Kiedyś napisaliśmy, że Adrian Mierzejewski wybrał żywot króla wiejskiej potańcówki i… jeśli trzymamy się tej metafory, trzeba dorzucić, że właśnie zszedł z parkietu, dopił ostatniego drinka i postanowił zmienić lokal. Teraz będzie się bawił w knajpie o nazwie Al-Sharjah w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Co tu dużo mówić – trudno chłopa nie zrozumieć. Zarobki większe, liga lepsza, kraj do życia przyjemniejszy, do tego nie przychodzi jako no name… Same plusy.
Zanim zaczniecie wytaczać przeciwko niemu najcięższe działa, należałoby wspomnieć, jakie Mierzejewski mógłby mieć alternatywy. Dobry klub w Ekstraklasie, może nawet Legia? Ojej, ale nas to zachęciło. Też nie potrafimy zrozumieć, jak lekką ręką można odpuszczać takie spełnienie sportowe jak mecze z Górnikiem Łęczna czy Arką Gdynia i zamiast grze przeciwko Michałowi Przybyle czy Kamilowi Bilińskiemu wybrać tę przeciwko Ryanowi Babelowi, Balazsowi Dzsudzsakowi czy Mirko Vuciniciowi. Wyjazd za granicę? No dobra, ale do jakiego klubu mógłby teraz pójść 29-letni gość grający dwa lata w Arabii Saudyjskiej? Dla wielu poważnych europejskich pracodawców to – nie oszukujmy się – dyskwalifikacja. Może udałoby się załapać gdzieś w Rosji, może gdzieś w Turcji, może na zapleczu Bundesligi…
– Ej, ty, chamku! Mogłeś teraz być w Wiśle Kraków albo Śląsku Wrocław i właśnie przygotowywać się do meczu w Nowym Sączu!
No sorry, nie kupujemy tego. Oczywiście, że miejsce do którego trafił jest – pod względem piłkarskim – niepoważne. Ale jeśli masz do wyboru kopanie się po czole za niską kasę blisko domu i kopanie się po czole za dużą kasę, lecz daleko od domu… Dla nas sprawa jest prosta.
Dlatego Adrianie – gratulujemy. Oczywiście na powołanie do reprezentacji raczej nie masz co liczyć niezależnie od tego, jakich liczb byś nie wykręcił, ale wszyscy zdajemy sobie sprawę, że to nie o te liczby w pierwszej kolejności chodzi w tym dealu. Pograj jeszcze parę lat wśród ogóreczków, odłóż na spokojną przyszłość dla kilku pokoleń, wróć i nie przepieprz tego zbyt szybko i żyj jak król. To chyba nie najgorsza perspektywa, prawda?