Wyobraźcie sobie, że jesteście prezesami piątoligowego klubu. Żeby było trudniej – dodajcie do tego fakt, że dysponujecie infrastrukturą, która nijak nie przypomina tej w Chrząstawie – wszyscy tylko cmokają z zachwytu, gdy widzą wasze obiekty. No i pewnego dnia dzwoni do was Real – tak, ten z Madrytu, który przed chwilą wygrał Ligę Mistrzów, a nie z Myszewa – a jego przedstawiciel mówi, że drużyna niebawem będzie w okolicy i trener Zidane chętnie skorzystałby z waszego boiska, by przeprowadzić trening. Co robicie?
Podpowiedzi:
a) jedziecie do Ikei, by zakupić czerwony dywan,
b) wymieniacie kartę pamięci w telefonie i idziecie do fryzjera, bo macie zamiar zrobić tyle selfie, ile tylko się da,
c) wykupujecie cały asortyment z herbem Realu z pobliskiego sklepu sportowego i tuzin markerów z papierniczego, by zaopatrzyć się w kozackie prezenty świąteczne na kilka najbliższych lat,
d) powoli tworzycie listę gości na ceremonię odsłonięcia pamiątkowej tabliczki z napisem: tu trenował Real Madryt,
e) wszystkie z powyższych,
f) grzecznie odmawiacie, bo akurat w tym samym czasie zaplanowany jest trening dzieci.
No dobra, nie wiemy, jakbyśmy zachowali się w takiej sytuacji, bo to abstrakcja, ale wiemy, jak zachowały się w niej władze norweskiego Malvik IL. Wybrały ostatnią z opcji.
9 sierpnia na Lerkendal Stadion w Trondheim odbędzie się mecz pomiędzy Realem a Sevillą, którego stawką jest Superpuchar Europy. Zwycięzca Ligi Mistrzów zwrócił się z prośbą do lokalnej drużyny o udostępnienie boiska na trening w dniu poprzedzającym wydarzenie. Jej obiekt położony jest w okolicy i spełnia absolutnie wszystkie wymogi, by gościć najlepszych piłkarzy na świecie. Przeszkodą były jednak dzieci przebywające tam w tym czasie obozie.
– To byłby zaszczyt gościć u siebie drużynę Realu, ale przez pięć dni będziemy trenować 270 dzieci i nie możemy im po prostu powiedzieć, żeby tego dnia nie przychodziły, bo na ich boisku trenować będą prawdziwi piłkarze – powiedział Frode Forbord, wiceprezes klubu, w rozmowie z telewizją NRK, a jego wypowiedź rozeszła się po światowych mediach. Potwierdził również, że klub był zainteresowany polubownym rozwiązaniem, które byłoby korzystne z punktu widzenia Norwegów – trening z trybun obejrzałyby dzieci – ale na to nie przystała strona hiszpańska, bo zajęcia miały być całkowicie zamknięte. – Mam nadzieję, że dzieci nauczą się czegoś w szkółce i pewnego dnia zagrają dla Realu Madryt – tak podsumował całe zamieszanie Forbord.
Niby to tylko ciekawostka, ale przesłanie, które z niej płynie, jest jak najbardziej warte uwagi. Dzieciaki są najważniejsze, nawet gdy w grę wchodzi Real. Zdecydowanie szacuneczek!