Futbol z każdym dniem coraz dobitniej uświadamia nam, że czas nie stoi w miejscu. Gracze, na których się wychowywaliśmy i których plakaty niejednokrotnie wisiały nad naszymi łóżkami, kończą kariery, potem po chwili zostają trenerami. Do składów wielkich drużyn wskakują zawodnicy niewiele starsi od nas, a następnie obserwujemy jak za grube miliony kupuje się chłopaczków, od których jesteśmy już o kilka lat starsi… Sami pewnie zresztą doskonale wiecie, o czym mówimy.
Dlaczego naszło nas na tego typu refleksje właśnie teraz? Powód jest prozaiczny – nowym selekcjonerem reprezentacji Ukrainy został wczoraj jednogłośnie wybrany nie kto inny, jak Andrij Szewczenko. O ile jednak w przypadku drużyn klubowych – nawet tych największych – przyzwyczailiśmy się już do tego, że nastała pewnego rodzaju moda na zatrudnianie młodych szkoleniowców, o tyle w reprezentacjach narodowych tego typu praktyki wciąż są raczej rzadkością.
Czy powierzenie roli selekcjonera Szewczence miało prawo zaskoczyć? Bez cienia wątpliwości. Czy jednak wybór ten jest tak naprawdę trudny do wytłumaczenia? W żadnym wypadku.
Jak wygląda obecna sytuacja w kadrze Ukrainy – abstrahując już od tego, co dzieje się w samym kraju – każdy wie. Nawet jeśli w ogniu politycznej zawieruchy futbol klubowy był jeszcze w stanie w minionym sezonie naprawdę solidnie się obronić, to już wynik reprezentacji miał pełne prawo wzbudzić w Ukraińcach żądzę krwi. Bilans na EURO – trzy mecze, trzy porażki i zero strzelonych bramek (jako jedyni w turnieju). Nie chcemy nawet myśleć, jak po tym wszystkim wyglądała okładka ukraińskiego “Faktu”. Sam Andrij Jarmołenko po spotkaniu z Irlandią Północną wprost przyznał przecież przed kamerami, że jest mu najzwyczajniej w świecie wstyd wracać do domu. Niech słowa pomocnika Dynama Kijów posłużą za najlepszy komentarz do tego, przez jakie chwile przechodzą obecnie “żółto-błękitni”.
W obliczu zaistniałej sytuacji na Ukrainie zaszła więc pilna potrzeba znalezienia nowego impulsu, nowego bodźca. Kogoś, kto pozwoliłby ludziom marzyć i kto dobrze by im się kojarzył oraz przywoływał miłe wspomnienia. Kogoś, kto na nowo wleje w serca nadzieję. Kto zaś ma się na Ukrainie dobrze kojarzyć, jeśli nie najlepszy strzelec w historii reprezentacji i zarazem gość z drugą co do wielkości liczbą występów w narodowych barwach? Kto, jeśli nie jedyny Ukrainiec wybrany swego czasu najlepszym piłkarzem świata? Wizerunek Szewczenki – nie ma się co zbytnio oszukiwać – miał przy tym wyborze kolosalne znaczenie.
Ktoś zaraz powie: fajnie, że jest lubiany i szanowany, ale ma dopiero 39 lat i – poza asystowaniem poprzedniemu selekcjonerowi – zerowe doświadczenie w zawodzie. Jasne, to wszystko prawda, której nie da się w żaden sposób podważyć. Mimo to wydaje się jednak, że w tym konkretnym przypadku rozpatrywanie sprawy zero-jedynkowo również mija się z celem. Szewczenko zna bowiem na wylot wszystkich zawodników w zespole. Z niektórymi z nich jeszcze wspólnie występował przecież w reprezentacji czy nawet w klubie. Trzeba też mieć na względzie przede wszystkim to, że specyfika pracy w klubie i w kadrze znacznie się od siebie różni. Gdy z drużyną widzisz się tak naprawdę zaledwie kilka razy w roku, znajomość piłkarzy ma olbrzymie znaczenie. Wydaje się, że pod tym względem Ukraińcy po prostu nie mogli wybrać lepiej. Kluczowym pytaniem pozostaje natomiast to, czy Szewczenko z całej tej wiedzy będzie umiał korzystać.
Czy były wybitny napastnik ma prawo odczuwać presję? To akurat jasne jak słońce. Jakkolwiek patrzeć stanie on przed misją odbudowy kadry, która znajduje się obecnie w totalnej rozsypce. Postawione przed nim zadanie na starcie samodzielnej kariery trenerskiej jest niezwykle wymagające. Z drugiej strony należy też powiedzieć sobie jasno, że ukraińska federacja w gruncie rzeczy nie ryzykowała zbyt wiele. Powód jest prosty – gorzej już chyba być nie może. Szewczenko musiałby być naprawdę wyposażony przez naturę w dwie lewe ręce, by cokolwiek jeszcze tam zepsuć. Niezależnie od tego, jak bardzo by się starał, atmosfery też nie jest w stanie tam bardziej zmącić. Cóż, my będziemy mu kibicować. Nawet pomimo faktu, że przez takich jak on dociera do nas, że z każdym dniem stajemy się coraz starsi.
W przypływie nostalgii na koniec nie mogliśmy odmówić sobie jeszcze zamieszczenia filmiku z boiskowymi popisami “Szewy”…
… oraz jednej osobliwej sytuacji, z której również go zapamiętaliśmy.
Fot. FotoPyK