GKS Tychy to dla nas od dłuższego czasu klub-zagadka. Są tam spore ambicje, lecz co ważniejsze są podstawy – nazwijmy to – infrastrukturalno-organizacyjno-kibicowskie, by mierzyć wyżej niż w wycieczki do Chojnic i Bytowa. Nazwiska? Wiadomo, że same nie grają, ale zawsze udaje się tam stworzyć zespół, który na papierze wygląda porządnie. Problemy zaczynają się w zasadzie dopiero w momencie, gdy trzeba wyjść na boisko i po prostu udowodnić wartość. Szóste miejsce w pierwszej lidze cztery lata temu, później trzynaste, a następnie dość absurdalny spadek. A po rocznym pobycie na zapleczu zaplecza, który miał być dla klubu oczyszczający, dostaliśmy już dwa sygnały, że może dojść do powtórki z rozrywki.
Pierwszy – mecz z Olimpią Zambrów w Pucharze Polski. Możemy się oczywiście przekonywać, że GKS po prostu miał te rozgrywki głęboko w nosie, ale bądźmy poważni – rywal jeszcze przed momentem miał poważny problem z ludźmi, których można było ubrać w stroje meczowe. A jeśli Kamil Kiereś po tamtym meczu uspokajał kogoś, zapewniając, że właściwą formę przygotował dopiero na start ligi, no to dziś powinien czerwienić się ze wstydu.
Sygnał numer dwa – GKS ponownie przywitał się z I ligą porażką na własnym stadionie z Pogonią Siedlce. A musimy przypomnieć, że to zespół, który w zeszłym sezonie na wyjazdach z reguły jedynie prosił o najmniejszy wymiar kary. Ciekawostka na poparcie tych słów – nawet Dolcan Ząbki, który wycofał się ligi, nazbierał cztery punkty więcej na obcych boiskach niż Pogoń!
Trener Kiereś nie zdążył jeszcze usiąść na dupie, a jego zespół już przegrywał. Dokładnie dośrodkowanie z rzutu rożnego w 3. minucie wykorzystał Daniel Chyła i liczyliśmy – trochę nawinie – że ten gol sprawi, iż obejrzymy przyzwoitą pierwszoligową rąbankę. No i się przeliczyliśmy. Mecz z rodzaju tych, na które szkoda czasu antenowego Polsatu – drugoligowi siatkarze wykorzystaliby go lepiej.
Rąbanka co prawda była, ale zdecydowanie nieprzyzwoita. Pogoń okopała się na własnej połowie, GKS przegrywał pojedynki – i z przeciwnikami, i z kałużami na murawie. Tyszanom udało się stworzyć ze trzy składne akcje, lecz delikatnie rzecz ujmując – nie śmierdziało golem wyrównującym. Jakub “w Ekstraklasie czułem się jak w juniorach” Świerczok zmarnował jedną dobrą okazję i generalnie dość wyraźnie przegrał pojedynek gigantów z Mateuszem Żytką. Najlepszym piłkarzem gospodarzy był chyba 52-letni Marcin Radzewicz – to wiele mówi o poziomie tej drużyny.
To był falstart GKS-u, ale warto podkreślić udany debiut trenera Pogoni, Dariusza Banasika. Już w Zniczu szkoleniowiec kojarzony głównie z legijną młodzieżą pokazał, że ma pomysł na pracę z seniorami, więc warto mu się przyglądać.
*
W I lidze debiutował dziś też trener Jacek Magiera. Na dzień dobry jego Zagłębie dostało strzała od Chojniczanki, ale koniec końców udało się wywieźć punkt z Pomorza. Na bramkę Zawistowskiego odpowiedzieli doświadczeni Sebastian Dudek i Tomasz Nowak, a wynik w drugiej połowie ustalił Patryk “już nie kosmita” Mikita.
Fot. FotoPyK