Nigdy nie potrafiliśmy zrozumieć ludzi, którzy w trakcie meczów wbiegali na murawę. Sława? OK, ten argument bronił się jeszcze jakiś czas temu, dopóki realizatorzy nie zdecydowali się udawać, że przerwy w meczach podyktowane są na pewno jakimiś innymi powodami niż przebieżka jakiegoś szaleńca. Średnio kalkuluje się fakt, że o twoim wybryku nie dowiedzą się nawet kumple z liceum, a ty tak czy siak będziesz musiał wybulić grube pieniądze w ramach grzywny.
Zwykle byli to jednak nieszkodliwi ludzie, którzy chcieli co najwyżej zbić piątkę albo zrobić sobie selfie. Gorzej, jeśli na murawie pojawi się nieproszony reprezentant tzw. biedy umysłowej. Mecz ekstraklasy pomiędzy Jönköpings Södra IF i Östersunds FK. W barwach gospodarzy Paweł Cibicki, który zdołał nawet zaliczyć asystę przy trafieniu swojego zespołu. Jest 1:1 i nagle dzieje się to…
Nie wiemy, co kierowało tym zakapturzonym gościem, ale możemy podejrzewać, że nie była to szeroko pojęta miłość do talentu bramkarskiego Aly’ego Keity, w grę nie wchodziły też zrównoważenie psychiczne czy zdrowy rozsądek. Bramkarz, widząc co się dzieje, zdecydował się na brawurową ucieczkę, ale i tak – zanim podleciały inne osoby – zdążył wyłapać gonga prosto w skroń. Nic wielkiego się nie stało, ale gdyby napastnik okazał się nieco większym popaprańcem – mogłoby dojść do tragedii.
Wygląda na to, że nie chodziło o daleko posunięte “wymierzanie kary” za słabą grę bramkarza, gość był zwyczajnie niezrównoważony i chciał – tak po prostu – komuś przywalić. O jego stanie umysłowym niech świadczy fakt, iż przy wyprowadzaniu z boiska rzucił do ochroniarzy, że zostawił na stadionie ładunek z bombą. Mecz przerwano, ale żadnego zagrożenia nie odnotowano.
Patologia.