Transfer do nowego klubu to często szok. Nowy szkoleniowiec, stawiający zupełnie inne wymagania, nowa taktyka, do której trzeba się przystosować, inne obowiązki na boisku. Ale nie w przypadku Piotra Zielińskiego, który zostanie kolejnym Polakiem w Napoli… Trener? Doskonale znany, w dodatku ten, który naszego rodaka niezwykle ceni. Taktyka? W gołych cyferkach wyglądająca nieco inaczej, ale w dynamice meczu, pod kątem stylu gry – łudząco podobna. Obowiązki? Jeśli tylko Polak wskoczy na pozycję pomocnika grającego tuż przed defensywnym, na którą zresztą najprawdopodobniej jest szykowany, praktycznie identyczne. Ba, nawet kolor koszulki niewiele się zmieni.
Zawsze przy okazji takiego transferu pada pytanie: czy to właściwe miejsce dla zawodnika X? Tutaj jest ono kompletnie bezzasadne. Nieuzbrojone oko jest w stanie dostrzec masę podobieństw w grze Napoli i Empoli, dlatego Polak na San Paolo powinien zaadaptować się szybciej niż naszym pucharowiczom zajmuje rokroczne zaliczenie pierwszego eurowpierdolu.
„Ofensywny, atrakcyjny styl Empoli sprawia, że ten zespół jest jednym z najlepszych do oglądania w całej Serie A. Gra oparta na krótkich podaniach i utrzymywaniu się przy piłce, oparta o diament w środku pola i wypracowywaną w drugiej linii przewagę liczebną jest niezwykle przyjemna dla oka”. Tak charakteryzował grę Empoli w ubiegłym sezonie na swoim blogu Running The Show Blog David Selini.
I to, co Empoli mimo swoich niewątpliwych ograniczeń finansowych i kadrowych, realizowało w bardzo atrakcyjny sposób, to też Napoli ze znacznie większymi środkami dopracowało za Sarriego niemal do perfekcji. Zresztą praca Marco Giampaolo w Empoli była niejako kontynuacją tego, co zrobił Sarri – po zmianie szkoleniowca nie doszło do rewolucji taktycznej, a kontynuacji świetnej pracy faceta, którego nagrodą była umowa życia pod Wezuwiuszem. Napoli Sarriego przede wszystkim dominowało w lidze pod tymi względami, na które w Empoli kładziono równie wielki nacisk – posiadania piłki (średnio 59,3% posiadania w meczu, najwięcej w Serie A) i wypracowywanych sytuacji (13,4 kluczowych podań na mecz, również najwięcej w lidze). Polak był pod tym względem jednym z kluczowych elementów układanki.
Najpierw trzeba się oczywiście przebić do pierwszego składu i to wyzwanie – nie tak łatwe, nawet mimo zażyłości na linii trener-zawodnik – Zieliński powinien potraktować bardzo poważnie. Wręcz jako punkt honoru. Będący wielkim fanem Polaka trener nie będzie mieć bowiem skrupułów, by powiedzieć mu: „sorry, dzisiaj siedzisz”, podobnie jak nie miał ich Adam Nawałka, gdy Zieliński kompletnie nie spełnił jego oczekiwań w meczu z Ukrainą. Szczególnie, że rywali ma z naprawdę wysokiej półki. W poprzednim sezonie trójkąt w pomocy w ustawieniu 1-4-3-3 tworzyli Marek Hamsik z Jorginho i Allanem. Pierwszy – ikona klubu, absolutnie nie do ruszenia. Ale i przeskoczenie w hierarchii któregoś z pozostałej dwójki nie musi należeć do najłatwiejszych, bo obaj odwalali u boku Słowaka kawał dobrej roboty:
Jorginho – 35 meczów, 0 bramek, 4 asysty, 1,9 kluczowych podań na mecz (2. najlepszy wynik w zespole, jedynie za Hamsikiem), 90,9% celnych podań (najlepszy procent w zespole)
Allan – 35 meczów, 3 bramki, 5 asyst, 1,1 kluczowych podań na mecz, 86,3%
Oprócz nich jednak trudno dla Zielińskiego znaleźć poważniejszych konkurentów. Omar El Kaddouri to maksymalnie gość wchodzący jako drugi-trzeci piłkarz z ławki (a i to nie zawsze), Alberto Grassi kompletnie się nie przebił po zimowym transferze z Atalanty, a podpisany niedawno Emanuele Giaccherini, choć nie obca jest mu gra w środku pomocy, to jednak piłkarz o kompletnie innej charakterystyce. W składzie są jeszcze wracający z wypożyczenia Josip Radosević, Jonathan De Guzman i Jacopo Dezi, a także David Lopez czy Mirko Valdifiori, ale czas pokazał, że Napoli to dla nich trochę za wysokie progi.
Przykład tego ostatniego pokazuje jeszcze jedną rzecz – że będąc jednym z ulubieńców Sarriego w Empoli, wcale nie trzeba z urzędu zostać jego pupilem także na San Paolo. Z założenia Włoch miał być ryglem, który zabezpieczy drugą linię Napoli za plecami Hamsika i Allana, ale gdy Sarri odważnie postawił na niego w trzech pierwszych meczach ligi, jego drużyna nie wygrała ani razu, tracąc przy tym sześć bramek. Później ufał mu już tylko w ostateczności.
Na szczęście jest też przykład dużo bardziej pozytywny. Nazywa się Elseid Hysaj. Już w Empoli było widać, że ma papiery na niezłe granie, ale nikt nie spodziewał się, że to właśnie on przyklei do lawki. Christiana Maggio. Weterana. Gościa, który przez siedem długich lat nie dawał się nikomu wygryźć ze składu na dłużej.
I – tak, wiemy, to brzmi co najmniej dziwnie – ale tego właśnie Zielińskiemu życzymy. Żeby był jak Hysaj. Co najmniej.
fot. FotoPyK