Nie znajduję zbyt wielu logicznych przesłanek za tym, by dziś wieczorem jakikolwiek kibic piłkarski spoza Warszawy miał trzymać kciuki za awans Legii do Ligi Mistrzów. Mimo oburzenia legionistów, którzy wręcz żądają wsparcia dla ich klubu i od mieszkańców Krakowa, i od łodzian, a nawet – co najśmieszniejsze – od poznaniaków – niestety, nie wydaje mi się, by trzeźwo myślący fanatyk dowolnego klubu piłkarskiego mógł się cieszyć z przerwania klątwy Widzewa.
No ale cała liga pójdzie do przodu. Aha. Widziałem to wiele razy, widziałem to w Szkocji, gdzie Dundee tak potężnie korzysta na wszystkich sukcesach Celtiku, że za moment chyba też awansuje do Ligi Mistrzów. Widziałem to w Chorwacji, gdzie sukcesy Dinama Zagrzeb mają taki wspaniały wpływ na cały kraj, że Inter Zapresić chyba skusi się na wykupienie z Legii Nemanji Nikolicia. Kolejka sponsorów do wspierania Aberdeen kończy się pod Londynem, a w Splicie wszyscy zgodnie czekają, aż Dinamo zdobędzie 113. tytuł z rzędu, by kibicować rywalowi z Zagrzebia w kolejnym boju o LM. Gówno prawda. Dominacja jednego zespołu i jego sukcesy na arenie międzynarodowej mają taki wpływ na byt pozostałych drużyn w lidze jak kurs kolumbijskiego pesos na transfery Lecha Poznań. A jeśli nawet założymy, że mają wpływ – to raczej destrukcyjny. Dlaczego?
No ale pieniądze będą skapywać do słabszych. Legia awansując do Ligi Mistrzów dostanie taką furę pieniędzy, że zaraz zainwestuje je w Polsce, przez co “skapną” do słabszych klubów. Jest w tym jakiś cień logiki, gdyby nie fakt, że Legia już teraz potrafi solidnie zainwestować w Michała Pazdana płacąc Jagiellonii czy Michała Masłowskiego płacąc Radosławowi Osuchowi. To się nie zmieni, niezależnie od tego, czy Legię będzie stać na wykupienie połowy składu ligowego rywala, czy tylko ćwiartki jego zespołu. No i wreszcie – czy to jest taka kapitalna sprawa, że wszystkie talenty, choćby i za grube miliony, będzie zgarniać Legia? Czy – biorąc pod uwagę kariery sportowców w Polsce, gdzie najsilniejsi pokroju Lecha czy Legii są tylko trampoliną do zachodnich lig – taki układ będzie korzystny dla kogokolwiek poza Warszawą? Pojawia się też teoria o zwiększeniu potencjału marketingowego całej ligi. Nie. Sponsorzy nie będą chcieli swoją marką firmować ligi, będą chcieli firmować Legię. Jeśli zespół regularnie (3 na 4 próby) wygrywa rozgrywki, to jaki sens finansować starcia Górnika Łęczna z Bruk-Betem, skoro można wykupić miejsce na koszulkach zespołu, który pokaże się w nich w meczach z Realem czy Barceloną w Lidze Mistrzów? Mimo sukcesów czeskich drużyn w pucharach sponsorem tytularnym ich ligi był czeski browar Gambrinus a obecnie inna czeska firma, Synot. O dziwo, nie Ford, Porsche, ani Microsoft. Synot.
No ale ranking. Jeden z najfajniejszych argumentów. Legia nastuka taki olbrzymi ranking, że już wkrótce także drugi zespół ligi będzie mógł występować w eliminacjach Ligi Mistrzów. Rozumiem tutaj sposób myślenia kibiców ze stolicy – mistrzostwo jest zarezerwowane dla nich, więc niech wicemistrz dostanie jak najwięcej fajnych nagród-pocieszenia. Problem polega na tym, że poznaniacy i gdańszczanie nie zgadzają się do końca z tym, że mistrzem do końca świata ma pozostać Legia. Oni chcą grać w eliminacjach Ligi Mistrzów nie poprzez drugie miejsce w tabeli i “drogę niemistrzowską”, ale poprzez wygranie Ekstraklasy. I – tak naprawdę – kompletnie ich wali, czy wicemistrz zagra w Lidze Mistrzów, Lidze Europy, czy w bierki. Ba, jeśli kandydatem do mistrzostwa rok w rok jest znienawidzona Legia – lepiej, żeby za drugie miejsce w tabeli zamiast awansu do pucharów dawali karę chłosty.
Oczywiście, ten argument ma sens, jeśli założymy, że europejskie puchary są najważniejsze. Że Lech Poznań zrobi wszystko, nawet odda mistrzostwo, byle zacząć eliminacje do Ligi Europy nie od trzeciej, a od czwartej rundy. Ale chyba niewielu wierzy w magię LE w Polsce, tym bardziej, że najczęściej pucharowe rozgrywki kończymy albo jeszcze w wakacje, albo – w najlepszym wypadku – w grudniu. Liczą się więc wyniki osiągane w Ekstraklasie, na te zaś ranking UEFA wpływu nie ma. Za to kilkanaście milionów euro więcej w budżecie ubiegłorocznego mistrza – tak.
No ale Polacy. I ten akurat wycinek trochę do mnie osobiście przemawia. Ale legionistów przekonujących, że każdemu Polakowi reprezentującemu Polskę poza granicami naszego państwa należy się doping zapytam przekornie – czy trzymają kciuki za sukcesy polityczne Donalda Tuska i Elżbiety Bieńkowskiej?
***
Pies ogrodnika? Nie, logicznie myślący człowiek. To nie jest “a niech sąsiadowi krowa zdechnie”, to jest: “niech ten kontrakt sąsiada zgarnie moja firma”. Podejrzewam, że kibice Lecha Poznań nie mają problemu, by kibicować VIVE Targi Kielce czy innemu Anwilowi. Mogłyby ich cieszyć (gdyby nie mieli tego w dupie) sukcesy Skry Bełchatów. Ale Legia to nie jest sąsiad, z którym pije się wódkę wieczorami, a potem wspólnie montuje karnisze. To konkurencyjna firma, której wspieranie graniczy z działaniem na szkodę własnej spółki. Legia bogatsza, to Legia nie tylko skupująca gwiazdy ligi, ale i Legia wyciągająca juniorów już nie z Wisły Płock, Milanu Milanówek i Lechii Tomaszów Mazowiecki, ale i z wszystkich SMS-ów, a może nawet i spod Wielkopolski. Legia bogatsza, to Legia inwestująca, to Legia rozwijająca się, to Legia odjeżdżająca pod wszystkimi względami, może poza sportowym, nie zawsze zależnym wyłącznie od budżetu.
Dlatego nie dziwię się, że dziś z Legią jest głównie Warszawa.
A ja? Na razie cieszę się z pozycji lidera w III lidze po wczorajszej decyzji o walkowerze w meczu z Huraganem Wołomin. A jeśli miałbym kibicować Legii, to chyba po to, by skończyło się coroczne przypominanie o klątwie mojego ukochanego lokalnego rywala, Widzewa.
I to jest jeszcze bardziej małostkowe, niż herb Dundalk na zdjęciu profilowym.