Fałszerstwo od zarania dziejów jest dość powszechnym w świecie zjawiskiem. Ludzie podrabiają zwolnienia z WF-u, podpisy pod uwagami w dzienniczku, usprawiedliwienia, dzieła sztuki, pieniądze… Krok dalej poszli jednak kilka lat temu w Afryce, gdzie postanowiono spreparować… reprezentację kraju.
Równo sześć lat temu doszło do starcia reprezentacji Bahrajnu z – no właśnie – do dziś nie wiadomo tak naprawdę, z kim. W zamyśle miała być to reprezentacja Togo, jednak – jak się okazało – miała ona z nią tyle wspólnego, co obżeranie się wołowiną z wegańskim trybem życia.
Bahrajn zwyciężył w spotkaniu z tajemniczym przeciwnikiem 3:0, jednak mogło zakończyć się jeszcze wyższym wynikiem – sędzia nie uznał bowiem aż pięciu bramek dla gospodarzy z powodu rzekomych spalonych. Nie trzeba było więc być geniuszem, by pokapować się, że sprawa śmierdzi bezczelną ustawką.
Szwindel rzeczywiście szybko wyszedł na jaw – wystarczyło podpytać o całą sprawę prezesa togijskiej federacji, który stwierdził, że… do Bahrajnu nikogo nie wysyłał, a wystawiony do gry zespół był całkowicie fałszywy. Żeby było śmieszniej, zaledwie dwa dni wcześniej reprezentacja Togo mierzyła się na wyjeździe z Botswaną w ramach meczu eliminacji Pucharu Narodów Afryki. Rezerwowy skład miał w zamyśle jedynie uśpić czujność Bahrańczyków i stanowić idealną przykrywkę oszustwa. Przykrywkę, która być może przeszłaby 50 lat temu, ale nie dziś.
FIFA nie zwlekała z wszczęciem śledztwa. Jak się okazało, za przekrętem stał jeden z baronów singapurskiej mafii piłkarskiej, Wilsona Raja Perumala, który podobne wałki na wielką skalę – także w Bahrajnie – kręcił od wielu, wielu lat.