Kilka klubów ligi japońskiej. FC Porto, idealne miejsce do wypromowania się. Zenit Sankt-Petersburg. Shanghai SIPG. CV Hulka jasno pokazuje, jakimi priorytetami kieruje w życiu i że nie zawsze chodzi o poziom sportowy. Przy jego walorach fizycznych można w ciemno zakładać, że taką Premier League wciągnąłby nosem. Anglicy czy Hiszpanie są w stanie sypnąć groszem, ale jednak nie aż tak, by przekonać Brazylijczyka. Nigdzie nie dostałby rocznie 12,5 miliona dolarów, a taką sumkę będzie przytulał obecnie w Chinach.
Jeszcze za czasów FC Porto, kiedy dzwonił jego telefon, mógł w ciemno zakładać, że to menedżer z kolejną ofertą. Brazylijczyk jednak czekał, czekał, czekał i poszedł tam, gdzie rzucili poważne pieniądze. Sportowo? Raczej średnio. Raz udało się wywalczyć mistrza, raz puchar, raz superpuchar. I tyle. Poza tym, to przecież Rosja. Szanse na sukces w europejskich pucharach były takie jak na to, że Pazdan zapuści po Euro afro. W Chinach – co oczywiste – splendoru na arenie międzynarodowej też nie uświadczy. Ale to nieistotne, ważne, że portfel puchnie w oczach. Hulk robi interesy na wszystkim, swego czasu zdecydował się nawet ufarbować włosy, po tym gdy jedna firma zaproponowała mu za taki zabieg 50 tysięcy euro.
Pseudonim dostał od ojca, który uwielbiał serial i komiksy o przepotężnym olbrzymie i zaczął tak mówić na swojego syna gdy ten miał… trzy lata. Trzeba przyznać, że Brazylijczyk w dorosłym życiu szybko nadgonił z formą i sprawił, że ksywka jak najbardziej do niego pasuje. Masą i rzeźbą zjada wszystkich swoich kolegów na śniadanie. Dopakował tak, że jest w stanie… nogą rozerwać piłkę. Jak tutaj:
Dziś Hulk obchodzi 30. urodziny. Raczej już nigdy nie zobaczycie go w swoim ulubionym klubie, chyba że dziwnym trafem jesteście fanami chińskiej piłki. Nie umiemy także wyobrazić sobie Hulka biedującego po karierze. Z drugiej strony… nie ma przecież takiej forsy, której nie da się nie przepuścić. Szczególnie, gdy jesteś Brazylijczykiem.