Reklama

Legia wpada na mecz spóźniona, a Wisła nie wykorzystuje jej gapiostwa

redakcja

Autor:redakcja

30 lipca 2016, 22:14 • 3 min czytania 0 komentarzy

Puchary pucharami, ale wypadałoby, żeby Legia jako mistrz Polski miała po trzech kolejkach choć jedno zwycięstwo – można usprawiedliwiać się rywalizacją z Mostarami i Trenczynami, ale nie do końca wiadomo czy wypada. Wygrana miała przyjść w Płocku i choć tak się stało, to początek zwiastował prędzej lądowanie mikołaja z reniferami, niż wygraną gości.

Legia wpada na mecz spóźniona, a Wisła nie wykorzystuje jej gapiostwa

Przez pierwsze 17 minut Wojskowi wyglądali jak z najstraszniejszego koszmaru, jeszcze gorzej niż z najgorszego okresu Berga, kiedy ten opowiadał coś o znajdowaniu balansu, a to 0:3 co przed chwilą to oj tam, oj tam. Kosecki chciałby błyszczeć, ale błyszczała jedynie jego fryzura. Kucharczyk chciałby strzelić gola, ale nie umie podnieść głowy. Hamalainen chciałby być widoczny, ale nawet gdyby ubrał złoty znacznik to i tak za chwilę by zniknął. Obrona nie funkcjonowała, atak nie istniał. Nic nie trzymało się kupy.

Kibice Legii mogli mieć jedno pytanie – czy wasza gra panowie, to jest jakiś żart?

Jeśli tak rzeczywiście było, to goście przestali sobie robić jaja w 27. minucie, kiedy Moulin wrzucił na głowę Prijovicia. Potem Legia cisnęła, przewaga rosła, aż w końcu została udokumentowana – świetne podanie od strzelca gola kontaktowego dostał Kucharczyk i zrobił to, co robi od wielkiego dzwonu. Podniósł głowę, nabrał obrońcę balansem i spokojnie pokonał Kiełpina. Kuchy, to naprawdę byłeś ty?

Legia nie chciała wracać do żartowania i widać było, że jest zespołem lepszym. W końcu wpadło, wrzutka po rożnym, piłka odbija się od Kante i Lewczuk

Reklama


pakuje futbolówkę do siatki. Gdybyśmy chcieli być złośliwi, napisalibyśmy – Kante w końcu miał udział w jakiejś akcji bramkowej. Ale nie jesteśmy.

 

Hasi odetchnął z ostatnim gwizdkiem, bo jednak mu się udało. Nieco ponad 60 sekund – tyle beniaminek potrzebował, żeby napocząć mistrza. Nie trzeba było do tego jakiejś zmyślnej kombinacji, grania na jeden kontakt i tym podobnych. Nie, wystarczyło wrzucić celnie z rzutu rożnego i legioniści byli kompletnie bezradni, najbardziej Kopczyński, który nie nadążył za Boziciem. 10 minut później wystarczyło ten plan powtórzyć, Broź dał się wyblokować, a Szymiński strzelił ładnie głową od słupka. 2:0, dwa rzuty rożne i Legia leży.

Położył ją wykonujący kornery Dominik Furman, jej były piłkarz, który do niedawna odpoczywał na hamaku w Weronie, a teraz musiał szukać formy w Płocku. Jest to coraz bardziej przerażające, jak odrzuty z zachodnich lig wracają do nas i rozstawiają resztę po kątach. Teraz zaczyna to robić Furman, który poza wrzutkami ze stałych fragmentów wyglądał naprawdę dobrze.

Reklama

Tak jak i cała Wisła – zabrakło jej dziś doświadczenia, żeby po dwóch ciosach utrzymać sobie spokojnie wynik, ale beniaminek ma jakość. Ciekawie wygląda Ilijew, Reca ma spory potencjał, błysk po zmianie pokazał Kriwiec, kiedy jego uderzenie wyjął Malarz. Jest kim grać, na dziś to nie wystarczyło, ale jeśli takie mecze mamy oglądać dzięki beniaminkom, bo i Arkę daje radę – witamy w Ekstraklasie bardzo gorąco!

Fot. FotoPyk

koniecccc

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Komentarze

0 komentarzy

Loading...