W końcu możemy powiedzieć, że nasza codzienność przebiega we w pełni harmonijny sposób. Po tym jak ruszyła Ekstraklasa przyszedł czas na start rozgrywek pierwszej ligi, której uroki od lat niezmiennie nie przestają na nas oddziaływać. Co prawda już wczoraj Miedź pokonała Górnika 1:0, jednak najpokaźniejszą porcję spotkań pozostawiono na sobotę. Co dziś działo się po zwolnieniu blokady w komorze losującej?
6326 odcinek serialu pod tytułem “Ekstraklasa albo śmierć” rozpoczął się od falstartu. Gieksa na inaugurację dostała bowiem u siebie od Wigier Suwałki. Szok, niedowierzanie, płacz i zgrzytanie zębami na trybunach, a pod koniec wyszydzanie własnych zawodników. Aż chciałoby się powiedzieć – dzień jak co dzień. O ile w pierwszej połowie GKS radził sobie jeszcze jako tako i skonstruował kilka groźniejszych akcji, o tyle po przerwie przyszedł już czas na pokaz padaki i kapiszonadę. Jednego z głównych kandydatów do awansu pogrążył wykorzystując sytuację sam na sam Kamil Adamek. Trzeba jednak zaznaczyć, że bramkę katowiczanie stracili wyłącznie na własne życzenie – gol był bowiem konsekwencją kompromitującego zagrania w środku pola Łukasza Pielorza, któremu gracze Wigier powinni sprezentować w podzięce bukiet róż.
Niezbyt dobrze poszło także innej drużynie, która do niedawna chętnie informowała o swoich mocarstwowych planach, a koniec końców została bodaj największym rozczarowaniem zeszłego sezonu. Olimpia Grudziądz przegrała 0:2 przed własną publicznością z przemodelowanym Podbeskidziem. Typowa potyczka z serii “wynik gorszy niż gra”. Olimpia miała swoje okazje, mogła pokusić się o więcej, jednak koniec końców – cytując klasyka – zadecydowały detale, a konkretniej brak precyzji i bardzo dobra postawa Rafała Leszczyńskiego. No i oczywiście ekstraklasowe doświadczenie strzelców – Demjana i Podgórskiego.
W Olsztynie natomiast wygłoszono dziś kolejny wykład pod tytułem “Jak bieda łączy ludzi?”. Będący jedną z największych rewelacji minionego sezonu Chrobry pojechał na mecz ze Stomilem i… w zasadzie do teraz nie wiadomo, czy dojechał. Pach, pach, pach, 3:0. Do siatki trafiali Tsubasa Ozora Nishi, Biedrzycki i Kujawa. Żeby jednak nie było zbyt kolorowo, zarówno Stomil, jak i Chrobry po tej kolejce i tak będą miały na koncie taką samą liczbę oczek. Olsztynianie zaczynali bowiem sezon z trzema punktami w plecy.
Swój pierwszy mecz na zapleczu po kilkuletniej banicji rozegrał w sobotę na własnym stadionie także Znicz Pruszków. Na triumfalne wdrapanie się na czołg przy skupie złomu trzeba będzie jednak jeszcze chwilę poczekać. Mimo objęcia prowadzenia po bramce Zembrowskiego Znicz przegrał ostatecznie 1:2. Najpierw z karnego wyrównał Wróbel, a szalę zwycięstwa na korzyść Bytovii przechylił Serafin.
Na sam koniec zostawiono nam zaś to, co lubimy najbardziej, creme de la creme, czyli spotkanie z podtekstami – Wisła Puławy kontra MKS Kluczbork. Jakie drugie dno można znaleźć przy okazji podobnego starcia? Dla niewtajemniczonych: była to konfrontacja dwóch zespołów, które miały okazje zmierzyć się dziś wyłącznie dlatego, że Radosław Osuch wycofał się z Zawiszy. Gdyby nie to, dziś w I lidze występowaliby albo jedni, albo drudzy. Wisła i MKS miały bowiem rozstrzygnąć między sobą w barażu, komu należy się prawo gry na zapleczu w tym sezonie. Z ciekawszych rzeczy to by było jednak tyle. Na murawie – 0:0. Chyba wybaczycie nam, jeśli darujemy sobie obszerniejszy komentarz do tego, co nie działo się na boisku.
Fot:400mm.pl