Syria to z pewnością jeden z pozytywnych bohaterów bieżących eliminacji – nieważne jak skończy się dla nich potyczka z Australią, nieważne czy dostąpią prawa rozegrania kolejnego dwumeczu, swoje już wygrali. Kraj ogarnięty wojną potrafił się zjednoczyć na boisku i dostać do barażów kontynentalnych, zostawiając w tyle państwa bardziej stabilne pod każdym względem. Z tego powodu przypominamy nasz starszy tekst, gdzie przybliżamy wam syryjski futbol.
Kto wie gdzie mógłby być dziś syryjski futbol, gdyby nie wybuch konfliktu? Kiedy wiosną 2011 roku rozpoczęły się protesty przeciw rządom alawickiego prezydenta, nikt nie spodziewał się, że sprawy mogą przybrać tak tragiczny obrót. Dziś wielu Syryjczyków zadaje sobie pytanie „dlaczego?”. Czy to rzeczywisty zryw ludu, a może opłacany przez Arabię Saudyjską spisek? Pytania padają, ale mało kto chce usłyszeć odpowiedź. – Historii jest wiele. Prawdy nie zna nikt. Nie chcemy jej znać, bo pewnie byłaby straszna. Sprzedać próbują ją media, ale wszyscy wiemy, że one kłamią – przyznaje Issa Daoud, 17-letni licealista z Ţarţūs, sympatyk Al-Karama.
Piłka nożna w Syrii nigdy nie stała na dobrym poziomie. Reprezentacja w całej swojej historii, sięgającej końcówki lat 40., zdobyła tylko dwa nieliczące się trofea. Zakurzone już, z 1957 roku, otrzymała za zwycięstwo w igrzyskach panarabskich. Z kolei w 2012 roku „Czerwone Orły” zwyciężyły w Pucharze Azji Zachodniej, z którego istnienia europejscy kibice nawet pewnie nie zdają sobie sprawy.
Syryjska reprezentacja ciesząca się ze zdobycia pucharu Azji Zachodniej.
Mizernie, a dorobek i poziom futbolu ligowego nie wygląda lepiej. Rozgrywki zdominowały dwa kluby – Al-Karama z Homs i Al-Jaish z Damaszku. Na 10 lat przed wybuchem wojny tylko dwa razy zdarzyło się, by inny zespół sięgnął po mistrzostwo. Reszcie ekip do sukcesu brakowało zaplecza i pieniędzy. – Z punktu widzenia państwa, futbol nie był i nadal nie jest w Syrii istotny. Przed wojną mieliśmy wiele poważniejszych problemów niż biedne kluby i stare stadiony. Nie żyjemy w ubóstwie, ale wciąż nie tak daleko nam do krajów trzeciego świata – tłumaczy Ali Obied.
Z drugiej strony nie można powiedzieć, by syryjski duet należał do absolutnych azjatyckich outsiderów. Obie ekipy regularnie występowały w pucharach, a „Niebieskie Orły” z Homs w 2006 roku zdobyły nawet srebro w Lidze Mistrzów (co pozostaje największym sukcesem w historii syryjskiej piłki ligowej). Złoto było blisko, lecz w zakończonym rezultatem 0:2 i 2:1 dwumeczu finałowym z koreańskim Jeonbuk Hyundai Motors, Syryjczycy dwukrotnie tracili bramki w ostatnich pięciu minutach. Zwyciężyć udało się piłkarzom Al-Jaish, lecz nie w Lidze Mistrzów, a AFC Cup, azjatyckich rozgrywkach dedykowanych mniej rozwiniętym piłkarsko państwom (odpowiednik Ligi Europy, choć bez udziału drużyn z Japonii, Korei Południowej, Chin czy Australii).
Nie bacząc na jej lichy poziom, Syryjczycy kochają się w lokalnej piłce nożnej. Futbol, jako sport narodowy, zawsze cieszył się absurdalnych rozmiarów popularnością. Trybuny w Syrii nigdy nie służyły wzajemnemu podpieraniu. Warto przy tym wspomnieć, że jak już budowano, to z rozmachem. Jedne z większych stadionów to Khalid ibn al-Walid Stadium w Homs (32 tys. pojemności, obiekt Al-Karama) czy Abbasiyyin Stadium w Damaszku (30 tys., najważniejsza arena w Syrii, dom reprezentacji oraz Al-Wahda, Al-Jaish i Al-Mahda). Mniejszych piłkarskich teatrów, mogących pomieścić ponad 10 tysięcy kibiców, w całym kraju stało ponad 20. Perłę w piłkarskiej koronie Syrii stanowił jednak wybudowany dopiero w 2007 roku 52-tysięczny Aleppo International Stadium, na którym mecze rozgrywał Al-Ittihad. Tu pojawia się silny, polski akcent – budowlę zaprojektował pochodzący z Rzeszowa architekt prof. Stanisław Kuś. W syryjskiej piłce swoje piętno zostawił także inny Polak, słynny trener Janusz Wójcik. „Wójt” w 2003 roku przez kilka miesięcy trenował narodową reprezentację Syrii.
Doping w akompaniamencie instrumentów dętych i trąbek, skromna oprawa i pełny stadion – niegdyś częsty obrazek w syryjskiej piłce. Na filmie kibice Al-Karama.
Macki wyniszczającej wojny dosięgnęły także sport. Syryjski futbol leży w gruzach, a wyniki reprezentacji to jedyna budowla, której ścierającym się armiom nie dane było jeszcze zrównać z ziemią. Większość stadionów w wyniku walk przerobiono na miał. Te które przetrwały, funkcjonują jako bazy wojskowe, szpitale i centra pomocy potrzebującym.
O tym, że polityka wedrze się do świata piłki wiadomo było już u progu konfliktu. By pobudzić w narodzie wywrotowe nastroje, liderzy antyrządowej rewolucji posłużyli się znanym piłkarzem, Abdulem Basetem Al-Sarout. Golkiper Al-Karama w 2011 roku stanął na czele rewolty w Homs, mieście będącym sercem opozycji. Trudno o lepszego kandydata na trybuna ludu – nie dość, że jako obiecujący piłkarz wicemistrza kraju był idolem tłumu, to jeszcze stała za nim tragiczna historia. Wszyscy czterej bracia Abdula zostali bowiem zamordowani przez syryjską policję, a w walkach życie stracił także jego wuj. Młody, wówczas ledwie 19-letni bramkarz, przewodził powstaniu i zyskał miano symbolu walki z reżimem.
– W Syrii wielu ludzi uważa go za idiotę. Był niezwykle utalentowany, mógł mieć w życiu wszystko, a wybrał mordowanie braci – opowiada Ali Obied.
Al-Sarout cieszy się ogromnym poparciem. Film pokazuje jak wielki kapitał ludzki niesie ze sobą piłka nożna.
Do historii przeszła chwila, w której Al-Sarout na oczach tłumu ucałował uciętą głowę zabitego rewolucjonisty. Dziś były już piłkarz nie ma ze sportem nic wspólnego. Gdy protesty przerodziły się w regularną wojnę, przez pewien czas dowodził finansowaną przez Arabię Saudyjską bojówką Shuhada al-Bayada. W kwietniu sąd w Homs wystosował za Abdulem list gończy, oskarżając go o walkę na rzecz Państwa Islamskiego. Nie wiadomo gdzie obecnie przebywa.
Wojna zmieniła życie wielu innych piłkarzy. Drugi golkiper Al-Karama, Mosab Balhous, w 2011 roku został oskarżony o ukrywanie w domu rebeliantów i wtrącony do więzienia. Po wyjściu spędził jeszcze półtora roku w Syrii, ale w końcu, w obawie o życie, wyemigrował do Omanu. Jest jednym z najbardziej doświadczonych zawodników w historii syryjskiej reprezentacji. Ze Złotym Jastrzębiem na piersi wystąpił na murawie w ponad setce spotkań. Inny kadrowicz, Youssef Suleiman, w 2013 roku zginął wychodząc z hotelu na trening. Jego Al-Wathbah przygotowywał się do ligowego spotkania na stadionie Tishreen w Damaszku, gdy na kompleks spadły dwa pociski moździerza. Czterech innych graczy zostało rannych.
Dziś liga syryjska jest cieniem nawet tej słabiutkiej sprzed kilku lat. Krajowa piłka uległa totalnej rozsypce. – Zniszczono wiele pięknych stadionów, takich jak stadion narodowy w Aleppo. Zginęło wielu świetnych sportowców, inni uciekli na zachód. Wojna zrujnowała naszą ojczyznę. Wszystko jest zdewastowane. Niestety dotyczy to również sportu – mówi Ali Obied.
Tak prezentował się stadion narodowy w Aleppo zanim został zdemolowany przez moździerze. Obiekt ostrzeliwali rebelianci, bo na jego kopule często osadzali się snajperzy sił rządowych.
Kraj w większości zajęli rebelianci i Państwo Islamskie. Niewielu graczy poszło w ślady Al-Sarouta i walczy po stronie opozycji. Spora część została za to powołana do wojska rządowego, bo w Syrii każdy, kto nie uczy się lub nie ma na utrzymaniu rodziny musi odbyć obowiązkową służbę. Tym, którym nie odpowiadało pójście w kamasze, pozostała długa wędrówka do Europy.
Swoje żniwo w futbolu zebrali także muzułmańscy radykałowie. Piłka nożna jest dla dżihadystów „haram” (arab. „grzech”), a na grzeszników czeka tylko jedna, najwyższa kara. Chyba każdy słyszał o atakach wymierzonych w grupy kibiców oglądających wspólnie europejskie rozgrywki (choć te akurat miały miejsce w Iraku). W Syrii śmierć zastała zawodników. Na początku lata bojownicy ISIS stracili czterech piłkarzy występującego niegdyś w Syrian Premier League Al-Shabab Raqqa, klubu z aktualnej stolicy kalifatu. Ahmed Ahawakh, Nehad Al Hussen, Osama Abu Kuwait i Ihsan Al Shuwaikh zostali ścięci – oficjalnie za szpiegostwo na rzecz Kurdów, nieoficjalnie zapłacili życiem za popularność, którą cieszyli się przed wojną. Bano się, że spróbują wzniecić powstanie.
Dżihadyści pozwalają jednak na pewien rodzaj uprawiania sportu amatorsko, ale tylko na swoich zasadach. Pod koniec sierpnia przywódcy religijni Państwa Islamskiego zdelegalizowali nawet sędziów piłkarskich (!!!) tłumacząc, że przepisy FIFA są sprzeczne z naukami Allaha. W zamian przedstawili swoje wytyczne, dotyczące… formy zadośćuczynienia kontuzjowanym zawodnikom. I tak, dobrze myślicie – ofiara nieczystej interwencji, na mocy prawa szariatu, może domagać się zemsty lub rekompensaty.
Katastrofalna sytuacja polityczna diametralnie odmieniła format syryjskich rozgrywek ligowych, choć tych nie dokończono tylko raz. Z powodu szybkiej eskalacji konfliktu w 2011 roku, sezon 2010/2011 przerwano po 15 kolejce, a zwycięzca nie został wyłoniony. Wraz z utratą kontroli nad kolejnymi terytoriami przez rząd, krajowy związek zadecydował o przeniesieniu wszystkich klubów do dwóch miast. Obecnie mecze rozgrywane są tylko na jednym stadionie w Latakii oraz na dwóch w Damaszku. – W pierwszej fazie drużyny grają w dwóch grupach, każda w jednym mieście. Trzy najlepsze z każdej z grup awansują do fazy mistrzowskiej, która odbywa się w Damaszku – wyjaśnia Saeer Ebrahim, który prowadzi w stolicy punkt bukmacherski. – Poziom jest niski, a wyniki łatwo przewidzieć. Pada też bardzo mało bramek. Właściwie żadnego z klubów nie nazwałbym nawet „drużyną”. To zbieraniny, głównie bardzo młodych zawodników – dodaje.
Amatorski mecz pośród ruin domostw. Dla Syryjczyków to chwila odskoczni od tragedii, która spotkała ich kraj.
Syryjczycy nadal kochają futbol, ale jednym z największych problemów ligi jest nikłe zainteresowanie. Niegdyś pełne trybuny dziś świecą pustkami. Trudno jednak oczekiwać, by fani dopingowali zespoły, z którymi nie są w żaden sposób związani. Poza tym mają inne zmartwienia. – Zainteresowanie piłką nożną, także dzięki reprezentacji, jest bardzo duże, ale widzów nie ma zbyt wielu. Ludzie są zajęci trudami życia codziennego. Każdego dnia towarzyszy nam strach przed śmiercią, choć u nas na wybrzeżu jest stosunkowo bezpiecznie – relacjonuje Ali Obied. – W zeszłym tygodniu w moim sąsiedztwie w garażach wybuchły dwie bomby. Nikomu nic się nie stało, ale ciężko jest żyć ze świadomością, że za każdym rogiem może czekać śmierć. Poza tym ceny w sklepach są ogromne i brakuje nam pieniędzy, a dojazd na stadion też kosztuje.
Mimo drążących Syrię problemów, drużyna narodowa, złożona w 1/3 z graczy z rodzimej ligi, rozpoczęła bój w kolejnym etapie kwalifikacji do mistrzostw świata. Prowadzony przez Aymana Hakeema zespół również boryka się z kłopotami. I tutaj polityka odcisnęła swoje piętno. Futbol, zamiast łączyć, dzieli.
Część graczy odmówiła występów w kadrze w geście sprzeciwu wobec rządów prezydenta Al-Assada. Solidarność z rebeliantami wyraził w ten sposób kapitan zespołu Sanharib Malki (do niedawna snajper tureckiej Kasımpaşy, wcześniej gracz m.in. Lokeren i Rody Kerkrade) czy doświadczony Firas Al-Khatib, jeden z najlepszych napastników w historii syryjskiej piłki. Drużyna Aymana Hakeema musi więc radzić sobie bez trzech armat, które mogłyby dać wymarzony awans na mundial.
– Dlatego jesteśmy trochę w dupie – nie owija w bawełnę Ali Obied. – Mamy trudną grupę, ale wierzę, że nam się uda.
Syryjczycy kolejny etap eliminacji rozpoczęli w miniony czwartek (1 września) od konfrontacji z Uzbekistanem. Do szczęścia zabrakło nieco ponad kwadransu. W 74 minucie gospodarze wykorzystali nieporadność obrony „Czerwonych Orłów” i za sprawą Aleksandra Geynrikha zaaplikowali jedyną bramkę meczu. Trzy punkty zostały w Taszkencie.
Syria – zgodnie z planem – przegrała inaugurację eliminacji. Uzbecy byli w zasięgu ręki, teraz będzie już tylko trudniej.
Poza Uzbekami, na drodze sukcesu Syrii stanie jeszcze Katar, Iran, Korea Południowa i Chiny (więc każdy z rywali jest w rankingach notowany dużo wyżej). Nie pomaga fakt, że FIFA zakazała organizowania jakichkolwiek spotkań w ogarniętym wojną kraju, dlatego Syria jako gospodarz występuje w Omanie (w podobnej sytuacji jest m.in. Afganistan i Irak, które grają w Iranie).
Na turniej w 2018 roku zakwalifikują się cztery ekipy, czyli dwie najlepsze z każdej z grup. Zespoły z trzecich miejsc zagrają w barażu o kolejny baraż, tym razem interkontynentalny. Patrząc na przeciwników, Syria nie ma najmniejszych szans by choćby powąchać murawę w Rosji. Byłaby to jednak piękna, inspirująca historia. Opowiadająca o tym, jak sport potrafi pokonać każdą przeszkodę, nawet wojnę.
– Nasz sukces wynika między innymi z wielkiej motywacji spowodowanej ciężką sytuacją polityczną w kraju. Mamy w Syrii takie powiedzenie: „cierpienie jest tym, co czyni cię prawdziwym mężczyzną”. Nasi reprezentanci chcą udowodnić sobie, że wojna nie zmiażdżyła ich jako ludzi. Że Syria to pod pewnymi względami wciąż wspaniały kraj – mówi Ali Obied. – Wierzę, że nam się uda. No i w końcu będziemy mieć swoją drużynę w FIFie i PESie – kończy żartobliwie.
Daniel Harasim