniu Biało-czerwonych. Patrzymy na jedenastkę, która wtedy wybiegła na Stadion Śląski i rzeczywiście – mieliśmy prawo oczekiwać, że to właśnie tamtego wieczoru uda się dokonać niemożliwego. Dudek, Żewłakow, Kosowski, Krzynówek, Żurawski… Był nawet Sebek Mila, który na swoją wielką chwilę w historii występów z orzełkiem na piersi musiał poczekać od tamtego czasu dokładnie dekadę.
Tamtego wrześniowego dnia przede wszystkim nie szło Arkowi Głowackiemu. W pierwszej połowie w dziecinny sposób ograł go Jermaine Defoe, zaś w drugiej stoper Wisły w totalnie pechowy sposób wbił samobója.
Polakom na osłodę tej porażki pozostało natomiast niezwykle urokliwe trafienie Macieja Żurawskiego. Najpierw kilka metrów piłkę podciągnął Kosowski, zagrał prostopadle do swojego niedawnego klubowego kolegi, a ten technicznym, precyzyjnym uderzeniem nie dał szans Robinsonowi.